- Samael
- Liczba postów : 31
Join date : 17/08/2021
Karta Postaci Samael
Wto Sie 17, 2021 11:46 pm
Imię: Leonardo (Samael - prawdziwe imię)
Wiek: 14 lat
Rasa: Hron(Inne)
Klasa: Wojownik
Wygląd:
Ludzka Postać:
Bohater nasz wygląda w zasadzie jak przeciętny przedstawiciel rasy ludzkiej. Nos, uszy, usta wyglądają typowo, tak jak u każdego człowieka. Posiada on także pełne uzębienie w śnieżnobiałej barwie. Nie wyróżnia się niczym szczególnym. Pomimo, iż posiada on czternaście lat, to ciało, w którym został zamknięty, można oszacować na wiek około osiemnastu lat. Dlatego więc, logicznie rzecz biorąc, wygląda na zdecydowanie starszego niż jest w rzeczywistości. Mierzy on pięć stóp, a więc posiada sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu. Waży on ponad sto sześćdziesiąt pięć funtów, czyli siedemdziesiąt pięć kilogramów. Na jego głowie goszczą czarne, średniej długości, rozczochrane włosy, których kilka kosmyków opada na jego czoło. Posiada białe tęczówki oczu. Co ciekawe, między nogami zwisa mu jakaś dodatkowa, tajemnicza część ciała. Wygląda ona trochę jak jakaś dżdżownica (czy coś w tym guście) wraz z jakimś niewielkim workiem. Jeszcze nie dowiedział się, co to ma w zasadzie być, więc czeka, aż ktoś mu to wyjaśni. Aktualnie nie ma on na sobie żadnego ubrania. Przemieszcza się całkowicie nago, odsłaniając w pełni swe ciało. Na nogach nie posiada obuwia, chodzi boso.
Postać Hrona:
W swej prawdziwej postaci przypomina zwierzę, lisa. Jest on w całości pokryty futrem o barwie węgla. W zasadzie całe jego ciało posiada ten właśnie kolor. To, co może przykuwać uwagę innych osób, są jego oczy, a w zasadzie ślepia. Ślepia będące całkowicie białe. Warto wspomnieć, iż oczy jego wyglądają w zasadzie jak otwory. Posiada on pięć par ostrych jak brzytwa zębów. Co ciekawe, w momencie, w którym otwiera swój pysk, można dostrzec biel wypełniającą całe jego gardło. Powróćmy jeszcze na chwilę do futra, ponieważ warto wspomnieć o jednej rzeczy. Na głowie jego, część jego futra układa się w swoistą "fryzurę". Jego uszy zaś przypominają dokładnie te, które zaobserwować można u lisów, choć są one nieco dłuższe. Zamiast łap posiada dłonie, które to z kolei zaopatrzone są w długie palce wraz z ostrymi pazurami. Jego kończyn dolnych tyczy się to samo, nie można tam dostrzec łap, a tylko i wyłącznie stopy. Posiada dwie pary długich, puszystych ogonów. Co zaś tyczy się jego postury, to nie jest on wysoką personą. Mierzy sobie tylko sto sześćdziesiąt osiem centymetrów, a waży też dość niewiele, bo tylko pięćdziesiąt sześć kilogramów.
Charakter:
Młodzieniec jest osobą o dobrym sercu, która zawsze stara się czynić dobro. Jeżeli widzi, że ktoś potrzebuje pomocy to po prostu zaproponuje takową, nie chcąc nic w zamian. Jeżeli widzi, iż ktoś, kto jest ewidentnie słabszy fizycznie, jest gnębiony przez kogoś silniejszego, to zainterweniuje. A przynajmniej stara się tak postępować. Nie zawsze jednak jest w stanie zareagować, ponieważ bardzo często odczuwa strach. Strach, który uniemożliwia mu walkę z silniejszym oponentem. Chłopak obawia się, iż podczas walki mógłby zostać poważnie ranny. Przecież jego przeciwnik chciałby zranić go podczas starcia.
Kolejna sprawa, lisek bywa dość naiwny względem innych osób, co czyni go w zasadzie łatwowiernym. Nie spotkał on do tej pory osoby, która by go oszukała, tak więc zbyt łatwo przychodzi mu uwierzenie w czyjeś słowa.
Jest on także niecierpliwą osobą. Nie lubi na coś czekać, wszystko wolałby dostać natychmiast.
W kontaktach z płcią przeciwną jest nieśmiały, przedstawicielki płci pięknej często potrafią go zawstydzić.
Nigdy nie posiadał on prawdziwego przyjaciela, więc do końca nie wiadomo, jakby się zachowywał względem takowego. Z całą pewnością jednak, starałby się być wobec swych przyjaciół lojalnym.
Historia:
W świecie, w którym nikt nigdy nie słyszał o istotach takich jak: ludzie, saiyanie bądź tsufulianie, narodziła się inna, o wiele mroczniejsza cywilizacja. Cywilizacja, która mogła wyglądać na taką, tak naprawdę jedynie na pierwszy rzut oka. Na planecie Arrgon żyła rasa Hronów. Czemu przedstawiciele tej cywilizacji mieliby wyglądać na tak złowieszczych, jak można byłoby myśleć? Cóż, nie wyglądali oni w zasadzie jak istoty cielesne, a bardziej jak duchy, byty, które jakiś czarnoksiężnik mógłby przyzwać za pomocą odpowiednich zaklęć. Czyżby byli więc oni demonami? Cóż, to też nie była odpowiedź na to pytanie. A więc czym oni byli? Na wszystkie pytania, odpowiedzi powinny zostać udzielone już wkrótce, podczas czytania tegoż tekstu.
Nim jednak przejdziemy do właściwej akcji, poruszmy nieco dokładniej temat wyglądu tych istot. W większości przypadków, posiadali oni humanoidalny wygląd, bardzo zbliżony do ludzi. Możnaby powiedzieć, iż wyglądali oni trochę jak ludzie, którzy wyszli dopiero co ze studni ze smołą(czy coś w tym guście). Cechą, która ich jednak odróżniała od ludzi i innych humanoidalnych ras(poza barwą ciała), były oczy. Białe, wręcz puste oczy, które wyglądały jak otwory. Co więcej, u niektórych osobników można było dostrzec cechy wręcz zwierzęce. Rogi, kły, ogony, itp. Zdarzały się przypadki, iż niektórzy przypominali w pełni zwierzęta.
Pewnie ktoś czytając ten tekst doszedł do wniosku, iż musieli oni mieć jakieś powiązania z magią bądź jakąś mroczną, może nawet negatywną energią. Jeżeli ktoś faktycznie doszedł do takich wniosków to ma on rację. Ich rasa powstała miliony lat temu za sprawą bogów. Bogowie Ci przez początkowy okres istnienia tejże cywilizacji starali się ją nakierować ku czynieniu dobra, nauczając ich wszystkich rzeczy potrzebnych do przetrwania, a także i magię. Magię, do której Hronowie mieli wrodzony talent. Niestety, po jakimś czasie bogowie opuścili Hronów, wyruszając w dalszą wędrówkę. Wszystko to stało się jednak w tak zamierzchłych czasach, iż niektórzy zaczęli traktować tę opowieść jak zwykłą bajkę dla dzieci. Wraz z upływem czasu, Hronowie coraz rzadziej korzystali z magii, odkrywając nową, nieznaną im moc - ki. Uważali oni, iż moc ta otwierała przed nimi o wiele większe możliwości niż magia. Z tego więc powodu ki wyparła magię, z której aktualnie korzystali w zasadzie nieliczni. Choć z całą pewnością wciąż posiadali oni jakiś potencjał w tej dziedzinie. Ciężko było jednak to stwierdzić. Pozostaje jeszcze tylko jedna sprawa. Skąd ta mroczna energia? Czemu Ci bogowie posługiwali się właśnie nią? Tego nie wiedział w sumie nikt, poza oczywiście nimi.
No dobrze, skoro wstęp, który w pewnym stopniu wyjaśnił pochodzenie cywilizacji Samaela mamy za sobą, to zacznijmy w końcu opowieść o naszym lisku, który w nieznanych (przynajmniej na razie) okolicznościach trafił na błękitną planętę, będąc przemienionym w człowieka.
Samael był pierwszym i jedynym dzieckiem Hrona imieniem Usgaut oraz Hrony o imieniu Heith. Ojciec naszego bohatera zajmował się polowaniem na zwierzęta. Należał on do grupy, która właśnie w taki sposób zarabiała na życie. Był on tak w skrócie myśliwym. Czym zaś zajmowała się matka? Była zwykłą kurą domową.
Młody Hron nie uczęszczał do żadnego przedszkola, do jakiejkolwiek szkoły, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie istniały takie instytucje, których zadaniem byłoby kształcenie młodych pokoleń. Swój czas spędzał głównie na zabawie z innymi dziećmi. Chłopak często też wybierał się na wykłady starego Hrona imieniem Bork, który był uznawany w powszechnej opinii za mędrca. Oczywiście jednego z wielu. Na spotkania z nim przybywało wielu młodych chłopców (dziewczęta rzadko tam bywało, prawie wcale), z którymi starał się dywagować na różne tematy filozoficzne. Jego celem było także kształtowanie w tych młodzikach odpowiednich postaw. Często też opowiadał im historie o zamierzchłych czasach, bogach, magii.
- No dobrze, a czy już opowiadałem wam historię o Przedwiecznych Bogach?
Zapytał mędrzec, swoich słuchaczy, kiedy to siedział na kamieniu.
- Tak, miliony razy.
Odpowiedzieli jednogłośno, wyglądając na zrezygnowanych, ponieważ przypuszczali, iż mężczyzna zamierzał opowiedzieć ponownie o tym samym.
- A czy opowiadałem już wam o królu Gamalu II? Był pierwszym szamanem, który zasiadł na tronie.
W tym momencie chłopcy zaczęli rozmawiać między sobą, wyglądając na ewidentnie zaciekawionych tym tematem.
- No dobrze... a więc chcecie, abym wam o tym opowiedział?
- Tak, prosimy!
Nadszedł czas wojny. Pojawiła się ona w zasadzie niespodziewanie. Hronowie nie byli oczywiście jedyną rasą mieszkającą na Arrgon, aczkolwiek zawsze starali się utrzymywać przyjazne, pokojowe stosunki z innymi mieszkańcami planety. Jako, iż starali się zawsze trzymać zdala od konfliktów to nie przywiązywali dużej uwagi do swej armii. Jej liczebność nie była jakaś duża. Z tego więc powodu znajdowali się oni w o wiele gorszej sytuacji niż ich przeciwnicy, którzy być może nie potrafili korzystać z ki, lecz było ich za to bardzo wielu.
Vadowie byli rasą insekto-podobnych stworzeń, którzy z nieznanego powodu rozpętali tę wojnę, atakując jedną z wiosek Hronów. Tym, którym udało się uciec przed agresorami, dotarli do stolicy, w której przekazali swemu władcy informacje o ataku.
Hronowie wręcz natychmiast przeszli do ofensywy, lecz w początkowej fazie konfliktu najzwyczajniej w świecie przegrywali. Król Biorn IX rozkazał werbować do armii wszystkich mężczyzn zdolnych do walki. Niestety, sytuacja ich zmusiła do włączenia do armii młodzież oraz dzieci, którzy nie zajmowali się jednak walką na froncie. Ich głównym zadaniem była pomoc w dostarczaniu pożywienia oraz broni na front, budowanie fortyfikacji w strategicznych miejscach oraz przede wszystkim szkolenie na przyszłych żołnierzy.
Bohater nasz także został zaciągnięty do tej armii, będąc zmuszonym opuścić swe rodzinne miasteczko. Pierwszy raz w życiu brał udział w jakimś konflikcie, więc było to dla niego bardzo wielkie przeżycie. Miał on nadzieję, iż wojna ta szybko zakończy się.
Podczas swego pobytu w wojsku spotkał wielu innych chłopców w swoim wieku, a nawet młodszych, którzy razem odbywali ciężkie treningi w jednym z obozów.
Po kilku miesiącach jeden z żołnierzy odkrył (całkowitym przypadkiem), iż Vadowie posiadali jedną, bardzo konkretną słabość. Ogień. Owady te bały się najzwyczajniej w świecie ognia. Informację tę postanowili wykorzystać Hronowie na swą korzyść. Od tej pory zaczęli oni między innymi zastanawiać się czy mogliby za pomocą swej ki wykorzystać ogień.
Po pewnym czasie byli oni w stanie wykorzystać technikę, która polegała na wytwarzaniu kuli ognia w ręce i rzucaniu nią w oponentów. To właśnie dzięki tej technice, dzięki tej słabości ich wrogów, Hronowie byli w stanie przechylić szalę zwycięstwa na swą stronę, pokonując ostatecznie Vadów. Insekty, które przeżyły konflikt zostały zamknięte w obozach. W tych samych obozach, w których wcześniej szkolono między innymi dzieci. Insekty były zmuszane do pracy w kamieniołomach oraz do innych aktywności, które mogłyby się przysłużyć w jakiś sposób cywilizacji zwycięzców.
Po zakończeniu wojny, Król Biorn IX postanowił powiększyć swoją armię, wcielając w jej szeregi o wiele większą ilość cywilów. Co zaś tyczy się samego Samaela to doszedł on do wniosku, iż wciąż będzie trenował, aby w przyszłości być wystarczająco silnym, aby móc walczyć w kolejnej, ewentualnej wojnie, aby móc chronić swoich rodziców.
Minęły trzy miesiące od czasu zakończenia konfliktu. Lisek w tym właśnie momencie przechadzał się po łące, napotykając na swej drodze nieznanego mu do tej pory mężczyznę. Jegomość był wysoki, muskularny oraz posiadał długi ogon.
- Witaj, młodzieńcze.
- Dzień dobry... kim pan jest?
- Nazywam się Edgar. Posłuchaj mnie, przybyłem tu, ponieważ wyczułem Twoją energię.
- Moją energię? Jak to, pan wyczuł?
- Posłuchaj, wiem, że może to zabrzmi niewyobrażalnie, jednakże potrafię wyczuwać na odległość energię ki innych, żywych organizmów.
- No dobrze, ale czemu to mnie pan wybrał?
- Widzę, że jesteś bardzo młody. Jak na swój wiek posiadasz sporą ki.
Chłopak był zdezorientowany. Nie miał pojęcia jak wyjaśnić tę całą sytuację. Jakim cudem ktoś był w stanie wyczuć energię innych osób?
- Mam do Ciebie ogromną prośbę, młodzieńczę.
Bohater nasz spojrzał z jeszcze większym zaskoczeniem na wojownika. Jaką prośbę mógł mieć ten mężczyzna? Czemu kierował ją właśnie do lisa?
- Jaką?
- Czy mógłbyś się ze mną zmierzyć w pojedynku? Wędruję po świecie, poszukując silnych wojowników. Byłbym Ci bardzo wdzięczny za to.
Pomimo tego, iż Samael był cholernie skołowany tą całą sytuacją to stwierdził, że zgodzi się na wzięcie udziału w tym sparingu.
Chłopak starał się jak najlepiej wykorzystać swe umiejętności oraz moc, którą dysponował, lecz nie był w stanie konkurować z tym wojakiem na odpowiednim poziomie. Pomimo tego, wojownik dostrzegł potencjał w młodziku i postanowił zaprosić go do swego "świata". Okazało się, iż przybysz należał do tajemnego zgromadzenia o nazwie Białe Słońce, którego celem było zbieranie silnych osób lub takich o sporym potencjale bojowym. W jakim celu?
- Przewodzi nami Hron, który potrafi przewidywać przyszłość. Otrzymuje on czasami wizje przyszłych wydarzeń. Kilka tygodni temu doznał wizji, w której widział jak cała nasza rasa zostaje unicestwiona przez siły, które nie pochodzą z naszego świata. Według niego pozostało nam kilka lat.
Chłopak będąc zaciekawiony oraz w gruncie rzeczy, zaniepokojony tą sprawą, postanowił wybrać się do kryjówki Białego Słońca.
Razem z Edgarem dotarli do jakiejś jaskini, która znajdowała się wysoko w górach. Jaskinia ta posiadała rozległą sięć tunelów. Po kilku minutach obaj dotarli przed oblicze mistrza tegoż zgromadzenia. Był on umięśnionym Hronem o dość średnim wzroście, posiadającym pare zakrzywionych rogów na głowie. Siedział właśnie na kamieniu, rozmawiając z jakimś mężczyzną na tylko sobie znany temat. Przywódca po kilku chwilach zakończył bieżącą rozmowę, zwracając uwagę na przybyłych.
- Widzę, Edgarze, że przyprowadziłeś kogoś nowego.
- Tak, Baldurze. Ten chłopak ma potencjał, dlatego zdecydowałem się go tu przyprowadzić.
Baldur postanowił wyjaśnić jeszcze szczegółowiej całą sprawą z tą jego wizją, zaś ogoniasty otrzymał wybór. Mógł dołączyć do nich, aby razem zadbać o bezpieczeństwo ich domu bądź odejść i żyć swoim życiem. Młodzieniec doszedł do wniosku, że skoro tak wiele osób postanowiło dołączyć do tego stowarzyszenia to musiało w tym wszystkim być ziarno prawdy. Podczas spaceru przez korytarze spotkał tu kilkadziesiąt osób. Postanowił, iż dołączy do nich. W tym samym dniu nasz bohater rozpoczął szkolenie pod okiem Edgara, dzięki któremu miał stać się jeszcze silniejszym.
No dobra, ale dlaczego Ci wszyscy członkowie Białego Słońca po prostu nie spróbują skontaktować się z królem, aby można było odpowiednio przygotować się na nadejście tych najeźdzców? No cóż, już kiedyś członkowie tegoż stowarzyszenia próbowali nawiązać dialog z nim, lecz ten nie wierzył im, uważając, iż są zwykłymi szaleńcami. Nie pozostało im więc nic innego, jak przygotować tę obronę na własną rękę. Jedyne co mogli zrobić to gromadzić silnych wojowników lub tych z potencjałem. Pozostali sami z tym problemem, mogli liczyć tak naprawdę tylko na siebie i na ludzi, którzy zdecydują się im pomóc.
Lata mijały, a ogoniasty stawał się coraz starszy i przede wszystkim silniejszy. Przez cały ten okres, Hronowie nie toczyli żadnych wojen, dzięki czemu mogli cieszyć się spokojnym żywotem. Niestety do czasu.
Pewnego pięknego, bezchmurnego, słonecznego dnia, na orbicie Arrgon pojawiły się statki kosmiczne. Dosłownie cała, gigantyczna flota statków. Kilka z tych statków weszło w atmosferę planety, ostatecznie na niej lądując. Ze statków wyszli żołnierze, istoty podobne do goryli, którzy ubrani byli w jakieś kosmiczne zbroje, a uzbrojeni byli w broń przypominającą ziemskie karabiny. Towarzyszyły im także bojowe androidy. Czego tu szukali? Cóż, będąc prowadzonym przez swego wodza, przybyli na tę planetę w jednym celu. Totalnej anihilacji życia. Ich wódz, będąc przekonanym, iż od lat otrzymuje on wizje od swego boga, obrał na cel właśnie tę planetę, ponieważ według tych jego wizji, Hronowie, którzy ją zamieszkiwali, byli cywilizacją stworzoną przez demony. Assel, czyli wódz tych kosmicznych goryli uważał, iż należało unicestwić to szatańskie nasienie, aby nie rozprzestrzeniało się dalej po galaktyce i nie siało spustoszenia na innych planetach. To wszystko było oczywiście czystą manipulacją, lecz nikt o tym nie miał pojęcia.
Najeźdźcy pojawili się tak nagle i niespodziewanie, atakując z pełną siłą, że Hronowie nie byli w stanie odpowiednio szybko zareagować, ponosząc już na samym początku wojny olbrzymie straty. Członkowie Białego Słońca także brali udział w tym konflikcie, lecz ich pomoc na nic się zdała. Czyżby te ostatnie lata treningów poszły w zasadzie na marne? Niestety, ale właśnie tak to wyglądało. Samael chciał włączyć się do walki, lecz w momencie, w którym ujrzał potęgę wrogich wojsk, po prostu stchórzył. Stchórzył, chowając się w siedzibie Białego Słońca.
Próbował wymyślić jakieś rozwiązanie. Zastanawiał się czy istniał jakiś sposób na powstrzymanie agresorów, lecz nic nie przychodziło mu do głowy. Nie był w stanie znaleźć wyjścia z tej sytuacji. Najeźdźcy byli silni. Zbyt silni, aby armia Hronów była w stanie sobie z nimi poradzić. Nie dość, że Assel posiadał w swoich szeregach tysiące oddanych mu żołnierzy, setki androidów, które były zaprogramowane tylko do jednego - do unicestwienia swojego celu, to w dodatku, Aspergillusowie (tak właśnie nazywała się rasa tych najeźdźców)uwolnili Vadów, którzy wciąż byli przetrzymywani w obozach, i wcielili ich do swojej armii.
Chłopak powrócił do domu, aby razem ze swymi rodzicami uciec zdala od tego konfliktu, jednakże ich już tam nie było. Znalazł jakąś kartkę, na której było napisane, iż uciekli oni w stronę południa, mając nadzieję, iż żadne zło ich tam nie dosięgnie. Młodzieniec także chciał tam wyruszyć, lecz w tym właśnie momencie pojawił sie w jego domu Edgar.
- Pan Edgar? Co pan tu robi?
- Przyszedłem zabrać Cię do naszej siedziby.
- Przepraszam, ale nie mogę nigdzie teraz iść. Moi rodzice uciekli na południe. Jeżeli uda mi się ich dogonić to może uda nam się razem przetrwać.
- Jesteś głupcem, Samaelu.
Lisek nie rozumiał nic z tego. Czemu Edgar uważał go za głupca?
- Nie rozumiem.
- Posłuchaj mnie, na Arrgon nikt już nie jest bezpieczny. Nasi wrogowie najpewniej będą chcieli wybić wszystkich Hronów. Pozostało tylko jedno wyjście.
- Nic nie rozumiem. Co ma pan na myśli?
- Wszystkiego dowiesz się wkrótce, ale teraz musisz ze mną pójść. Obiecuję, że niedługo wszystko zrozumiesz.
Młodzieniec postanowił wyruszyć ze swym nauczycielem Edgarem.
Na miejscu spotkali Baldura, który wyjaśnił Samaelowi, że z ich wrogiem nie da się w zasadzie wygrać. Ich wróg był zbyt silny. Co więcej, jeden z agentów Baldura przekazał mu, iż najeźdźcy najpewniej będą chcieli wybić wszystkich Hronów. Stąd właśnie posiadali takowe informacje. Mogli oni jednak przeżyć. Ogoniasty w tej właśnie chwili dowiedział się, iż Baldur wraz z kilkoma innymi mężczyznami był w stanie otworzyć kilka portali. Portali prowadzących do innych, całkowicie obcych im światów. Światów, do których ich wróg nie powinien móc się dostać.
- Nie mogę opuścić Arrgon bez taty i mamy. Muszę ich odnaleźć.
- Poczekaj, Samaelu. Ja to zrobię.
- Co? Dlaczego?
- Zapomniałeś już, że potrafię wyczuć energię innych osób? Znam energię Twoich rodziców, więc odnajdę ich o wiele szybciej niż, gdybyś to Ty się podjął tego zadania.
- W porządku... zostanę.
- Chłopcze, przysięgam Ci, że odnajdę i sprowadzę tutaj Twoich rodziców nim nasz wróg tu dotrze.
Nie było czasu na naukę, czas uciekał, więc Samael musiał zdać się na Edgarze. Tak czy siak, Samaelowi nie pozostało nic innego jak czekać. Czekać, aż Baldur zacznie otwierać portale. Baldur nawet, gdyby chciał to nie mógłby ocalić wszystkich Hronów. Do otwarcia tych portali była potrzebna spora moc magiczna. Otwieranie tych portali w dodatku pochłaniało spore ilości magicznej energii. Posiadał więc ograniczoną ilość portali, które mógł otworzyć. Najeźdźcy zdołaliby odnaleźć ich wszystkich nim udałoby się kogokolwiek ocalić.
Baldur rozpoczął otwieranie portali wraz ze swymi pomocnikami. Kilka pierwszych osób przeszło przez portale, kiedy nagle i niespodziewanie wbiegł jeden z członków Białego Słońca, informując, że jacyś Aspergillusowie musieli podążać jego śladem, ponieważ kierują się ku górom. Tak więc wkrótce powinni się tu pojawić. Mistrz zgromadzenia zamierzał przyspieszyć całą procedurę, starając się otwierać kilka portali jednocześnie.
W końcu nadeszła kolei na Samaela.
- Nigdzie nie zamierzam iść bez moich rodziców.
- Oszalałeś? Uciekaj stąd! Ratuj swoje życie!
- Nie! Nie zostawię ich tutaj!
W tym właśnie momencie za naszym bohaterem pojawił się wysoki mężczyzna, który był jednym z głównych ochroniarzy Baldura. Chłopak odwrócił się w jego stronę, otrzymując pacyfikujący cios w brzuch. Przywódca Białego Słońca rozkazał osiłkowi wrzucić młodzik w portal, ponieważ za chwilę się zamknie. Po chwili osiłek wykonał rozkaz, wrzucając w portal młodzieńca. W tym właśnie momencie lisek opuścił Arrgon.
Po bliżej nieokreślonym czasie, ogoniasty przebudził się, a jego oczom ukazały się drzewa, pełno drzew. Musiał więc znajdować się w lesie. Tak czy siak, Samael postanowił ruszyć przed siebie, aby opuścić to miejsce. Chciał dowiedzieć się, gdzie dokładnie przeniósł się. Musiał on zostać wrzucony w portal, ponieważ na Arrgon całkowicie inaczej wyglądała roślinność. Był zmuszony odnaleźć jakichś tubylców, którzy by mu wyjaśnili, gdzie aktualnie znajdował się.
Po jakimś czasie do obojga jego uszu dotarły jakieś krzyki. Postanowił ruszyć w tamtym kierunku. Kilkanaście sekund później dotarł do miejsca, z którego dochodził hałas. Jego oczom ukazało się kilka postaci. Po prawej stronie stała para jakichś młodych chłopców. Jeden z nich trzymał w ręce worek z nieznaną lisowi zawartością. Po lewej zaś stronie stało trzech mężczyzn. Dwaj z nich ubrani byli w bojowe stroje, byli oni wysocy i muskularni. Trzeci ubrany był w jakąś szatę, w prawej ręce trzymał drewnianą laskę. Na jego głowie znajdował się kaptur.
- Wy smarkacze, oddawajcie smoczą kulę!
- Nigdy wam jej nie oddamy! Przyjdź i sam sobie ją zabierz, staruchu!
- Panowie... wiecie robić. Sami nas do tego zmusili.
- Tak jest! Zaraz oddadzą nam tę kulkę!
Obaj mężczyźni ruszyli na chłopców, którzy zaczęli najzwyczajniej w świecie uciekać. Niestety, wojownikom udało się dogonić chłopców, których w następnej kolejności zaatakowali. Chłopcy zostali bardzo szybko pobici, a worek został im odebrany. Mężczyźni ucieszyli się ze swej zdobyczy. W momencie, w którym mieli odchodzić, jeden z chłopców powstał z ziemi.
- Ma-Macie oddać tę kulę, słyszycie?
Wojownicy tylko zaśmiali się. Samael, który obserwował całe to zajście chciał wkroczyć i zainterweniować, jednakże odczuwał strach. Strach, który nie pozwalał mu stawić czoła zagrożeniu. Niemniej jednak nie chciał tak po prostu stać i przyglądać się. Chciał powstrzymać ten proceder, lecz bał się. W tym właśnie momencie jeden z mężczyzn podszedł do chłopaczka i uderzył go w twarz. Bohater nasz chciał wyjść z ukrycia, lecz strach mu uniemożliwiał to. Przez cały ten czas stał za drzewem i obserwował całe to zajście.
- Panowie, został ktoś jeszcze... Spójrzcie w tamtą stronę.
W tym momencie starzec wskazał palcem wskazującym prawej ręki na pozycję, w której przebywał ogoniasty.
- Przyprowadźcie mi go.
W tym właśnie momencie Samael zerwał się i zaczął uciekać. Biegł najszybciej, jak tylko mógł. W pewnym momencie - nie wiadomo skąd - Samael otrzymał cios w głowę, przez który stracił przytomność, a jego ciało bezwładnie opadło na ziemię. Po kilku chwilach jeden z wojowników pojawił się tuż obok liska, chwytając jego ciało prawą ręką i zarzucając sobie ja na lewe ramię. Sprowadził on naszego bohatera przed oblicze swego mistrza, który wpadł na pewien złowieszczy, aczkolwiek w jego mniemaniu, nawet zabawny pomysł. Wokół lewej dłoni zakapturzonego jegomościa pojawiła się aura w kolorze fioletu. Położył on rękę tę na ciele liska, którego ciało po chwili rozbłysnęło się białym światłem, rozpoczynając proces swoistej metamorfozy. Ostatecznie jego ciało przeobraziło się w bardziej ludzką, "przyjaźniej" wyglądającą postać.
Po bliżej nieokreślonym czasie, Samael przebudził się, jednakże nie miał pojęcia gdzie się znajdował, jak tu trafił ani nawet tego, kim jest. Czuł ogromną pustkę w głowie, nie potrafił sobie niczego przypomnieć. Wiedział tylko jedno, leżał właśnie całkiem nagi, gdzieś w górach. Zaczął oglądać swoje ciało. Jedna rzecz go zastanawiała. Zastanawiała go ta dziwna część jego ciała, która mu zwisała między nogami. Co to miało niby być? Może będzie mógł zapytać o to, gdy kogoś spotka?
W tym właśnie momencie rozpoczyna się opowieść o naszym bohaterze. Samaelu, Hromie, który przez zbieg niezbyt przyjemnych wydarzeń, trafił na Ziemię. Jak potoczą się dalej jego losy? Czy uda mu się odzyskać kiedyś pamięć? Czy uda mu się powrócić do domu? Czas pokaże.
Techniki startowe:
- Bukujutsu
- Kiai
Umiejętność startowa:
Sztuki walki I stopień
Umiejętności wrodzone:
- Większy potencjał - do, co drugiego treningu statystyk postać otrzymuje dodatkowo 10 punktów.
- Regeneracja - 15% zdrowia co dwa posty fabularne. Dodatkowo w przypadku toczonej walki +5% zdrowia co turę. W przypadku w którym postać nie wykonuje żadnych misji, przygód czyli nią nie gramy jej życie i energia odnawia się na poziomie +8%/h.
Planeta/Miejsce zamieszkania: Planeta Ziemia
Umiejętności wrodzone, jak i wszystko inne w tej KP, pozostawiam do oceny i konsultacji MG.
Wiek: 14 lat
Rasa: Hron(Inne)
Klasa: Wojownik
Wygląd:
Ludzka Postać:
Bohater nasz wygląda w zasadzie jak przeciętny przedstawiciel rasy ludzkiej. Nos, uszy, usta wyglądają typowo, tak jak u każdego człowieka. Posiada on także pełne uzębienie w śnieżnobiałej barwie. Nie wyróżnia się niczym szczególnym. Pomimo, iż posiada on czternaście lat, to ciało, w którym został zamknięty, można oszacować na wiek około osiemnastu lat. Dlatego więc, logicznie rzecz biorąc, wygląda na zdecydowanie starszego niż jest w rzeczywistości. Mierzy on pięć stóp, a więc posiada sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu. Waży on ponad sto sześćdziesiąt pięć funtów, czyli siedemdziesiąt pięć kilogramów. Na jego głowie goszczą czarne, średniej długości, rozczochrane włosy, których kilka kosmyków opada na jego czoło. Posiada białe tęczówki oczu. Co ciekawe, między nogami zwisa mu jakaś dodatkowa, tajemnicza część ciała. Wygląda ona trochę jak jakaś dżdżownica (czy coś w tym guście) wraz z jakimś niewielkim workiem. Jeszcze nie dowiedział się, co to ma w zasadzie być, więc czeka, aż ktoś mu to wyjaśni. Aktualnie nie ma on na sobie żadnego ubrania. Przemieszcza się całkowicie nago, odsłaniając w pełni swe ciało. Na nogach nie posiada obuwia, chodzi boso.
Postać Hrona:
W swej prawdziwej postaci przypomina zwierzę, lisa. Jest on w całości pokryty futrem o barwie węgla. W zasadzie całe jego ciało posiada ten właśnie kolor. To, co może przykuwać uwagę innych osób, są jego oczy, a w zasadzie ślepia. Ślepia będące całkowicie białe. Warto wspomnieć, iż oczy jego wyglądają w zasadzie jak otwory. Posiada on pięć par ostrych jak brzytwa zębów. Co ciekawe, w momencie, w którym otwiera swój pysk, można dostrzec biel wypełniającą całe jego gardło. Powróćmy jeszcze na chwilę do futra, ponieważ warto wspomnieć o jednej rzeczy. Na głowie jego, część jego futra układa się w swoistą "fryzurę". Jego uszy zaś przypominają dokładnie te, które zaobserwować można u lisów, choć są one nieco dłuższe. Zamiast łap posiada dłonie, które to z kolei zaopatrzone są w długie palce wraz z ostrymi pazurami. Jego kończyn dolnych tyczy się to samo, nie można tam dostrzec łap, a tylko i wyłącznie stopy. Posiada dwie pary długich, puszystych ogonów. Co zaś tyczy się jego postury, to nie jest on wysoką personą. Mierzy sobie tylko sto sześćdziesiąt osiem centymetrów, a waży też dość niewiele, bo tylko pięćdziesiąt sześć kilogramów.
Charakter:
Młodzieniec jest osobą o dobrym sercu, która zawsze stara się czynić dobro. Jeżeli widzi, że ktoś potrzebuje pomocy to po prostu zaproponuje takową, nie chcąc nic w zamian. Jeżeli widzi, iż ktoś, kto jest ewidentnie słabszy fizycznie, jest gnębiony przez kogoś silniejszego, to zainterweniuje. A przynajmniej stara się tak postępować. Nie zawsze jednak jest w stanie zareagować, ponieważ bardzo często odczuwa strach. Strach, który uniemożliwia mu walkę z silniejszym oponentem. Chłopak obawia się, iż podczas walki mógłby zostać poważnie ranny. Przecież jego przeciwnik chciałby zranić go podczas starcia.
Kolejna sprawa, lisek bywa dość naiwny względem innych osób, co czyni go w zasadzie łatwowiernym. Nie spotkał on do tej pory osoby, która by go oszukała, tak więc zbyt łatwo przychodzi mu uwierzenie w czyjeś słowa.
Jest on także niecierpliwą osobą. Nie lubi na coś czekać, wszystko wolałby dostać natychmiast.
W kontaktach z płcią przeciwną jest nieśmiały, przedstawicielki płci pięknej często potrafią go zawstydzić.
Nigdy nie posiadał on prawdziwego przyjaciela, więc do końca nie wiadomo, jakby się zachowywał względem takowego. Z całą pewnością jednak, starałby się być wobec swych przyjaciół lojalnym.
Historia:
W świecie, w którym nikt nigdy nie słyszał o istotach takich jak: ludzie, saiyanie bądź tsufulianie, narodziła się inna, o wiele mroczniejsza cywilizacja. Cywilizacja, która mogła wyglądać na taką, tak naprawdę jedynie na pierwszy rzut oka. Na planecie Arrgon żyła rasa Hronów. Czemu przedstawiciele tej cywilizacji mieliby wyglądać na tak złowieszczych, jak można byłoby myśleć? Cóż, nie wyglądali oni w zasadzie jak istoty cielesne, a bardziej jak duchy, byty, które jakiś czarnoksiężnik mógłby przyzwać za pomocą odpowiednich zaklęć. Czyżby byli więc oni demonami? Cóż, to też nie była odpowiedź na to pytanie. A więc czym oni byli? Na wszystkie pytania, odpowiedzi powinny zostać udzielone już wkrótce, podczas czytania tegoż tekstu.
Nim jednak przejdziemy do właściwej akcji, poruszmy nieco dokładniej temat wyglądu tych istot. W większości przypadków, posiadali oni humanoidalny wygląd, bardzo zbliżony do ludzi. Możnaby powiedzieć, iż wyglądali oni trochę jak ludzie, którzy wyszli dopiero co ze studni ze smołą(czy coś w tym guście). Cechą, która ich jednak odróżniała od ludzi i innych humanoidalnych ras(poza barwą ciała), były oczy. Białe, wręcz puste oczy, które wyglądały jak otwory. Co więcej, u niektórych osobników można było dostrzec cechy wręcz zwierzęce. Rogi, kły, ogony, itp. Zdarzały się przypadki, iż niektórzy przypominali w pełni zwierzęta.
Pewnie ktoś czytając ten tekst doszedł do wniosku, iż musieli oni mieć jakieś powiązania z magią bądź jakąś mroczną, może nawet negatywną energią. Jeżeli ktoś faktycznie doszedł do takich wniosków to ma on rację. Ich rasa powstała miliony lat temu za sprawą bogów. Bogowie Ci przez początkowy okres istnienia tejże cywilizacji starali się ją nakierować ku czynieniu dobra, nauczając ich wszystkich rzeczy potrzebnych do przetrwania, a także i magię. Magię, do której Hronowie mieli wrodzony talent. Niestety, po jakimś czasie bogowie opuścili Hronów, wyruszając w dalszą wędrówkę. Wszystko to stało się jednak w tak zamierzchłych czasach, iż niektórzy zaczęli traktować tę opowieść jak zwykłą bajkę dla dzieci. Wraz z upływem czasu, Hronowie coraz rzadziej korzystali z magii, odkrywając nową, nieznaną im moc - ki. Uważali oni, iż moc ta otwierała przed nimi o wiele większe możliwości niż magia. Z tego więc powodu ki wyparła magię, z której aktualnie korzystali w zasadzie nieliczni. Choć z całą pewnością wciąż posiadali oni jakiś potencjał w tej dziedzinie. Ciężko było jednak to stwierdzić. Pozostaje jeszcze tylko jedna sprawa. Skąd ta mroczna energia? Czemu Ci bogowie posługiwali się właśnie nią? Tego nie wiedział w sumie nikt, poza oczywiście nimi.
No dobrze, skoro wstęp, który w pewnym stopniu wyjaśnił pochodzenie cywilizacji Samaela mamy za sobą, to zacznijmy w końcu opowieść o naszym lisku, który w nieznanych (przynajmniej na razie) okolicznościach trafił na błękitną planętę, będąc przemienionym w człowieka.
Samael był pierwszym i jedynym dzieckiem Hrona imieniem Usgaut oraz Hrony o imieniu Heith. Ojciec naszego bohatera zajmował się polowaniem na zwierzęta. Należał on do grupy, która właśnie w taki sposób zarabiała na życie. Był on tak w skrócie myśliwym. Czym zaś zajmowała się matka? Była zwykłą kurą domową.
Młody Hron nie uczęszczał do żadnego przedszkola, do jakiejkolwiek szkoły, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie istniały takie instytucje, których zadaniem byłoby kształcenie młodych pokoleń. Swój czas spędzał głównie na zabawie z innymi dziećmi. Chłopak często też wybierał się na wykłady starego Hrona imieniem Bork, który był uznawany w powszechnej opinii za mędrca. Oczywiście jednego z wielu. Na spotkania z nim przybywało wielu młodych chłopców (dziewczęta rzadko tam bywało, prawie wcale), z którymi starał się dywagować na różne tematy filozoficzne. Jego celem było także kształtowanie w tych młodzikach odpowiednich postaw. Często też opowiadał im historie o zamierzchłych czasach, bogach, magii.
- No dobrze, a czy już opowiadałem wam historię o Przedwiecznych Bogach?
Zapytał mędrzec, swoich słuchaczy, kiedy to siedział na kamieniu.
- Tak, miliony razy.
Odpowiedzieli jednogłośno, wyglądając na zrezygnowanych, ponieważ przypuszczali, iż mężczyzna zamierzał opowiedzieć ponownie o tym samym.
- A czy opowiadałem już wam o królu Gamalu II? Był pierwszym szamanem, który zasiadł na tronie.
W tym momencie chłopcy zaczęli rozmawiać między sobą, wyglądając na ewidentnie zaciekawionych tym tematem.
- No dobrze... a więc chcecie, abym wam o tym opowiedział?
- Tak, prosimy!
Nadszedł czas wojny. Pojawiła się ona w zasadzie niespodziewanie. Hronowie nie byli oczywiście jedyną rasą mieszkającą na Arrgon, aczkolwiek zawsze starali się utrzymywać przyjazne, pokojowe stosunki z innymi mieszkańcami planety. Jako, iż starali się zawsze trzymać zdala od konfliktów to nie przywiązywali dużej uwagi do swej armii. Jej liczebność nie była jakaś duża. Z tego więc powodu znajdowali się oni w o wiele gorszej sytuacji niż ich przeciwnicy, którzy być może nie potrafili korzystać z ki, lecz było ich za to bardzo wielu.
Vadowie byli rasą insekto-podobnych stworzeń, którzy z nieznanego powodu rozpętali tę wojnę, atakując jedną z wiosek Hronów. Tym, którym udało się uciec przed agresorami, dotarli do stolicy, w której przekazali swemu władcy informacje o ataku.
Hronowie wręcz natychmiast przeszli do ofensywy, lecz w początkowej fazie konfliktu najzwyczajniej w świecie przegrywali. Król Biorn IX rozkazał werbować do armii wszystkich mężczyzn zdolnych do walki. Niestety, sytuacja ich zmusiła do włączenia do armii młodzież oraz dzieci, którzy nie zajmowali się jednak walką na froncie. Ich głównym zadaniem była pomoc w dostarczaniu pożywienia oraz broni na front, budowanie fortyfikacji w strategicznych miejscach oraz przede wszystkim szkolenie na przyszłych żołnierzy.
Bohater nasz także został zaciągnięty do tej armii, będąc zmuszonym opuścić swe rodzinne miasteczko. Pierwszy raz w życiu brał udział w jakimś konflikcie, więc było to dla niego bardzo wielkie przeżycie. Miał on nadzieję, iż wojna ta szybko zakończy się.
Podczas swego pobytu w wojsku spotkał wielu innych chłopców w swoim wieku, a nawet młodszych, którzy razem odbywali ciężkie treningi w jednym z obozów.
Po kilku miesiącach jeden z żołnierzy odkrył (całkowitym przypadkiem), iż Vadowie posiadali jedną, bardzo konkretną słabość. Ogień. Owady te bały się najzwyczajniej w świecie ognia. Informację tę postanowili wykorzystać Hronowie na swą korzyść. Od tej pory zaczęli oni między innymi zastanawiać się czy mogliby za pomocą swej ki wykorzystać ogień.
Po pewnym czasie byli oni w stanie wykorzystać technikę, która polegała na wytwarzaniu kuli ognia w ręce i rzucaniu nią w oponentów. To właśnie dzięki tej technice, dzięki tej słabości ich wrogów, Hronowie byli w stanie przechylić szalę zwycięstwa na swą stronę, pokonując ostatecznie Vadów. Insekty, które przeżyły konflikt zostały zamknięte w obozach. W tych samych obozach, w których wcześniej szkolono między innymi dzieci. Insekty były zmuszane do pracy w kamieniołomach oraz do innych aktywności, które mogłyby się przysłużyć w jakiś sposób cywilizacji zwycięzców.
Po zakończeniu wojny, Król Biorn IX postanowił powiększyć swoją armię, wcielając w jej szeregi o wiele większą ilość cywilów. Co zaś tyczy się samego Samaela to doszedł on do wniosku, iż wciąż będzie trenował, aby w przyszłości być wystarczająco silnym, aby móc walczyć w kolejnej, ewentualnej wojnie, aby móc chronić swoich rodziców.
Minęły trzy miesiące od czasu zakończenia konfliktu. Lisek w tym właśnie momencie przechadzał się po łące, napotykając na swej drodze nieznanego mu do tej pory mężczyznę. Jegomość był wysoki, muskularny oraz posiadał długi ogon.
- Witaj, młodzieńcze.
- Dzień dobry... kim pan jest?
- Nazywam się Edgar. Posłuchaj mnie, przybyłem tu, ponieważ wyczułem Twoją energię.
- Moją energię? Jak to, pan wyczuł?
- Posłuchaj, wiem, że może to zabrzmi niewyobrażalnie, jednakże potrafię wyczuwać na odległość energię ki innych, żywych organizmów.
- No dobrze, ale czemu to mnie pan wybrał?
- Widzę, że jesteś bardzo młody. Jak na swój wiek posiadasz sporą ki.
Chłopak był zdezorientowany. Nie miał pojęcia jak wyjaśnić tę całą sytuację. Jakim cudem ktoś był w stanie wyczuć energię innych osób?
- Mam do Ciebie ogromną prośbę, młodzieńczę.
Bohater nasz spojrzał z jeszcze większym zaskoczeniem na wojownika. Jaką prośbę mógł mieć ten mężczyzna? Czemu kierował ją właśnie do lisa?
- Jaką?
- Czy mógłbyś się ze mną zmierzyć w pojedynku? Wędruję po świecie, poszukując silnych wojowników. Byłbym Ci bardzo wdzięczny za to.
Pomimo tego, iż Samael był cholernie skołowany tą całą sytuacją to stwierdził, że zgodzi się na wzięcie udziału w tym sparingu.
Chłopak starał się jak najlepiej wykorzystać swe umiejętności oraz moc, którą dysponował, lecz nie był w stanie konkurować z tym wojakiem na odpowiednim poziomie. Pomimo tego, wojownik dostrzegł potencjał w młodziku i postanowił zaprosić go do swego "świata". Okazało się, iż przybysz należał do tajemnego zgromadzenia o nazwie Białe Słońce, którego celem było zbieranie silnych osób lub takich o sporym potencjale bojowym. W jakim celu?
- Przewodzi nami Hron, który potrafi przewidywać przyszłość. Otrzymuje on czasami wizje przyszłych wydarzeń. Kilka tygodni temu doznał wizji, w której widział jak cała nasza rasa zostaje unicestwiona przez siły, które nie pochodzą z naszego świata. Według niego pozostało nam kilka lat.
Chłopak będąc zaciekawiony oraz w gruncie rzeczy, zaniepokojony tą sprawą, postanowił wybrać się do kryjówki Białego Słońca.
Razem z Edgarem dotarli do jakiejś jaskini, która znajdowała się wysoko w górach. Jaskinia ta posiadała rozległą sięć tunelów. Po kilku minutach obaj dotarli przed oblicze mistrza tegoż zgromadzenia. Był on umięśnionym Hronem o dość średnim wzroście, posiadającym pare zakrzywionych rogów na głowie. Siedział właśnie na kamieniu, rozmawiając z jakimś mężczyzną na tylko sobie znany temat. Przywódca po kilku chwilach zakończył bieżącą rozmowę, zwracając uwagę na przybyłych.
- Widzę, Edgarze, że przyprowadziłeś kogoś nowego.
- Tak, Baldurze. Ten chłopak ma potencjał, dlatego zdecydowałem się go tu przyprowadzić.
Baldur postanowił wyjaśnić jeszcze szczegółowiej całą sprawą z tą jego wizją, zaś ogoniasty otrzymał wybór. Mógł dołączyć do nich, aby razem zadbać o bezpieczeństwo ich domu bądź odejść i żyć swoim życiem. Młodzieniec doszedł do wniosku, że skoro tak wiele osób postanowiło dołączyć do tego stowarzyszenia to musiało w tym wszystkim być ziarno prawdy. Podczas spaceru przez korytarze spotkał tu kilkadziesiąt osób. Postanowił, iż dołączy do nich. W tym samym dniu nasz bohater rozpoczął szkolenie pod okiem Edgara, dzięki któremu miał stać się jeszcze silniejszym.
No dobra, ale dlaczego Ci wszyscy członkowie Białego Słońca po prostu nie spróbują skontaktować się z królem, aby można było odpowiednio przygotować się na nadejście tych najeźdzców? No cóż, już kiedyś członkowie tegoż stowarzyszenia próbowali nawiązać dialog z nim, lecz ten nie wierzył im, uważając, iż są zwykłymi szaleńcami. Nie pozostało im więc nic innego, jak przygotować tę obronę na własną rękę. Jedyne co mogli zrobić to gromadzić silnych wojowników lub tych z potencjałem. Pozostali sami z tym problemem, mogli liczyć tak naprawdę tylko na siebie i na ludzi, którzy zdecydują się im pomóc.
Lata mijały, a ogoniasty stawał się coraz starszy i przede wszystkim silniejszy. Przez cały ten okres, Hronowie nie toczyli żadnych wojen, dzięki czemu mogli cieszyć się spokojnym żywotem. Niestety do czasu.
Pewnego pięknego, bezchmurnego, słonecznego dnia, na orbicie Arrgon pojawiły się statki kosmiczne. Dosłownie cała, gigantyczna flota statków. Kilka z tych statków weszło w atmosferę planety, ostatecznie na niej lądując. Ze statków wyszli żołnierze, istoty podobne do goryli, którzy ubrani byli w jakieś kosmiczne zbroje, a uzbrojeni byli w broń przypominającą ziemskie karabiny. Towarzyszyły im także bojowe androidy. Czego tu szukali? Cóż, będąc prowadzonym przez swego wodza, przybyli na tę planetę w jednym celu. Totalnej anihilacji życia. Ich wódz, będąc przekonanym, iż od lat otrzymuje on wizje od swego boga, obrał na cel właśnie tę planetę, ponieważ według tych jego wizji, Hronowie, którzy ją zamieszkiwali, byli cywilizacją stworzoną przez demony. Assel, czyli wódz tych kosmicznych goryli uważał, iż należało unicestwić to szatańskie nasienie, aby nie rozprzestrzeniało się dalej po galaktyce i nie siało spustoszenia na innych planetach. To wszystko było oczywiście czystą manipulacją, lecz nikt o tym nie miał pojęcia.
Najeźdźcy pojawili się tak nagle i niespodziewanie, atakując z pełną siłą, że Hronowie nie byli w stanie odpowiednio szybko zareagować, ponosząc już na samym początku wojny olbrzymie straty. Członkowie Białego Słońca także brali udział w tym konflikcie, lecz ich pomoc na nic się zdała. Czyżby te ostatnie lata treningów poszły w zasadzie na marne? Niestety, ale właśnie tak to wyglądało. Samael chciał włączyć się do walki, lecz w momencie, w którym ujrzał potęgę wrogich wojsk, po prostu stchórzył. Stchórzył, chowając się w siedzibie Białego Słońca.
Próbował wymyślić jakieś rozwiązanie. Zastanawiał się czy istniał jakiś sposób na powstrzymanie agresorów, lecz nic nie przychodziło mu do głowy. Nie był w stanie znaleźć wyjścia z tej sytuacji. Najeźdźcy byli silni. Zbyt silni, aby armia Hronów była w stanie sobie z nimi poradzić. Nie dość, że Assel posiadał w swoich szeregach tysiące oddanych mu żołnierzy, setki androidów, które były zaprogramowane tylko do jednego - do unicestwienia swojego celu, to w dodatku, Aspergillusowie (tak właśnie nazywała się rasa tych najeźdźców)uwolnili Vadów, którzy wciąż byli przetrzymywani w obozach, i wcielili ich do swojej armii.
Chłopak powrócił do domu, aby razem ze swymi rodzicami uciec zdala od tego konfliktu, jednakże ich już tam nie było. Znalazł jakąś kartkę, na której było napisane, iż uciekli oni w stronę południa, mając nadzieję, iż żadne zło ich tam nie dosięgnie. Młodzieniec także chciał tam wyruszyć, lecz w tym właśnie momencie pojawił sie w jego domu Edgar.
- Pan Edgar? Co pan tu robi?
- Przyszedłem zabrać Cię do naszej siedziby.
- Przepraszam, ale nie mogę nigdzie teraz iść. Moi rodzice uciekli na południe. Jeżeli uda mi się ich dogonić to może uda nam się razem przetrwać.
- Jesteś głupcem, Samaelu.
Lisek nie rozumiał nic z tego. Czemu Edgar uważał go za głupca?
- Nie rozumiem.
- Posłuchaj mnie, na Arrgon nikt już nie jest bezpieczny. Nasi wrogowie najpewniej będą chcieli wybić wszystkich Hronów. Pozostało tylko jedno wyjście.
- Nic nie rozumiem. Co ma pan na myśli?
- Wszystkiego dowiesz się wkrótce, ale teraz musisz ze mną pójść. Obiecuję, że niedługo wszystko zrozumiesz.
Młodzieniec postanowił wyruszyć ze swym nauczycielem Edgarem.
Na miejscu spotkali Baldura, który wyjaśnił Samaelowi, że z ich wrogiem nie da się w zasadzie wygrać. Ich wróg był zbyt silny. Co więcej, jeden z agentów Baldura przekazał mu, iż najeźdźcy najpewniej będą chcieli wybić wszystkich Hronów. Stąd właśnie posiadali takowe informacje. Mogli oni jednak przeżyć. Ogoniasty w tej właśnie chwili dowiedział się, iż Baldur wraz z kilkoma innymi mężczyznami był w stanie otworzyć kilka portali. Portali prowadzących do innych, całkowicie obcych im światów. Światów, do których ich wróg nie powinien móc się dostać.
- Nie mogę opuścić Arrgon bez taty i mamy. Muszę ich odnaleźć.
- Poczekaj, Samaelu. Ja to zrobię.
- Co? Dlaczego?
- Zapomniałeś już, że potrafię wyczuć energię innych osób? Znam energię Twoich rodziców, więc odnajdę ich o wiele szybciej niż, gdybyś to Ty się podjął tego zadania.
- W porządku... zostanę.
- Chłopcze, przysięgam Ci, że odnajdę i sprowadzę tutaj Twoich rodziców nim nasz wróg tu dotrze.
Nie było czasu na naukę, czas uciekał, więc Samael musiał zdać się na Edgarze. Tak czy siak, Samaelowi nie pozostało nic innego jak czekać. Czekać, aż Baldur zacznie otwierać portale. Baldur nawet, gdyby chciał to nie mógłby ocalić wszystkich Hronów. Do otwarcia tych portali była potrzebna spora moc magiczna. Otwieranie tych portali w dodatku pochłaniało spore ilości magicznej energii. Posiadał więc ograniczoną ilość portali, które mógł otworzyć. Najeźdźcy zdołaliby odnaleźć ich wszystkich nim udałoby się kogokolwiek ocalić.
Baldur rozpoczął otwieranie portali wraz ze swymi pomocnikami. Kilka pierwszych osób przeszło przez portale, kiedy nagle i niespodziewanie wbiegł jeden z członków Białego Słońca, informując, że jacyś Aspergillusowie musieli podążać jego śladem, ponieważ kierują się ku górom. Tak więc wkrótce powinni się tu pojawić. Mistrz zgromadzenia zamierzał przyspieszyć całą procedurę, starając się otwierać kilka portali jednocześnie.
W końcu nadeszła kolei na Samaela.
- Nigdzie nie zamierzam iść bez moich rodziców.
- Oszalałeś? Uciekaj stąd! Ratuj swoje życie!
- Nie! Nie zostawię ich tutaj!
W tym właśnie momencie za naszym bohaterem pojawił się wysoki mężczyzna, który był jednym z głównych ochroniarzy Baldura. Chłopak odwrócił się w jego stronę, otrzymując pacyfikujący cios w brzuch. Przywódca Białego Słońca rozkazał osiłkowi wrzucić młodzik w portal, ponieważ za chwilę się zamknie. Po chwili osiłek wykonał rozkaz, wrzucając w portal młodzieńca. W tym właśnie momencie lisek opuścił Arrgon.
Po bliżej nieokreślonym czasie, ogoniasty przebudził się, a jego oczom ukazały się drzewa, pełno drzew. Musiał więc znajdować się w lesie. Tak czy siak, Samael postanowił ruszyć przed siebie, aby opuścić to miejsce. Chciał dowiedzieć się, gdzie dokładnie przeniósł się. Musiał on zostać wrzucony w portal, ponieważ na Arrgon całkowicie inaczej wyglądała roślinność. Był zmuszony odnaleźć jakichś tubylców, którzy by mu wyjaśnili, gdzie aktualnie znajdował się.
Po jakimś czasie do obojga jego uszu dotarły jakieś krzyki. Postanowił ruszyć w tamtym kierunku. Kilkanaście sekund później dotarł do miejsca, z którego dochodził hałas. Jego oczom ukazało się kilka postaci. Po prawej stronie stała para jakichś młodych chłopców. Jeden z nich trzymał w ręce worek z nieznaną lisowi zawartością. Po lewej zaś stronie stało trzech mężczyzn. Dwaj z nich ubrani byli w bojowe stroje, byli oni wysocy i muskularni. Trzeci ubrany był w jakąś szatę, w prawej ręce trzymał drewnianą laskę. Na jego głowie znajdował się kaptur.
- Wy smarkacze, oddawajcie smoczą kulę!
- Nigdy wam jej nie oddamy! Przyjdź i sam sobie ją zabierz, staruchu!
- Panowie... wiecie robić. Sami nas do tego zmusili.
- Tak jest! Zaraz oddadzą nam tę kulkę!
Obaj mężczyźni ruszyli na chłopców, którzy zaczęli najzwyczajniej w świecie uciekać. Niestety, wojownikom udało się dogonić chłopców, których w następnej kolejności zaatakowali. Chłopcy zostali bardzo szybko pobici, a worek został im odebrany. Mężczyźni ucieszyli się ze swej zdobyczy. W momencie, w którym mieli odchodzić, jeden z chłopców powstał z ziemi.
- Ma-Macie oddać tę kulę, słyszycie?
Wojownicy tylko zaśmiali się. Samael, który obserwował całe to zajście chciał wkroczyć i zainterweniować, jednakże odczuwał strach. Strach, który nie pozwalał mu stawić czoła zagrożeniu. Niemniej jednak nie chciał tak po prostu stać i przyglądać się. Chciał powstrzymać ten proceder, lecz bał się. W tym właśnie momencie jeden z mężczyzn podszedł do chłopaczka i uderzył go w twarz. Bohater nasz chciał wyjść z ukrycia, lecz strach mu uniemożliwiał to. Przez cały ten czas stał za drzewem i obserwował całe to zajście.
- Panowie, został ktoś jeszcze... Spójrzcie w tamtą stronę.
W tym momencie starzec wskazał palcem wskazującym prawej ręki na pozycję, w której przebywał ogoniasty.
- Przyprowadźcie mi go.
W tym właśnie momencie Samael zerwał się i zaczął uciekać. Biegł najszybciej, jak tylko mógł. W pewnym momencie - nie wiadomo skąd - Samael otrzymał cios w głowę, przez który stracił przytomność, a jego ciało bezwładnie opadło na ziemię. Po kilku chwilach jeden z wojowników pojawił się tuż obok liska, chwytając jego ciało prawą ręką i zarzucając sobie ja na lewe ramię. Sprowadził on naszego bohatera przed oblicze swego mistrza, który wpadł na pewien złowieszczy, aczkolwiek w jego mniemaniu, nawet zabawny pomysł. Wokół lewej dłoni zakapturzonego jegomościa pojawiła się aura w kolorze fioletu. Położył on rękę tę na ciele liska, którego ciało po chwili rozbłysnęło się białym światłem, rozpoczynając proces swoistej metamorfozy. Ostatecznie jego ciało przeobraziło się w bardziej ludzką, "przyjaźniej" wyglądającą postać.
Po bliżej nieokreślonym czasie, Samael przebudził się, jednakże nie miał pojęcia gdzie się znajdował, jak tu trafił ani nawet tego, kim jest. Czuł ogromną pustkę w głowie, nie potrafił sobie niczego przypomnieć. Wiedział tylko jedno, leżał właśnie całkiem nagi, gdzieś w górach. Zaczął oglądać swoje ciało. Jedna rzecz go zastanawiała. Zastanawiała go ta dziwna część jego ciała, która mu zwisała między nogami. Co to miało niby być? Może będzie mógł zapytać o to, gdy kogoś spotka?
W tym właśnie momencie rozpoczyna się opowieść o naszym bohaterze. Samaelu, Hromie, który przez zbieg niezbyt przyjemnych wydarzeń, trafił na Ziemię. Jak potoczą się dalej jego losy? Czy uda mu się odzyskać kiedyś pamięć? Czy uda mu się powrócić do domu? Czas pokaże.
Techniki startowe:
- Bukujutsu
- Kiai
Umiejętność startowa:
Sztuki walki I stopień
Umiejętności wrodzone:
- Większy potencjał - do, co drugiego treningu statystyk postać otrzymuje dodatkowo 10 punktów.
- Regeneracja - 15% zdrowia co dwa posty fabularne. Dodatkowo w przypadku toczonej walki +5% zdrowia co turę. W przypadku w którym postać nie wykonuje żadnych misji, przygód czyli nią nie gramy jej życie i energia odnawia się na poziomie +8%/h.
Planeta/Miejsce zamieszkania: Planeta Ziemia
Umiejętności wrodzone, jak i wszystko inne w tej KP, pozostawiam do oceny i konsultacji MG.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach