- @Kusu
- Liczba postów : 114
Join date : 19/07/2021
Góry
Sro Lip 21, 2021 7:49 pm
Jest to mocno górzysty teren. Skała na skale, a gdzieniegdzie tylko zielona trawa wystawia swoją bujną grzywkę i daję o sobie znać. Ziemie ciężkie do zamieszkania, dlatego nikt tutaj się nie wprowadził. Oczywiście, jak się bardzo chce, to i tutaj można wieść godne życie. Ale czy warto?
- HaricottoNiska Klasa
- Liczba postów : 11
Join date : 04/07/2021
Re: Góry
Nie Sie 15, 2021 7:54 pm
W końcu wylądował, a dookoła siebie zobaczył miejsce, które wyglądało na martwe. Nie na zniszczone, na martwe, pozbawiona jakiejkolwiek duszy i mieszkańców. Nawet po zwierzętach nie było śladu.
- Świetnie! Nikt mi nie będzie przeszkadzać! - zacisnął swoją pięść, podjarany faktem, że w końcu znalazł miejsce, w którym spokojnie może oddać się treningowi.
Zdjął swoją zbroję i położył ją na jednym z pobliskich kamieni. Wyciągnął przed siebie dłonie i krzyżując je w palcach, wyciągnął jeszcze bardziej, co sprawiło, że te głośno strzeliły. Uśmiechnięty Saiyanin od razu zacisnął swoje pięści, po czym wyprowadził jedną ręką atak, drugą zaś trzymając przy swoim biodrze. I tak kilka razy na zmianę, by rozruszać zastane kości. Przecinał powietrze swoimi dłońmi, wydając z siebie dziwny dźwięk, który według niego, napawał go motywacją.
- Dadadadadadadadada! - wykrzykiwał szybko, a zaraz do jego pięści dołączyły nogi, którymi wymachiwał w górę i na boki, udając, że kopie kogoś w twarz, brzuch, czy sprzedaje soczystego lowkicka. Na koniec uniósł nogę ku górze, stopą sięgając ponad swoją głowę, trzymając zaciśnięte dłonie przy sobie, na wysokości twarzy, po czym szybko, z impetem, opuścił nogę i uderzył płasko o podłoże. Lekko popękało od mocnego tupnięcia. Widząc to, nachylił się do przodu i odbił się od spękanej gleby, robiąc kilka fikołków w powietrzu.
Wylądował, kilka zamachnięć rękami, kilka kopniaków w walce z niewidzialnym przeciwnikiem (wyobrażał sobie jednego z robotów napotkanych na planecie Rottobo) i ponownie odskok.
Wylądował tuż przy ogromnej ściance skalnej i widząc ją, naszła go genialna myśl. A gdyby tak uderzać w nią pięściami, jednocześnie je hartując i utwardzając? Kiedyś słyszał, że po czymś takim uderzenie boli mniej, bo skóra jest wytrenowana.
- Yosha! - wrzasnął radośnie, po czym ustawił się w odpowiedniej pozycji. Stanął szeroko, kolana lekko ugiął i uniósł dłonie na wysokość klatki piersiowej. Wyciągnął lewą rękę do przodu i przyłożył pięść do zimnej, skalnej ściany.
W błyskawicznym tempie zabrał lewą rękę, utrzymując ją przy w boku, zaś równocześnie gdy ją zabierał, prawa wysuwała się do przodu, by zastąpić jej miejsce. Skupiony na jednym punkcie, uderzał rytmicznie i na zmianę, nie zwracając uwagi na ból.
Wiadomym było, że już po kilkudziesięciu mocniejszych uderzeniach, kostki na jego pięściach zaczęły krwawić, zostawiając po sobie ślady na płaskiej skale. Nie zniechęcało go to, bo wiedział, że teraz pocierpi, ale później wyjdzie to na jego korzyść. Jednakże, by nie popaść w nudę i monotonie, postanowił co jakiś czasu uderzyć skałę łokciem, czy uderzeniem, które wyprowadzone z dołu, ugodziłoby przeciwnika pod żebra. Nogi też miały w to układ, ale nie tak spory jak same pięści, które były tutaj głównymi bohaterami.
Kończąc, zamachnął się ostatni raz, wkładając w to sporo siły. Prawa ręka tym razem wyciągnięta była za jego głowę.
- Sorya!!! - wrzasnął, aż zabolało go gardło i wyprowadził cios, który dosięgłszy celu, potrząsł skałą i po chwili skruszył ją na kawałki.
Haricotto rozgrzany do granic możliwości nie przerywał swojego treningu. Stał w bezruchu, skupiony maksymalnie. Oczy miał zamknięte. Jego głowa przepełniona była teraz myślami o walce, które w samym umyśle wydawała się być emocjonująca i bardzo realna.
Wyobrażał sobie siebie i swojego ojca, Brocco. Stali naprzeciwko siebie, szczerząc swoje zęby jeden do drugiego.
I nagle obaj ruszyli w swoją stronę, Haricotto przybrał pozycję obronną, którą również przybrał w rzeczywistości. Gdy jego ojciec zadał pierwszy cios, Fasola zablokował go, wyciągając po prostu rękę do góry, by zatrzymać nadlatującą pięść. Następnie wyprowadził kopniaka, typowego lowkicka, by uderzyć w biodro przeciwnika. Rzeczywistość była odwzorowaniem tego, co robił w głowie, tyle że w miejscu, dlatego też jego noga poszła w ruch, zatrzymując się w pewnym momencie. Tuż po zamachnięciu nią, prawa ręka wyszła do przodu, zadając cios przeciwnikowi w przeponę, by go nieco przytkać i wykorzystać przewagę.
Saiyanin doskoczył do drugiego, zadając ciosy tak szybko, jak tylko potrafił, wyprowadzając uderzenia rękami i nogami, blokując także te, które skierowane były bezpośrednio na niego. Cios szedł za ciosem, atak za atakiem, kopniak za kopniakiem. Gdyby ktoś oglądał Haricotto z daleka, pewnie pomyślałby, że jest nienormalny, skoro bije się sam ze sobą. Na tym właśnie polegał ten trening. Walka z niewidzialnym przeciwnikiem bardzo pomagała, a gdyby tu jeszcze było lustro, to byłoby jeszcze łatwiej.
W pewnym momencie mężczyzna doskoczył do ściany i oparł na niej swoje dłonie. W jego głowie ściana zastąpiona była przez starego Saiyanina, z którym siłował się na obie ręce. Jeden starał się przepchać drugiego. Z zaciśniętymi zębami, używający całej pozostałej energii, Haricotto pchał ile sił w rękach. Stopy wbijały mu się w ziemię, przez co robił za sobą i pod sobą małe doły, szerokie jak jego buty.
I w końcu, skała zaczęła pękać. Młodzieniec czując, jak przeszkoda przed nim przestaje stawiać opór, otworzył oczy i ujrzał swoje dłonie wbite w skalną ścianę. W tej samej chwili zniknął także Brocco, który jeszcze chwilę temu sam twardo stał i napierał na Fasolę, chcąc go przepchać do tyłu.
Ogoniasty zabrawszy swoje dłonie, otrzepał je i samego siebie, po czym z wycieńczenia padł na glebę. Patrzył w błękitne niebo, na chmury leniwie płynące po nim. Wyciągnął dłoń do góry i zacisnął ją w pięść, uśmiechając się sam do siebie.
_____
#1 trening statystyk.
- HaricottoNiska Klasa
- Liczba postów : 11
Join date : 04/07/2021
Re: Góry
Sro Sie 18, 2021 9:26 am
Haricotto stał w rozkroku, patrząc przed siebie. Zaciskał swoje pięści, po których spływały cienkie stróżki krwi. Spadały one leniwie na twarde podłoże, rozbryzgując się we wszystkie strony przy kontakcie. Od palącego słońca szybko wysychały, zostawiając po sobie bordowe plamki. Z biegiem czasu i przy pomocy wiatru, zasypywane zostały przez szalejący kurz i piach.
Saiyanin zamknął swoje oczy, skupiając się i wyciszając. Przez chwilę nie poruszył się, dając chłodzić swoje ciało podmuchom wiatru, który od czasu do czasu łaskawie udzielił mu towarzystwa.
I nagle, oczy mężczyzny otworzyły się, w ruch poszła lewa ręka, przechodząc z podbródka prosto przed siebie, kierując się nieco niżej pięścią, bo na wysokość mostka Haricotto. Prawa w tym samym czasie cofnęła się w dół i trochę w tył, z łokciem wysuniętym za plecy, a zaciśnięta pięść "oparta" była o biodro. Ta czynność powtórzona była kilka rasy, aż w końcu zakończył ją mocny kopniak, który kończył się mocnym tupnięciem.
Mrużąc swoje oczy i robiąc poważną minę, odbił się stopami od twardego podłoża i rzucił się do przodu, prosto na pionową skalną ściankę. Odbił się od niej, wykonał salto w powietrzu, po czym wylądował obiema stopami na ziemi. Po chwili się odbił raz jeszcze i z wyciągniętą do tyłu pięścią, ruszył prosto na skalę. Uderzył w nią, mając zamiar zniszczyć ją na kawałki...
Młodzieniec zabrał swoją pięść, która nawet nie raczyła się odcisnąć na skale, po czym spojrzał na swoje zakrwawione dłonie i zdarte kostki. Czyżby to był jego limit? To nie może być prawda! Zacisnąwszy swoje pięści, sprawił, że uleciało z nich nieco więcej krwi.
- Ititititi... Ałałała... - ból połączony z pieczeniem był nie do zniesienia, ale to było dobre "ćwiczenie", mając na celu hartowanie swojego ciała.
Przyszedł czas na trening nóg, a mianowicie kopnięć. Na pierwszy ogień poszło kolano, które miało dwie funkcje. Jedną była blokująca, a drugą atakująca. wystarczyło podnieść kolano na odpowiednią wysokość, by zablokować cios lub wgryźć się nim w brzuch lub inną cześć ciała przeciwnika.
Następnym krokiem ku samodoskonaleniu, była nauka wyprowadzania lowkicków. Ale nie byłe jakich, tylko dokładnych, gdzie stopa musi być odpowiednio przekręcona i obciągnięta. Dodatkowo, ruch nogi musiał być okrężny i doprecyzowany.
Haricotto nie miał zamiaru się ociągać. Chciał się wzmacniać i nic więcej. Poza tym, to nie tak, że miał tutaj coś innego do roboty. Była jedna rzecz, ale do dokonania jej był jeszcze zbyt słaby. Potrzebował cierpliwości i wytrwałości.
Postanowił, że wykona teraz najzwyczajniejsze ćwiczenia siłowe. The old fashion way. Zapożyczył sobie kamień, którego podnoszenie miało zwiększyć jego siłę. Łapiąc ogromny głaz, który był większy i masywniejszy od Haricotto, tuż przy samym spodzie, zaparł się nogami i zaczął go podnosić. Zaciskał mocno swoje zęby, przebierając stopami, które od czasu do czasu sunęły po ziemi, zostawiając w niej tunele szerokości jego buta. Czuł ciężkość kamienia, ale nie poddawał się.
- Ggnnnnghh...! - w końcu wydarł go z ziemi i przeniósł nad swoją głowę. Uginał ręce w łokciach i zaraz je prostował, trzymając na swoich barkach całą masę i ciężar ogromnego minerału.
Czuł, jak jego nogi z każdą sekundą coraz bardziej się uginają, nie wytrzymując po prostu ciążenia, jakie na siebie narzucił.
- Jeszcze trochę... Jeszcze trochę... Jeszcze... Trochę... - aż w końcu zaczął czuć, jak jego ręce sztywnieją, nie chcąc się podnieść do góry. Bezradność w tym momencie była zdecydowanym czynnikiem, który sprawił, że Saiyanin zmuszony był rzucić przed siebie ogromny "ciężar treningowy". Gdy uderzył o podłoże, ziemia zadrżała, a sam Haricotto przysiadł, łapczywie łapiąc powietrze do swoich wysuszonych ust.
- Może... Może być... Hee... - przekręcił głowę w prawą stronę, a następnie w lewą, delektując się dźwiękiem, jaki wydawały strzelające kręgi. To był najwyższy czas, żeby opuścić to miejsce i... W końcu się umyć.
_____
#2 trening statystyk.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach