- Aval
- Liczba postów : 6
Join date : 12/08/2021
Historie Avala
Wto Sie 31, 2021 10:24 pm
Padało. Cały czas. Deszcz, deszcz i jeszcze raz deszcz. To mogło być zabawne na początku, ale po trzech dniach na tej planecie, której domyślne ustawiania zacięły się na wiecznych opadach, był już naprawdę znudzony. Planeta idealnie nadawała się na tymczasową kryjówkę i przystanek przed wyborem kolejnej opcji, ale czy ci goście nie mogli wybrać jakiejś miejscówki z większym wyborem klimatycznym? Najwidoczniej nie, skoro teraz tkwił w tym lesie, starając się nie oszaleć z powodu niekończącej się fali wody spadającej z nieba. Aval westchnął i odgarnął mokre włosy, aby nie przeszkadzały mu w oddaniu strzału. Skupił się i po raz kolejny wycelował w swoją ofiarę. Krótki wydech i przygotowanie dłoni. Delikatnie naparł palcem na spust, a sekundę później oddał strzał. Brak huku oraz dymu. Jedynie mały energetyczny pocisk, który przeszył serce jego ofiary. Praktycznie bezbolesna śmierć. Płatkanin patrzył jak martwe stworzenie, które przypominało małpę, spada z gałęzi. Łowca uśmiechnął się do siebie i podniósł swoją ofiarę za ogon, a następne zarzucił na ramię. Mięso wraca do menu.
Zielonowłosy pokręcił rożnem i westchnął. Musiał jeszcze trochę podsmażyć mięso, które powoli już zaczynało całkiem ładnie pachnąć. Jego obóz był dość prosty, ale spełniał swoją najważniejszą rolę. Miał gdzie się położyć, przygotować i nie lało mu się na głowę. Aval już wiedział, że po tej misji nie postawi stopy na tej planecie przez dość długi okres. Mężczyzna był delikatne wkurzony na samego siebie. Gdyby nie popełnił prostego błędu, to może nie musiałby się bawić w pościg na to zadupie. Jego cele znajdowały się w dolinie pod nim, a dokładnie kilometr i siedemset metrów od jego aktualnej pozycji. Trzy osoby, które wiedziały, że są ścigane, lecz nie spodziewały się, że pościg znajduje się praktycznie na wycieraczce ich obozowiska. Niektórzy nazwaliby taką odległość sporą, ale dla Płatkanina to było praktycznie jak spojrzenie przez płot. Owszem, pogoda oraz roślinność nie ułatwiały obserwowania celów, ale miał ze sobą kilka zabawek, które dobrze się sprawdzały w tych warunkach.
Skwierczenie mięsa oraz smakowity zapach poinformowały go o zakończeniu pieczenia i możliwości przygotowania się do spożywania. Av nie miał jednak pięciu lat, aby rzucać się na gorące jedzenie. Ściągnął mięso z ognia i odłożył, aby odrobinę odeszło. Nie obawiał się, że dym czy blask ognia zostaną dostrzeżone. W taką psią pogodę ta trójka martwiła się bardziej o swoje tyłki, a nie o wypatrywanie czegoś, czego i tak by nie dostrzegli. Tak więc mógł na spokojnie planować swój kolejny ruch, ale to wszystko po jedzeniu. A przynajmniej tak powinno być, gdyby radio nie zaczęło skrzeczeć, co oznaczało próbę nawiązania połączenia.
- Aval. Aval. Jesteś tam? Aval? Do cholery odpowiedz ty chodzące śniadanie – mówił zniekształcony głos. Płatkanin przez chwilę zastanawiał się, czy odpowiadać, czy też udawać, że nie ma tutaj sygnału i niech go pocałują w tyłek. W końcu jednak podniósł urządzenie i nacisnął przycisk odpowiedzialny za otwarcie kanału po jego stronie.
- Przestań drzeć ryja Volnir. Zaraz wszyscy w promieniu dwudziestu kilometrów będą wiedzieć, gdzie jestem i tyle będzie z całej akcji. Mówiłem, żeby nie przeszkadzać mi, więc czego chcesz? – zapytał Aval biorąc swoją kolację do jednej ręki, po uprzednim odłożeniu komunikatora obok, aby móc swobodnie jeść, jak i rozmawiać. Może i odrobinę przesadził z tym wykryciem, ale pogoda źle wpływała na jego samopoczucie.
- Wiem, wiem. Nie denerwuj się. Normalnie bym się nie łączył, ale klient nalega na informacje. W końcu nie codziennie ktoś napada na konwój przeznaczony dla administracji Lorda Freezy. Tak więc to chyba normalne, że chcą wiedzieć jak wygląda postęp – powiedział Volnir i choć starał się ukrywać, to w jego głosie można było wyczuć delikatne zdenerwowanie. Ktoś go cisnął z góry i z pewnością nie było to przyjemne uczucie.
- Sytuacja była taka, jaka jest. Z piątki cwaniaków zostało trzech obsranych. Jednego odstrzeliliście w trakcie napadu, a czwarty zginął podczas próby ucieczki, kiedy uzyskiwałem informację. Na pozostałą trójkę mam oko, ale aktualnie czekam na wykonanie ruchu. O ile się nie wpieprzycie tutaj całą kawalerią to jutro wieczorem, będziecie ich mieć w więzieniu, albo w kostnicy. Więc grzecznie czekajcie sobie, a ja wam ogarnę dostawę – powiedział Aval, powoli kończąc swoją kolację. Słuchał tego co Volnir miał mu do powiedzenia, choć zbytnio go to nie ciekawiło. Narzekania i inne tego typu bzdety mogą sobie urządzać, ale kiedy trzeba wziąć się do roboty to ci na stołkach wiedzą po kogo posłać. Nie miał nic do swojego rozmówcy, bo tylko wypełniał swoje zadanie, ale i tak wkurzała go ta nieustanna kontrola. Dajcie mu pracować do diabła.
- Możesz powiedzieć, że wszystko jest na najlepszej drodze. Teraz się rozłączam i cisza w eterze. Nie wiem czy nie mają czegoś do łapania transmisji i nie daliście im właśnie cynku, że trzeba spieprzać. Idę się przygotować na zabawę. Do usłyszenia.
- Do usłyszenia i powodzenia – powiedział Volnir i następnie zapadła cisza. Aval wyłączył urządzenie, aby nie kusić losu i założyć na oko soczewkę. Musiał podziękować Victorii za nią i kilka innych zabawek. Dziewczyna się spisała, a z każdym kolejnym zleceniem była coraz lepsza. Millete miała rację, że jedną z ważniejszych kwestii jest ogarnięcie sobie przyzwoitego mechanika i rusznikarza. Vica miała jeszcze sporo do nauki, ale warto było w nią inwestować.
- No dobrze dzieci. Pokażcie się tatusiowi – powiedział do siebie Aval, uruchamiając tryb termowizyjny. Zaczął szukać swojego celu i bingo. Byli tam, gdzie ich zostawił. Siedzieli w swoim obozie i z pewnością zbierali siły na dalszą ucieczkę. Dwóch spało, a przynajmniej leżało, a jeden siedział przy jakimś źródle ciepła. Doskonale. Za dwie godziny musi wyruszyć, aby uderzyć o tak zwanej godzinie wilka. Trzeba się zacząć przygotowywać.
Zielonowłosy pokręcił rożnem i westchnął. Musiał jeszcze trochę podsmażyć mięso, które powoli już zaczynało całkiem ładnie pachnąć. Jego obóz był dość prosty, ale spełniał swoją najważniejszą rolę. Miał gdzie się położyć, przygotować i nie lało mu się na głowę. Aval już wiedział, że po tej misji nie postawi stopy na tej planecie przez dość długi okres. Mężczyzna był delikatne wkurzony na samego siebie. Gdyby nie popełnił prostego błędu, to może nie musiałby się bawić w pościg na to zadupie. Jego cele znajdowały się w dolinie pod nim, a dokładnie kilometr i siedemset metrów od jego aktualnej pozycji. Trzy osoby, które wiedziały, że są ścigane, lecz nie spodziewały się, że pościg znajduje się praktycznie na wycieraczce ich obozowiska. Niektórzy nazwaliby taką odległość sporą, ale dla Płatkanina to było praktycznie jak spojrzenie przez płot. Owszem, pogoda oraz roślinność nie ułatwiały obserwowania celów, ale miał ze sobą kilka zabawek, które dobrze się sprawdzały w tych warunkach.
Skwierczenie mięsa oraz smakowity zapach poinformowały go o zakończeniu pieczenia i możliwości przygotowania się do spożywania. Av nie miał jednak pięciu lat, aby rzucać się na gorące jedzenie. Ściągnął mięso z ognia i odłożył, aby odrobinę odeszło. Nie obawiał się, że dym czy blask ognia zostaną dostrzeżone. W taką psią pogodę ta trójka martwiła się bardziej o swoje tyłki, a nie o wypatrywanie czegoś, czego i tak by nie dostrzegli. Tak więc mógł na spokojnie planować swój kolejny ruch, ale to wszystko po jedzeniu. A przynajmniej tak powinno być, gdyby radio nie zaczęło skrzeczeć, co oznaczało próbę nawiązania połączenia.
- Aval. Aval. Jesteś tam? Aval? Do cholery odpowiedz ty chodzące śniadanie – mówił zniekształcony głos. Płatkanin przez chwilę zastanawiał się, czy odpowiadać, czy też udawać, że nie ma tutaj sygnału i niech go pocałują w tyłek. W końcu jednak podniósł urządzenie i nacisnął przycisk odpowiedzialny za otwarcie kanału po jego stronie.
- Przestań drzeć ryja Volnir. Zaraz wszyscy w promieniu dwudziestu kilometrów będą wiedzieć, gdzie jestem i tyle będzie z całej akcji. Mówiłem, żeby nie przeszkadzać mi, więc czego chcesz? – zapytał Aval biorąc swoją kolację do jednej ręki, po uprzednim odłożeniu komunikatora obok, aby móc swobodnie jeść, jak i rozmawiać. Może i odrobinę przesadził z tym wykryciem, ale pogoda źle wpływała na jego samopoczucie.
- Wiem, wiem. Nie denerwuj się. Normalnie bym się nie łączył, ale klient nalega na informacje. W końcu nie codziennie ktoś napada na konwój przeznaczony dla administracji Lorda Freezy. Tak więc to chyba normalne, że chcą wiedzieć jak wygląda postęp – powiedział Volnir i choć starał się ukrywać, to w jego głosie można było wyczuć delikatne zdenerwowanie. Ktoś go cisnął z góry i z pewnością nie było to przyjemne uczucie.
- Sytuacja była taka, jaka jest. Z piątki cwaniaków zostało trzech obsranych. Jednego odstrzeliliście w trakcie napadu, a czwarty zginął podczas próby ucieczki, kiedy uzyskiwałem informację. Na pozostałą trójkę mam oko, ale aktualnie czekam na wykonanie ruchu. O ile się nie wpieprzycie tutaj całą kawalerią to jutro wieczorem, będziecie ich mieć w więzieniu, albo w kostnicy. Więc grzecznie czekajcie sobie, a ja wam ogarnę dostawę – powiedział Aval, powoli kończąc swoją kolację. Słuchał tego co Volnir miał mu do powiedzenia, choć zbytnio go to nie ciekawiło. Narzekania i inne tego typu bzdety mogą sobie urządzać, ale kiedy trzeba wziąć się do roboty to ci na stołkach wiedzą po kogo posłać. Nie miał nic do swojego rozmówcy, bo tylko wypełniał swoje zadanie, ale i tak wkurzała go ta nieustanna kontrola. Dajcie mu pracować do diabła.
- Możesz powiedzieć, że wszystko jest na najlepszej drodze. Teraz się rozłączam i cisza w eterze. Nie wiem czy nie mają czegoś do łapania transmisji i nie daliście im właśnie cynku, że trzeba spieprzać. Idę się przygotować na zabawę. Do usłyszenia.
- Do usłyszenia i powodzenia – powiedział Volnir i następnie zapadła cisza. Aval wyłączył urządzenie, aby nie kusić losu i założyć na oko soczewkę. Musiał podziękować Victorii za nią i kilka innych zabawek. Dziewczyna się spisała, a z każdym kolejnym zleceniem była coraz lepsza. Millete miała rację, że jedną z ważniejszych kwestii jest ogarnięcie sobie przyzwoitego mechanika i rusznikarza. Vica miała jeszcze sporo do nauki, ale warto było w nią inwestować.
- No dobrze dzieci. Pokażcie się tatusiowi – powiedział do siebie Aval, uruchamiając tryb termowizyjny. Zaczął szukać swojego celu i bingo. Byli tam, gdzie ich zostawił. Siedzieli w swoim obozie i z pewnością zbierali siły na dalszą ucieczkę. Dwóch spało, a przynajmniej leżało, a jeden siedział przy jakimś źródle ciepła. Doskonale. Za dwie godziny musi wyruszyć, aby uderzyć o tak zwanej godzinie wilka. Trzeba się zacząć przygotowywać.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach