- Akai
- Liczba postów : 6
Join date : 15/08/2021
The Ruler who has fallen deep down~~
Nie Sie 15, 2021 5:15 pm
Imię: Akai
Wiek: 18 lat
Rasa: Half-Saiya-jin
Klasa: Wojownik
Wygląd:
Młoda, mierząca 172cm wzrostu dziewczyna o sięgających pasa, gęstych włosach barwy krwistej czerwieni, a także zimnym niczym lód spojrzeniu stalowoszarych oczu. Jest dobrze zbudowana, ma niemal atletyczną figurę, nie można jej zarzucić słabej kondycji. Ma nakreślone kobiece kształty, dość szerokie biodra, średniej wielkości biust, który zazwyczaj podkreśla ściśle dopasowanym strojem. Wąskie usta, zazwyczaj lekko przymrużone oczy okolone gęsto ciemnymi rzęsami, zgrabny nos – ogólnie dość urodziwa jak na młodą kobietę. Do jej normalnych ubrań można zaliczyć przylegające do ciała koszulki lub bezrękawniki w dość ciemnych odcieniach (od zieleni po czerń), a także nieco przetarte spodnie i mocne, skórzane buty z metalowymi okuciami na podeszwach. Nie zwraca zbyt dużej uwagi na to, jak jej wygląd odbierają inni. Zazwyczaj jej oblicze pozostaje obojętne, a uśmiech pojawia się na nim wyjątkowo rzadko, żeby nie powiedzieć – niemal wcale. Chyba że wyjątkowo coś sprawi jej przyjemność, wtedy jej twarz przyozdobi dość charakterystyczny, przyprawiający o dreszcze uśmieszek.
Charakter:
W latach wczesnej młodości była niesfornym dzieckiem, które lubiło wszystko sprawdzać, dlatego też często robiła rodzicielce kłopoty. Po jej stracie, gdy trafiła w ręce Armii i zaczęły się testy – musiała się przystosować. Nauczyła się trzymać własne emocje wewnątrz siebie i rzadko kiedy wybuchała gniewem. Szybko nauczyła się walczyć, gdyż od tego zależało jej przetrwanie, a późniejsze żołnierskie szkolenie wyrobiło w niej przekonanie, że przetrwać mogą tylko najsilniejsi. Zazwyczaj jest chłodno usposobiona, gdy jednak coś idzie nie po jej myśli (a jako perfekcjonistka zawsze stara się przewidzieć wszystkie opcje i dostosować do nich własne działania tak, by wyszło na jej) potrafi się zirytować, a wtedy najlepiej omijać ją szerokim łukiem, albo w ogóle nie pojawiać się w obrębie jej pola widzenia. Wręcz uwielbia patrzeć na cierpienie innych i samo zadawanie bólu, choć w jej przypadku ta brutalność ma pewien wyrafinowany wydźwięk. Nie będzie mordować wszystkich, jak leci, a raczej będzie czerpała przyjemność z każdej łamanej kości, każdego jęku swojej ofiary, z lęku i trwogi jakie wywoływać mogą jej działania. Żołnierskie wychowanie w ciężkich warunkach już od najmłodszych lat ukształtowało w niej pewien pociąg do wyrafinowanego sadyzmu, więc każdą zadawaną jej rękoma śmierć traktuje jak małe arcydzieło, które należy podziwiać. Nie należy jej również przerywać tegoż kontemplowania, jeśli nie chce się stracić życia. Ma bardzo elastyczny kompas moralny i przeważnie dostosowuje go do swojego aktualnego nastroju. Dla niej tradycyjnie pojmowana moralność to tylko mrzonka głupców i słabeuszy, nie uznaje bezinteresownej pomocy, a wręcz nią gardzi. Ze wszystkiego najbardziej kocha wyzwania, wręcz łaknąc niebezpieczeństw i chwil, w których jej życie jest zagrożone choć w najmniejszym stopniu, dlatego nikomu nie pozwala odebrać sobie przyjemności walki z silnymi przeciwnikami. Nie posiada praktycznie żadnych autorytetów i z wielkim oporem podporządkowuje się komukolwiek, o ile w ogóle to robi. Mimo wszystko w krytycznych momentach najważniejsze jest dla niej przetrwanie i osiągnięcie zamierzonego celu – jakikolwiek by on w danej chwili był.
Historia:
Urodziła się w 745 roku jako jedyna córka Kuroyuki Kitsune. Z matką spędziła pierwsze 5 lat swojego życia, aż pewnego dnia w wyniku nalotu żołnierzy RR kobieta zginęła, próbując uchronić małą. Dziewczynka uciekła na jej polecenie, gdy jednak wróciła do płonącego już domu, została złapana i przetransportowana do jednej z siedzib Armii. Zainteresowanie wzbudził jej ogon, więc została przydzielona do laboratorium, gdzie zaczęły się badania. Początkowo były to tylko testy manualne sprawdzające różnice między zwykłym człowiekiem a ogoniastą, szybko jednak zauważono, że jest ona bardziej przystosowana kondycyjnie, bardziej odporna na obrażenia, szybciej się regeneruje. Badania wchodziły na coraz to nowsze poziomy, doprowadzając dziewczynę niemal na skraj śmierci, mimo wszystko przetrwała całe pięć lat bycia królikiem doświadczalnym. W ciągu tych pięciu lat ciągłej katorgi, walki o przetrwanie, stopniowo zanikała u niej świadomość własnej tożsamości. Żołnierzom nigdy nie zdradziła własnego imienia, z czasem więc zatarło się ono zupełnie zastąpione czymś, co można nazwać kryptonimem. W kartotekach RR nie widniała jako córka Kuroyuki Kitsune, lecz jako Akai, tak też zwracano się do niej i o niej mówiono.
Po pięciu latach badań nad zdolnościami dziewczyny zapadła decyzja: ma ona zostać wcielona do Armii. Był jednak jeden mały, tyci problemik, a stanowił go fakt, iż to właśnie żołnierze RR zabili jej matkę i uwięzili, z czego doskonale zdawała sobie sprawę. Dowództwo wiedziało, że Akai dobrowolnie nie stanie się tym, czego nienawidzi, ale i na to znalazłyby się sposoby.
Do pomieszczenia wszedł niski jegomość z opaską na oku, zaciągając się cygarem. Rozejrzał się dookoła, ostatecznie skupiając wzrok na największym z ekranów ustawionych pod jedną ze ścian.
- Jak się sprawy mają? – zapytał krótko.
- Zaraz zaczynamy, marszałku. Generał Trzynasty właśnie ją przygotowuje – odpowiedział mu facet w białym kitlu, raz po raz wertując własne notatki.
Wokół rozszedł się dźwięk łamanego drewna i krótki jęk. Czerwona czupryna mignęła na ekranie, przelatując z jednego końca pomieszczenia na drugi, ostatecznie zatrzymując się na ścianie i lądując na podłodze poniżej. Dziewczyna podniosła się chwiejnie i otarła cienką stróżkę krwi z rozciętej wargi wierzchem dłoni. Nadal lekko pochylona spojrzała z wyraźną nienawiścią na stojącego w oddali postawnego mężczyznę, który szczerzył się do niej, poprawiając zawinięte rękawy koszuli.
- No dalej, mała – mruknął zachęcająco. – Przecież stać cię na więcej. Chcesz skończyć jak mamusia?
Ostatnia kwestia podziałała niczym płachta na byka. Źrenice dziewczyny rozszerzyły się gwałtownie, gdy zacisnęła pięści, z wściekłością szarżując na Trzynastego. Zalała go gradem ciosów i kopnięć, on jednak nic sobie z tego nie robił, unikając i blokując każdy jej atak. Z jej gardła raz po raz wydobywał się dziki ryk, a po skórze zaczęły przeskakiwać iskry. Nieustannie atakowała, mając przed oczami zmasakrowane ciało matki, którą jej odebrano.
- Trzynasty, kończ zabawę, nie mam całego dnia – rozległ się z głośników głos, którego dziewczyna nie rozpoznała, jej oprawca jednak już tak. Widziała, jak uśmiech na jego twarzy poszerza się niebezpiecznie, a on sam zgrabnie unika jej kolejnego ciosu, uchylając się pod ramieniem. W następnej chwili poczuła pięść wbijającą się pod żebra. Powietrze zostało gwałtownie wyrwane z jej płuc, a ona sama poleciała w tył, ułamek sekundy później wbijając się z łoskotem w ścianę. Krew spłynęła gęsto z jej ust po brodzie, wsiąkając w przybrudzoną już i przetartą w niektórych miejscach koszulkę. Zamglonym nieco wzrokiem patrzyła, jak mężczyzna zbliża się do niej z tym sadystycznym wyrazem twarzy i już wiedziała, że żarty się skończyły.
- Słyszałaś marszałka – rzucił od niechcenia, chwytając ją za gardło. – Koniec zabawy, słonko.
Kolejne uderzenie w brzuch odbierające resztki oddechu, a potem szarpnięcie i bezwładność. Przynajmniej do momentu zderzenia z podłogą. Przeturlała się, zatrzymując pod przeciwległą ścianą, odkaszlnęła kilka razy, zraszając podłoże czerwienią, wiedziała jednak, że teraz może być tylko gorzej.
Schemat stale się powtarzał: przychodzili po nią, umieszczali w tym pokoju, a potem wkraczał on. Kazał jej się bronić i zaczynał zabawę, prowokując do walki. Nie miała z nim szans, ale nie pozostawało jej nic innego, jak próbować i liczyć na łut szczęścia. Za każdym razem w jakiś sposób wspominał jej matkę, a tego nie mogła znieść. A kiedy już myślała, że dała mu satysfakcję, a on skończy tę udrękę, przechodził dalej. Już się nie bawił i z czystą przyjemnością zadawał jej kolejne porcje bólu, sprawiając, że błagała o litość. Nigdy nie pamiętała końca, budziła się cała obolała w swojej małej celi, ale przynajmniej dostawała posiłek. Takie były zasady: jeśli się starała, dawali jej jeść, gdy jednak jej oprawca był niezadowolony, gdy odmawiała walki – nie dostawała nic poza bólem.
- Nie… proszę… - jęknęła, widząc, że znów się zbliża. Próbowała się odczołgać, schować, tu jednak nie było żadnych kryjówek, nie było drogi ucieczki. – Nie… mamo… NIE!
Chwycił ją za włosy i uderzył jej głową o podłogę, potem jeszcze raz, a ona nie potrafiła pohamować krzyku przerażenia. Starała się osłaniać przed kolejnymi ciosami, czuła jednak każde uderzenie wyciskające z oczu łzy, zadawany z premedytacją ból. Była bezradna i jedyne, co jej pozostawało, to jękliwe błagania, by przestał, i nawoływanie matki.
W pomieszczeniu obserwacyjnym nie słychać było nic oprócz kolejnych uderzeń, dziewczyna ucichła chwilę wcześniej. Trzynasty wykonał jeszcze jeden cios dla pewności, po czym wypuścił z dłoni czerwone kosmyki włosów, a ich właścicielka padła głucho na ziemię, zakrwawiona, posiniaczona, pozbawiona przytomności. Doktor przerzucił kartkę notatnika, sprawdzając dane na jednym z ekranów, po czym uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Tak jak sądziłem, za każdym razem jej energia wzrasta – oznajmił, wskazując jakiś wykres. – W ciągu ostatnich kilku dni zarejestrowaliśmy też efekt wyładowań na skórze przy skoku mocy po prowokacji. Aż nie mogę się doczekać efektów.
- Czyli twierdzisz, że im mocniej oberwie, tym silniejsza się staje? – dopytał marszałek, strzepując popiół na podłogę, i znów wsadził cygaro w usta. – Chcę ją mieć w swoich szeregach w przeciągu tygodnia.
- Oczywiście – zapewnił i włączył mikrofon. – Generale, przechodzimy do fazy drugiej. Przenieś obiekt Akai do sali zabiegowej.
- Jasne, doktorku – rzucił w odpowiedzi mężczyzna, zarzucając sobie nieprzytomną płomiennowłosą na ramię, i wyszedł.
- Z takim żołnierzem nawet ta zbieranina rebeliantów nie będzie miała szans – mruknął konus iście zadowolonym tonem. – I wreszcie cały glob będzie w mojej władzy…
Ból, obrazy przemykające przed oczami, kolejne porcje bólu i nieustanny krzyk. Nie wiedziała, który to już raz i co tak właściwie jej robili. Nie pozwalali jej zamknąć oczu, raz po raz pokazywali jej tę samą scenę. Patrzyła, jak jej rodzinny dom płonie, a matka walczy o życie. Widziała jej śmierć już chyba milion razy, że aż wszystko wokół zaczynało się zlewać w jedną plamę ognia i czerwieni. Krzyczała, błagała, by przestali, by nie zmuszali jej do biernego przyglądania się tej tragedii. Wielokrotnie wołała matkę, na nic się to jednak nie zdawało. Za każdym razem kończyło się tak samo – ludzie w czerni zabijali jej rodzicielkę, rozszarpywali jej ciało, palili. A potem do ognia wrzucali czerwoną flagę, krzycząc: „Precz ze sługusami Armii! Niech żyje Rebelia!”.
Kolejna sesja, powtórka z rozrywki. Słyszała strzały przeszywające Kitsune, z krzykiem na ustach patrzyła, jak pada ona na kolana, a oprawcy dokonują dzieła, przebijając ostrzem jej serce. Próbowała się wyrwać, szarpała na wszystkie strony, więzy ją krępujące były jednak silne i niełatwo było je zerwać. Każda kolejna wizja śmierci i ognia wzbudzała w niej coraz większy gniew i nienawiść do ludzi w czerni, którzy zabrali jej wszystko. Nienawiść do tych, którzy stali po stronie rebelii.
Jej ciało przeszyła kolejna fala bólu, gdy po raz kolejny traciła matkę, tym razem jednak było inaczej. Po jej skórze tańczyły coraz częstsze iskry, włosy zaczęły migotać dziwnym złotem, by znów wrócić do czerwieni, a wskaźniki energii gwałtownie podskoczyły. Moment później cała aparatura znajdująca się w pomieszczeniu eksplodowała, podobnie jak fotel, na którym siedziała dziewczyna. Ona sama zaś unosiła się nad ziemią otoczona złotawo-zielonkawą aurą, która naruszała podłoże i ściany. Jej krzyk rozchodził się echem po sąsiednich korytarzach, złociste włosy nastroszyły, a emanująca z niej energia szalała. Potem było tylko delikatne ukłucie w okolicy karku, po którym jej ciało zdrętwiało, a rozszalała aura zaczęła zanikać. Włosy wróciły do swego naturalnego koloru, a ona opadła wprost w czyjeś ramiona, tego jednak jej umysł już nie zarejestrował.
- Faza druga zakończona – zachichotał doktorek, gdy generał Trzynasty wynosił dziewczynę ze zrujnowanego pomieszczenia. – Akai już jest nasza…
Stała na wzgórzu, wpatrując się w płonącą wioskę poniżej. Nie robiła nic, tylko stała i patrzyła, jak w dole rozszerza się ogień, a ludzie dookoła próbują ratować cokolwiek, włącznie z własnym życiem. A życie tych istot było tak kruche, tak łatwe do odebrania. Wystarczyłby przecież tylko jeden ruch nadgarstka, jedna iskra…
- Pani generał, oddział jest gotowy do wymarszu – usłyszała za plecami głos, nie ruszyła się jednak. Blask płomieni odbijał się w jej zimnych oczach. – Pani generał? Musimy ru…
Promień energii przeszył klatkę piersiową zaskoczonego żołnierza, który patrzył z niedowierzaniem na wyciągniętą w jego stronę rękę nastolatki. Krew spłynęła z powstałej dziury, a moment później ciało uderzyło o ziemię. Dziewczyna obrzuciła truchło przeciągłym, zimnym spojrzeniem, po czym prychnęła i przeszła obok.
- Zabierzcie stąd tego robaka – mruknęła tylko do jakiegoś młokosa z przepaską RR na ramieniu. – A potem jazda do bazy, skończyliśmy tu. Nie będę na was czekać.
Jakby na potwierdzenie ostatniej kwestii uniosła się w powietrzu, by moment później wręcz wystrzelić niczym z procy. A chłodny wiatr rozwiewał jej krwiste włosy…
- Hej, Akai! Podobno przedziurawiłaś kolejnego rekruta – zaśmiała się szatynka w kitlu idąca od drugiej strony korytarza. – Który to już w tym tygodniu?
- Przeszkadzał mi, pani doktor – mruknęła z lekkim przekąsem w odpowiedzi. – Mówiłam im, żeby mi nie przeszkadzali. Skoro nawet takiego prostego polecenia nie potrafią zrozumieć, to nie nadają się na żołnierzy. A kto się nie nadaje, jest zbędny.
- Och, mogłabyś się czasem rozchmurzyć i dać swoim ludziom nieco swobody – rzuciła kobieta, zrównując się z nią. – Nie trzeba od razu skracać życia za jeden błąd.
- Moi ludzie nie popełniają błędów. Uczą się na błędach innych.
Przyspieszyła kroku, chcąc jak najszybciej zniknąć jej z oczu i uniknąć dalszej dyskusji. Nie lubiła tego typu rozmów, pouczania jej. Była w końcu generałem, zapracowała na to, miała zatem pełne prawo wprowadzić własne zasady w swoim oddziale. Dlaczego więc ktoś miałby się o ich respektowanie czepiać?
- Marszałek Czerwony chce cię widzieć u siebie – usłyszała jeszcze jej głos i przystanęła, obracając się przez ramię. – Nie patrz tak na mnie, ja tylko przekazuję informacje. I lepiej się pospiesz, bo chyba jest w kiepskim humorze.
Szatynka machnęła ręką na pożegnanie i zniknęła za zakrętem, Akai zaś udała się prosto do siedziby Czerwonego.
Stała na baczność, wpatrując się w jakiś bliżej nieokreślony punkt przed sobą. Marszałek dreptał po gabinecie w tę i z powrotem, robiąc jej jakiś wykład, większość słów jednak gdzieś jej umykało. Tak jak przypuszczała, nie podobało mu się, że znów z jej ręki zginął jakiś marny żołnierzyk, a przecież sam powtarzał, że to silni będą władać Ziemią. Armia była silną organizacją, nikt nie mógł się z nią mierzyć, jednak w jej szeregach było mnóstwo słabych jednostek. Tak właściwie to nawet sam dowódca był słaby, dlaczego więc miała go słuchać? Słabe przywództwo osłabia Armię, a słabą armię może zniszczyć byle rebelia.
- …i żeby mi to było ostatni raz – ciągnął niski mężczyzna, stając tuż przed nią. – Żadnego zabijania rekrutów. Zrozumiałaś?
Przymknęła na moment powieki, a gdy je otworzyła, patrzyła z góry na rozmówcę tym swoim zimnym spojrzeniem. Jej twarz nie wyrażała właściwie żadnych emocji i tylko stal w jej oczach błyskała niebezpiecznie.
- Mówiłeś, że najsilniejsi przejmą władzę na ziemi – przypomniała.
- I tak jest. Czerwona Wstęga nie ma sobie równych. To jednak nie znaczy, że masz zabijać naszych żołnierzy.
- Armia jako ugrupowanie może i jest silna, ale pełno w niej słabych jednostek. Trzeba wyplenić z niej tę słabość.
- O czym ty znowu bre… - chwyt na gardle uniemożliwił mu dokończenie zdania. Patrzył zszokowany i coraz bardziej przerażony w jej zimne niczym lód oczy, nie mogąc złapać tchu. Przyglądała się przez chwilę, jak twarz marszałka czerwienieje z każdą kolejną sekundą, a potem się uśmiechnęła. Uśmiech ten jednak nie wróżył nic dobrego.
- Jesteś taki słaby… - szepnęła z nutą pieszczoty w głosie, przejeżdżając palcem po pulchnym policzku. – Słaby przywódca osłabia Armię. Ona potrzebuje teraz silnego lidera i ja jej go dam…
Alarm wył, żołnierze biegali po całym placu, zmierzając do znanych sobie punktów zbornych. Atak na bazę główną Armii Czerwonej Wstęgi nie był czymś codziennym, mimo wszystko każdy wiedział, co ma robić i gdzie się udać. Odbierali wyposażenie, broń i przegrupowywali się, jedni wydawali rozkazy, inni je wykonywali.
Grupa żołnierzy biegła uzbrojona po zęby głównym korytarzem, zatrzymując się na rozkaz dowódcy dopiero dwadzieścia metrów przed wielkimi drzwiami prowadzącymi do gabinetu Marszałka Czerwonego. To stamtąd pochodzi źródło alarmu, a przynajmniej tak wynikało z danych dostarczonych przez informatyków. Strzelcy rozstawili się po obu stronach korytarza, sprawdzając ekwipunek i odbezpieczając broń. Byli gotowi do strzału w każdym momencie, wystarczył sygnał dowódcy. Wszyscy zastygli w oczekiwaniu, wokół rozlała się cisza przerywana tylko krótkimi oddechami. Stojący na czele komandor stał z bronią w jednym ręku, drugą mając zwiniętą w pięść i wystawioną w górę tak, by wszyscy widzieli. Czekać – tak brzmiał przekaz.
Wielkie wrota zaskrzypiały lekko, gdy zamek został zwolniony, w następnej zaś chwili oba skrzydła otworzyły się gładko, odsłaniając postać płomiennowłosej. Dziewczyna opuściła ręce, którymi pchnęła drzwi, a następnie przeszła kilka kroków do przodu. Znali ją, była w końcu jednym z generałów Armii, wiedzieli też, do czego może być zdolna, a także – jakie ma zasady. Czerwona Wstęga była jej domem, nigdy nie uchylała się od wydanych rozkazów, choć nader często w ich realizacji wykorzystywała własne metody. Jedno jednak było pewne i niezaprzeczalne – kto wchodził jej w drogę, miał przechlapane. O ile miał na tyle szczęścia, by przeżyć. Co jednak czerwona generał robiła w gabinecie marszałka dowódcy w czasie ataku? Czyżby sama zażegnała kryzys? To było możliwe, wszak uwielbiała ryzyko. Nawet krew na jej rękach wskazywała, iż właśnie pozbawiła kogoś życia. Był jednak jeden mały, drobniutki szczegół, który przeczył tej teorii – leżąca na dywanie za jej plecami głowa oderwana od ciała. Głowa marszałka.
- Dobrzy żołnierze szybko reagują, gdy zostanie wykryte zagrożenie – rzuciła w eter Akai, unosząc do tej pory lekko opuszczoną głowę. Spojrzenie jak zwykle miała zimne, a na ustach lekki półuśmiech. – Dobrze się spisaliście.
- Zdrajca! – padło gdzieś wśród żołnierzy, gdy jeden z nich wstał z bronią skierowaną na dziewczynę. – Zabiłaś marszałka!
Dowódca brygady nie zdążył zareagować. Oskarżyciel rzucił granatem i zaczął strzelać. Nastąpił wybuch, który przesłonił widok pozostałym, a kule świstały w powietrzu, wydostając się z lufy karabinu maszynowego kolejną serią.
- Wstrzymać ogień! – warknął komandor, ale na niewiele się to zdało. Oszalały z wściekłości strzelec wciąż naciskał spust, posyłając przed siebie grad pocisków. – Kurwa mać, wstrzymaj ogień, żołnierzu!
Kule mknęły przed siebie, niknąc w chmurze dymu, atak skończył się jednak wraz z brakiem naboi dostarczanych do magazynku. Mimo wszystko mężczyzna próbował przeładować, został jednak powstrzymany przez stojących obok kolegów. Ci wykazali się odrobiną rozsądku, dostosowując się do rozkazu dowódcy, a wściekły strzelec zaczął się wyrywać. Wtedy jednak zdało się słyszeć brzęk metalu o posadzkę. Najpierw pojedynczy, z każdą jednak chwilą narastał. Dym zaczął się rozwiewać, ukazując wyciągnięte ramię i dłoń otwartą ku dołowi. Tuż pod nią brzęczały wypuszczone zeń pociski, każdy zdeformowany.
- Niesubordynacja – rozległo się w powstałej nagle ciszy, ułamek sekundy później zaś przed strzelającym żołnierzem stała ona z jego gardłem w uścisku – karana jest śmiercią.
Trzask. Mężczyzna nie zdążył nawet złapać oddechu, a jego tchawica, kręgi szyjne, cała szyja właściwie – zostały zmiażdżone. Uścisk poluzował się, a świeżo upieczony trup padł głucho na ziemię pozbawiony już życia. Twarz morderczyni była nad wyraz poważna, w spojrzeniu błyskały niebezpieczne iskierki, co zadziałało na do tej pory trzymających kolegę strzelców bardzo wyraźnie. Obaj padli w trwodze na tyłki, mocząc własne portki, Akai jednak nie zwróciła na nich większej uwagi. Po prostu obróciła się na pięcie i spojrzała prosto w oczy podenerwowanego komandora.
- Dobrze oceniłeś sytuację, nakazując wstrzymanie ognia, to się ceni – rzuciła krótko. – W mojej Armii rozważny dowódca daleko zajdzie. Przekaż reszcie, że Czerwona Wstęga ma nowego przywódcę, a jeśli ktokolwiek ma coś przeciwko, zapraszam do swojej nowej siedziby. Tylko pozbędę się tego ścierwa z progu.
Żołnierze stali osłupiali, gdy stawiała kolejne kroki w stronę pomieszczenia, z którego ledwie trzy minuty wcześniej wyszła. Tylko komandor w chwili, gdy go mijała, jakby oprzytomniał i stanął na baczność.
- Tak jest, pani marszałek! – zakrzyknął, salutując sprężyście. Pozostali poszli w jego ślady i nim przekroczyła próg gabinetu, słyszała za sobą równiutkie stuknięcie trzydziestu kilku par obcasów. Uśmiechnęła się pod nosem, własnym obcasem miażdżąc upstrzoną rudą czupryną głowę słabego karła. Armia należała do niej, a to był dopiero początek jej rządów.
W ciągu kilku miesięcy siła Armii wzrosła, a pod przywództwem nowego Marszałka Czerwonego niemal całkowicie wytępiła członków Ruchu Oporu. Nieliczne grupy ostatnich rebeliantów kryły się w przyczółkach, szukając szansy na odwrócenie koła fortuny, wszystko jednak wskazywało na to, że przegrają tę wojnę. I nie chodziło tu o liczbę żołnierzy, z którymi musieli się ścierać, a o nowe rządy, wedle których każdy pochwycony „zdrajca” trafiał przed JEJ oblicze. Na całym globie krążyły o niej legendy, choć nikt nigdy jej nie widział, a przynajmniej nie żył na tyle długo, by cokolwiek zdradzić. Dla jednych była potworem zdolnym machnięciem dłoni niszczyć całe miasta, dla innych wiedźmą składającą ofiary z tych, których wyłapywali żołnierze, jej wyznawcy. Żadna opowieść nie miała jednak wpływu na ostateczny wynik starć. Czerwona Wstęga objęła władzę absolutną na Ziemi i nawet podkomendni nie odważyli się sprzeciwić rozkazom przywódczyni. Bali się jej tak bardzo, że nawet nie próbowali spisków czy obalania jej rządów. Każdy z generałów wiedział, czym może się to skończyć, a cenili swe życia na tyle, by nie narażać ich w przegranej sprawie.
Mimo beznadziejności sytuacji i braku możliwości przeciwdziałania tyranii Armii wciąż istnieli tacy, którzy stawiali czynny opór. Ostatnie wybitne jednostki walczące w obronie wolności. Wśród samych żołnierzy wiele się słyszało o ich niezwykłych umiejętnościach i sile, a i do samej Czerwonej docierały pogłoski. Wbrew opinii publicznej nie pragnęła ona śmierci tych wybrańców, wręcz przeciwnie. Im częściej o nich słyszała, tym bardziej rozpalało to jej wojownicze serce. Tym bardziej chciała się z nimi zmierzyć i samej zobaczyć, czy rzeczywiście są tak potężni, jak mówią ludzie. A niedługo miała pojawić się ku temu okazja…
- Raport!
- Etto… - zająknął się zwiadowca, stojąc przed nią sztywno, niepewnie. – Nasze oddziały napotkały opór na północnej granicy ziemi Korin…
- To moja ziemia – warknęła lekko, wertując jakieś dokumenty, które zaraz cisnęła za siebie. – Każ wysłać tam Siódemkę, a te śmieci postawić przede mną. Czemu jeszcze nikt tego nie zrobił?!
- Jakby to… - kolejne jąknięcie, nerwowe przełknięcie śliny. Żołnierz wyraźnie się denerwował przed kolejnymi słowami. – Siódemka już tam jest… był…
Dziewczyna zatrzymała się w pół kroku, patrząc uważnie na zdenerwowanego gońca. Widziała wyraźnie każdą kropelkę potu spływającą po jego skroni i czole zalewającą oczy i brodę. Bał się jej reakcji, to było oczywiste. Tylko co miało znaczyć „był”?
- Zdezerterował? Androidy nie dezerterują! Poślij po Gero, niech sprawdzi oprogramowanie Siódemki i da mi znać, co z tym durnym blaszakiem.
Mężczyzna stał jeszcze w bezruchu, na przemian otwierając i zamykając usta, jakby chciał coś dodać, powiedzieć, ale wahał się. Przywódczyni była dziś w wyjątkowo kiepskim nastroju, a w takich chwilach żaden żołnierz nie chciałby wchodzić jej w zasięg wzroku. On jednak nie miał wyjścia, składanie tego typu raportów należało wszak do jego obowiązków. Mimo wszystko bał się utraty głowy w razie większego niezadowolenia nastolatki.
- Pani wybaczy, pani marszałek… - zaczął z wyraźnym strachem, chcąc nie chcąc, zwracając na siebie jej uwagę. Obrzuciła go zimnym, przeciągłym spojrzeniem, dała mu jednak dojść do głosu. – Siódemka nie zdezerterował… on… został zniszczony…
Zmiana, jaka nastąpiła na jej obliczu, zmroziła mu krew w żyłach. Nigdy, przenigdy, gdy wpierw się gniewając, zaczynała się uśmiechać, nie wróżyło to nic dobrego. Miał jednak obowiązek sprecyzować swoje słowa, ona sama w końcu milczała.
- Z ostatnich donosów wynika, że Siódemka starł się z jakimś młodym mężczyzną i kobietą w podobnym wieku. Oboje ciemnowłosi i w strojach do walki, dziewczyna zaś miała… - zaciął się na moment, wzrok utkwiwszy na wysokości pasa przełożonej. Wokół jej talii owinięte było czerwone, futrzaste coś, na temat czego krążyły różne pogłoski. Wielu twierdziło nawet, że Akai nie jest człowiekiem.
- Miała co? – padło suche ponaglenie, na które żołnierz stanął wyprostowany jak nigdy dotąd.
- Ogon, pani marszałek! – zakrzyknął strwożony. – Brunetka miała ogon!
- Ogon… - powtórzyła wyjątkowo cicho, a futerkowy twór na jej pasie drgnął, jakby był żywy. Goniec przyglądał się przez chwilę jej zamyślonej twarzy i nawet przeszła mu przez głowę myśl, że ta dziewczyna jest bardziej ludzka, niż wszyscy sądzą. Przez ten krótki moment widział w tych zazwyczaj zimnych oczach samotność i tęsknotę za czymś lub kimś, potem jednak nastolatka przymknęła powieki, a gdy znów je otworzyła, na powrót stała się budzącym postrach przywódcą.
- Sama się nimi zajmę, przekaż Czarnemu, by zajął się dokumentami – poleciła i wyszła z namiotu dowodzenia. Mężczyzna zasalutował sprężyście, tego już jednak nie zauważyła. Gdy wyszedł w ślad za nią, już jej nie było, za to na niebie widoczna była biała smuga skierowana ku północy.
Leciała ponad lasem, wypatrując tego, czego szukała, po dłuższej chwili jednak zaczęła obniżać lot, aż w końcu znalazła się między drzewami. Wyjęła z kieszeni nadajnik i kliknęła parę razy w przyciski na nim się znajdujące, łapiąc sygnał androida. Gdy była już blisko, wylądowała, chowając urządzenie, i resztę drogi przebyła pieszo. Szybko znalazła źródło sygnału, wychodząc na niewielką polankę otoczoną drzewami i krzewami. Truchło blaszaka leżało niemal na środku, po drugiej zaś stronie zauważyła dwójkę rozmawiających ze sobą ludzi, chłopaka w białym stroju i dziewczynę w pomarańczowym. Uśmiechnęła się pod nosem.
- …ktoś na pewno się zorientuje, a wtedy przyślą kolejnego – mówił zaaferowany brunet, nie dostrzegając jeszcze skrytej w cieniu postaci.
- Przesadzasz – odpowiedziała mu koleżanka. – A nawet jeśli przyślą, rozgromimy i tego.
- Wy załatwiliście tego tutaj? – padło zza ich pleców, na co momentalnie się odwrócili, przyjmując pozycje do walki. Zauważyli zwykłą nastolatkę, która właśnie przykucnęła przy zniszczonym robocie i zaczęła oglądać oderwaną od reszty rękę ze wszystkich stron. – A podobno są niezniszczalne.
- Uważaj! Może mieć jakiś ładunek wybuchowy w sobie – ostrzegł ją chłopak, zupełnie zapominając, że powinien zachować ostrożność. – Jeśli go uruchomisz, może stać ci się krzywda.
- Głupi! – skarciła go brunetka. – Ona może być tym kolejnym, kretynie!
Płomiennowłosa spojrzała na nich z ukosa, a moment później zaczęła się śmiać. Śmiech ten nie był ani przerażający, ani nawet szaleńczy, zdradzał najzwyklejsze rozbawienie. Dziewczyna wstała, ocierając łezkę spod oka.
- Dawno nie słyszałam lepszego dowcipu, serio – zaśmiała się i wzięła głębszy oddech, chcąc się nieco uspokoić. Z cholewki buta wyciągnęła niewielki nóż, co wzmogło czujność pozostałej dwójki. – Widzicie, nie mogę być androidem, bo one nie krwawią. Są robotami, prawda? – przejechała ostrzem po skórze na przedramieniu, a z powstałej rany zaczęła wypływać czerwień. – Chyba że się mylę. W sumie nigdy się nie zastanawiałam, z czego one są w zasadzie zrobione. No ale mniejsza.
Nożyk poleciał gdzieś w bok, wyrzucony niedbale, płomiennowłosa zaś minęła martwego robota i przeszła kilka kroków w stronę wojowników. Wprawne oko dostrzegłoby falujący za jej plecami pokryty czerwonym futrem twór. Taki sam jak ten u drugiej dziewczyny, choć oba różniły się barwą.
- Ty i ja jesteśmy podobne – rzuciła z lekkim uśmiechem, kierując swe słowa do brunetki. – Obie wyróżniamy się z tłumu przez coś, z czym się urodziłyśmy. Ciebie też mają za potwora?
Zadając pytanie, machnęła ogonem dosyć wyraźnie, by oboje go dostrzegli. Była ciekawa ich reakcji, zwłaszcza reakcji drugiej ogoniastej.
- Jesteś halfem – stwierdziła ciemnowłosa bez ogródek, na co Akai zmarszczyła nieco brwi.
- Połówką? Połówką czego?
- Mieszańcem krwi ludzkiej i saiyańskiej rasy wojowników. Jak ja. Nie wiedziałaś?
Stalowooka patrzyła na rozmówczynię jeszcze przez chwilę, jakby chciała przetrawić nowe informacje, zaraz potem spojrzała na własne dłonie, które na przemian zaciskała w pięści i rozluźniała. Uśmiechnęła się pod nosem.
- To wszystko wyjaśnia… moje zdolności i chęć walki… ten zew krwi… - szepnęła do siebie, zaciskając pięść, po czym uniosła wzrok na ogoniastą. W jej oczach płonął dziwny żar. – Walcz ze mną!
Natarła właściwie bez uprzedzenia, nie czekając na reakcję. Chłopak nie zdążył zareagować, odepchnięty krótkim machnięciem dłoni, w której dziewczyna skoncentrowała ki, nie on jednak był celem. Brunetka była szybsza niż jej kolega, skrzyżowała przed sobą ramiona, przyjmując nadchodzący cios na siebie. Zderzenie wywołało silny podmuch wiatru, zaatakowana zaś przesunęła się dobre dwa metry w tył, ryjąc butami w ziemi. Usta stalowookiej przyozdobił szaleńczy wręcz uśmiech, gdy znów natarła, zalewając przeciwniczkę gradem ciosów. Ta była w stanie tylko blokować lub zbijać niektóre ataki.
- No dalej! Walcz! Pokaż mi swój zew walki! – wołała, wciąż nacierając. – No co jest? Za szybko?
Akai prześlizgnęła się płynnie pod gardą przeciwniczki, wpakowując jej pięść prosto w brzuch z taką siłą, że ta aż została odrzucona na skraj polany, lądując z plecami na jednym z drzew.
- Tensa! – zawołał chłopak, podrywając się z miejsca, nim jednak zdążył ruszyć z odsieczą, coś małego uderzyło w ziemię tuż pod jego nogami, wypalając trawę. A nieznajoma miała palec wskazujący wyciągnięty w jego kierunku, którym zaraz pomachała na boki.
- A, a, a. Nie wtrącaj się – mruknęła tylko, a jej twarz przyozdobił nieco szerszy uśmiech. – To pojedynek między nami. Nie przeszkadzaj.
- W porządku, Ryu, dam sobie radę – wtrąciła brunetka, podnosząc się powoli. Splunęła śliną przemieszaną z krwią, otarła usta i przyjęła pozycję bojową. Widząc to, płomiennowłosa wykonała zamaszysty ukłon, wciąż się uśmiechając, a następnie stanęła w lekkim rozkroku, stawiając gardę. Krótkim ruchem dłoni zachęciła oponentkę do ataku.
Tensa natarła, wymierzając kolejne ciosy, te jednak za każdym razem były, zdawałoby się, z łatwością unikane lub blokowane. Z ust płomiennowłosej nie schodził ten dziwny uśmiech pełen ekscytacji i czegoś jeszcze, co trudno było nazwać. Widać po niej było, że jest szybka i zwinna, może nawet ciut szybsza od rywalki, w pewnej jednak chwili jakby zwolniła, co pozwoliło brunetce sięgnąć pięścią jej twarzy. Ten atak posłał przeciwniczkę w tył, dziewczyna w pomarańczowym stroju jednak nie spoczęła na laurach i poszła za ciosem, atakując ze zdwojoną siłą. Pięści zderzały się z ciałem płomiennowłosej, podobnie zresztą jak kopnięcia, a jedno z ostatnich posłało dziewczynę między pobliskie drzewa.
- Świetna robota! Pokonałaś ją! – zawołał chłopak, już chcąc podlecieć do kompanki, ta jednak zastopowała go ruchem ręki, znów stawiając gardę.
- Zamknij się i odsuń, to nie koniec – stwierdziła, dodając cicho: - Ona mnie sprawdza.
Jakby na zawołanie powalona dziewczyna wygramoliła się z krzaków, ocierając wierzchem dłoni delikatną strużkę krwi cieknącej z jej wargi. Uśmiechała się przy tym diabelnie, po chwili spluwając czerwoną śliną gdzieś w bok.
- Nieźle, naprawdę nieźle. Dawno nikt mi tak nie przyłożył – rzuciła przestępując kilka kroków do przodu, jakby wychodząc przeciwniczce naprzeciw. – Musimy to kiedyś powtórzyć. Więcej niż raz. Zacznijmy jednak od początku.
Stanęła tuż przed dwójką obrońców Ziemi, a jej uśmiech jakby… złagodniał? Brunetka zmarszczyła brwi, ale nie opuściła gardy. Przeczuwała, że na coś się zanosi, nie wiedziała jednak dokładnie – na co. Jej towarzysz również stanął w pozycji bojowej, choć nie wiedział do końca, czy cokolwiek by wskórał na wypadek kolejnej potyczki. Ta dziewczyna była cholernie szybka. Popatrywał zatem na nią podejrzliwie, zerkając co chwilę na kompankę, i szykował się na… na cokolwiek, co miało nastąpić.
- Jesteście Tensa i Ryu, czy tak? – spytała nagle i wyciągnęła w ich stronę otwartą dłoń. – Mnie zwą Akai. A raczej nazywali. Aktualnie mam kilka innych przydomków, ale większość to tylko wyolbrzymienia.
Stała tak z wyciągniętą ręką, gdy jednak po dłuższej chwili żadne z nich nie pokwapiło się o jej uściśnięcie, westchnęła tylko i opuściła ramię wzdłuż ciała. Cóż, starała się, prawda? Odstąpiła o krok czy dwa i przyjęła pozycję do walki.
- Kontynuujemy? – spytała retorycznie, bo zaraz i tak natarła. Po raz kolejny zepchnęła chłopaka na bok, skupiając się na dziewczynie. Ta tylko zasłoniła się ramionami, odruchowo odskakując, płomiennowłosa jednak była szybsza, z łatwością zatem do niej doskoczyła, zalewając gradem silnych ciosów. Brunetka starała się bronić, lawirowała między drzewami, mimo wszystko przeciwniczka cały czas była o krok za nią. Cios za ciosem, pięść za pięścią, spychała ją coraz mocniej, nie dając praktycznie żadnej szansy na kontrę. Nagle od boku nadleciała błękitna fala energii. Akai tylko zerknęła w tamtą stronę, na moment zaprzestając natarcia, i zablokowała ramionami technikę, która mimo wszystko zepchnęła ją ostro w tył, rozrywając rękawy w kilku miejscach.
- Nieprzepisowe zagranie… - mruknęła, przekierowując falę w stronę nieba. Już się nie uśmiechała, za to była wkurzona. Ten idiota w bieli śmiał przerwać jej pojedynek! Śmiał się wtrącić! Niedopuszczalne…
- Tensa, wstawaj! Musimy się zwijać, zanim-
Chłopak nie dokończył zdania, bo ruda właśnie z całym impetem wbiła mu się kolanem w brzuch. Zdążył tylko wypluć trochę śliny przemieszanej z krwią, a potem poleciał w tył, wyhamowując dopiero na którymś z drzew. Na tym się jednak nie skończyło. Nim opadł na ziemię, dziewczyna była już przy nim, chwytając go za gardło i miażdżąc wściekłym spojrzeniem. Po jej ciele raz po raz przeskakiwały iskry, a powietrze wokół wręcz elektryzowało się od zagęszczenia mocy.
- Powiedziałam, żebyś się nie wtrącał – syknęła w jego stronę, a potem raz jeszcze uderzyła w brzuch, tym razem pięścią. Strużka krwi pociekła z ust bruneta. – Nienawidzę, gdy ktoś mi przerywa zabawę…
- Zostaw go! – usłyszała za plecami głos przeciwniczki i obróciła się przez ramię. Dziewczyna ledwo trzymała się na nogach, mimo wszystko Akai zauważyła tę wibrację powietrza wokół niej. Uśmiechnęła się.
- Musisz chwileczkę zaczekać, ktoś wymaga kary za łamanie zasad – stwierdziła tylko, wracając spojrzeniem do ledwo przytomnego z braku powietrza wojownika, któremu po raz kolejny zasadziła pięść pod żebra. O ile jeszcze chwilę wcześniej bezskutecznie starał się poluzować uścisk na własnym gardle, o tyle teraz jego ramiona opadły bezwładnie wzdłuż ciała, a powieki zamknęły. Stracił przytomność. – No i po problemie.
- Ty… zapłacisz mi za to… - warknęła nagle Tensa i zaraz wyskoczyła do przodu z okrzykiem bojowym. Nie to jednak przykuło uwagę stalowookiej, a zmieniające swą barwę na blond włosy dziewczyny i otaczająca ją złotawa aura. Zdążyła się jeszcze uśmiechnąć, nim dosięgnął ją pierwszy cios rozjuszonej blondynki.
Przekroczyła próg bramy głównej odprowadzana rzędem stojących na baczność i salutujących żołnierzy. Żaden z nich nie pytał, gdzie była, po co, ani kim jest dziewczyna na jej ramieniu, czy też chłopak ciągnięty drugą ręką. Wyglądała na zadowoloną, a to znaczyło, że i oni mogli być spokojni.
- Ramirez, przygotuj cele. Te ze specjalnymi zabezpieczeniami – poleciła jednemu z wyżej odznaczonych wojaków, który natychmiast zasalutował.
- Czy zaplanować również datę egzekucji zdrajców, pani marszałek? – dopytał, co spotkało się z cichym parsknięciem.
- Skądże, nie mam zamiaru zabijać tej dwójki – oznajmiła z lekkim rozbawieniem. – Znaczy… on w sumie zasłużył, ale co mi tam. Troszkę się z nim pobawię. Załóżcie mu kajdanki energetyczne póki co. Nie wiem, jak szybko się regeneruje. Jedna para też dla niej, a potem zabierz ją do pani doktor, żeby opatrzyła większe rany.
- Tak jest!
Mężczyzna odebrał od niej nieprzytomną dwójkę, wydając kolejne polecenia żołnierzom, a ona poszła dalej, rozmasowując tylko kark. To był naprawdę udany wypad~~
Siedziała przy biurku, przeglądając dokumenty. Niby miała ludzi od takich rzeczy, nauczyła się jednak, że ci potrafią o pewnych niuansach nie wspominać. Jak na przykład o tych brakujących kilku tysiącach, które po kawałeczku znikały z głównego skarbca, lądując na kontach kilku pomniejszych urzędasów. Oczywiście już się tym zdążyła zająć, mimo wszystko nużyły ją te marne próby czegoś na kształt buntu. Ziemia była zjednoczona pod jej komendą, wszyscy żyli w dostatku, mieli co włożyć do garnka, w co ubrać dzieci, a także za co je wyedukować. Dlaczego więc taki stan rzeczy im się nie podobał?
- Wciąż uważają cię za potwora, który zdominował ich świat – usłyszała damski głos gdzieś z drugiej strony pomieszczenia i westchnęła przeciągle.
- Nie mówiłam ci ostatnio, wiedźmo, że nie potrzebuję twojej pomocy? – rzuciła z nutą irytacji w głosie, choć nie zamierzała nawet się podnosić. W odpowiedzi usłyszała delikatny śmiech.
- Wybacz mój brak taktu, pomyślałam po prostu, że zainteresuje cię jeden mały fakt, o którym żaden z twoich pachołków nie doniesie – odpowiedziała kobieta, podchodząc nieco bliżej.
- Jakiż to fakt miałby nie dotrzeć do moich uszu, wiedźmo? – spytała, obracając się przodem ku zakapturzonej postaci. Nie podobało jej się, że ta czarownica tak bez oporu narusza strefę jej prywatnych komnat. Jeszcze jeden taki numer i chyba jednak urwie jej ten przeklęty łeb.
- Och, odradzałabym, chociaż próbować zawsze możesz – wyszczerzyła się kobieta, zaraz jednak przeszła do konkretów. – Twoja pozycja przywódczyni tej planety jest zagrożona. W tej chwili zmierza tu kapsuła kosmiczna z pasażerem z Vegety.
- I? Co mnie obchodzi jakiś vegetarianin, czy jak go zwać?
- Nie vegetarianin. To saiya-jin.
Akai spięła się na samą wzmiankę. Wiedziała już, że sama jest mieszańcem saiyańskiej krwi, w końcu za informatora w tej kwestii służyła jej Tensa, ale jeśli jakiś pełnokrwisty zmierzał w tę stronę…
- Nie pozwolę nikomu najeżdżać mojej planety, a tym bardziej nie jakiejś brudnej, kosmicznej małpie – syknęła, odkładając dokumenty na biurko. – Nikomu nie oddam Ziemi.
- Och, to zrozumiałe. Właśnie dlatego cię ostrzegłam. Mówiłam ci już, jesteśmy tu, żeby cię wesprzeć w każdej sprawie.
- A ja wyraziłam się jasno, że nie potrzebuję członkostwa jakiejś międzyczasowej organizacji, by radzić sobie z problemami – przypomniała oschle.
- Cóż, ziemskie problemy nie stanowią dla ciebie wyzwania, on – może. Jest wojownikiem, szkolił się w o wiele trudniejszych warunkach niż tutejsze. Możesz temu nie podołać.
- Twierdzisz, że przegram?! – aż poderwała się z miejsca, w ułamku sekundy chwytając za płaszcz kobiety i przyciągając ją gwałtownie ku sobie. Kaptur zsunął się, odsłaniając bladoniebieskie oblicze okolone niemal białymi włosami. Krwiste oczy kobiety wpatrywały się w te stalowe nastolatki. Wciąż jeszcze była nastolatką.
- Twierdzę tylko, że może być problemem większym, niż sądzisz – odparła spokojnie. Akai zgrzytnęła lekko zębami, mimo wszystko puściła ją wolno.
- Wskaż mi miejsce i czas – nakazała. – Udowodnię, że jestem niekwestionowaną i niepokonaną władczynią tej planety. I nikt mi tego nie odbierze.
Wiedźma tylko uśmiechnęła się szerzej. Plan póki co działał bez zarzutu…
Dwójka postaci unosiła się w sporej odległości nad ziemią i obserwowała masakrę rozgrywającą się poniżej. Jakiś czas temu w lesie wylądowała kosmiczna kapsuła, jej pasażer zaś był właśnie rozgramiany przez rozwścieczoną nastolatkę.
- Myślisz, bracie, że jest już gotowa? – spytała w którymś momencie kobieta, przechylając lekko głowę w bok.
- Nawet bardziej niż gotowa, trzeba ją tylko przekonać do współpracy – odpowiedział jej towarzysz, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. – Biorąc pod uwagę jej charakter i upór, nie będzie to łatwe, ale to my ją stworzyliśmy. Całe jej życie, wszystkie te lata cierpienia i walki przygotowywały ją do wypełnienia przeznaczonego jej celu. Do tego po prawdzie jeszcze wciąż daleka droga, mimo wszystko narodziła się właśnie po to, by służyć naszej sprawie. Z Akai u boku nic nas nie powstrzyma.
- Masz rację, od chwili poczęcia należy do nas – przyznała kobieta. – Czas w końcu upomnieć się o swoje, prawda?
Uśmiechnęła się chytrze, a to był dopiero początek…
- Nie – padło suche stwierdzenie z ust płomiennowłosej. Stojąca przed nią kobieta nie wyglądała jednak na zaskoczoną.
- Radzę ci przemyśleć ofertę, bo lepszej nie dostaniesz, a wiele możesz stracić.
Dziewczyna wstała niespiesznie zza biurka, odkładając plik dokumentów, które przeglądała tuż przed pojawieniem się tej wiedźmy. Wkurzała ją i to bardzo. Irytowało ją, że bez żadnego oporu pojawia się w jej prywatnej kwaterze, omijając wszelkie zabezpieczenia. Tym bardziej irytowało ją, że znów próbuje jej wmówić, iż potrzebuje wsparcia tej ich durnej czasoprzestrzennej organizacji. A na cholerę jej ich pomoc?! Bo co? Bo raz ją łaskawie ostrzegli przed w sumie i tak miernym zagrożeniem i teraz myślą, że mają na nią haka? No to się przeliczą.
Stanęła twarzą w twarz z białowłosą wiedźmą, spoglądając na nią spod lekko przymrużonych powiek. Głowę miała wysoko, patrzyła hardo, nie zamierzała jej ulegać. Ani jej, ani żadnemu z nich.
- Powiedziałam to już i powtarzam, ilekroć pojawiasz się tu bez zapowiedzi – nie potrzebuję waszej pomocy i nie jestem wam niczego winna. Nie możecie po prostu zniknąć z mojego życia?
- Gdybyśmy się nie pojawili, w ogóle byś się nie narodziła – odparła kobieta, uśmiechając się delikatnie. – Zawdzięczasz nam całe swoje życie, od tego nie uciekniesz.
Akai westchnęła przeciągle. Naprawdę miała już dość tej wiedźmy i jej popleczników. Przekonanie, że potrzebuje ich pomocy z jakiegoś irracjonalnego powodu, jeszcze mogła zrozumieć, ale próba wmówienia jej, że stoją za jej narodzinami? Za każdym aspektem jej życia? Nie, to było przegięcie.
- Wynoś się – stwierdziła sucho, patrząc na jasnowłosą wzrokiem przepełnionym lodem. – Nie chcę więcej widzieć ani ciebie, ani żadnych twoich posłańców. Wmawiaj sobie, co chcesz, ale moje życie nie ma z wami żadnego związku. Na wszystko, co zdobyłam, zapracowałam, więc nie próbuj odkręcać kota ogonem, twierdząc, że w czymkolwiek maczaliście swoje brudne paluchy. A teraz zejdź mi z oczu, póki jeszcze nie straciłaś głowy.
Odwróciła się na pięcie, chcąc wrócić do przeglądanych uprzednio dokumentów. Nie musiała widzieć, kiedy kobieta zniknie, bo zawsze pojawiała się i znikała ot tak, po prostu, jakby nie wiedziała, do czego służą drzwi. Mimo wszystko zdążyła zrobić ledwie dwa kroki, nim stanęła w miejscu, nie mogąc się nawet ruszyć. Zauważyła tylko, że całe jej ciało spowija dziwna, mroczna energia.
- Spodziewałam się takiej odpowiedzi – rzuciła lekko wiedźma, a w jej głosie dało się wyczuć nutkę rozbawienia. – Skoro jednak odmawiasz współpracy, nie pozostawiasz mi wyboru.
- Puść mnie – wysyczała przez zęby dziewczyna, na jej ciele zaś pojawiły się wyładowania elektryczne. Ku jej zaskoczeniu jednak otaczająca ją energia z zastraszającą łatwością pochłonęła te zalążki błyskawic. Zresztą nie tylko one zostały pochłonięte. – Co… ty… robisz…? Puść… mn-
Nie dokończyła zdania. Wzrok przesnuła jej czarna mgła, a po chwili unosiła się w tej mrocznej sferze, niestety już bez przytomności.
- Mówiłam ci, odmowa będzie cię wiele kosztować – odparła jeszcze wiedźma z demonicznym wręcz uśmiechem na ustach i machnęła dłonią w stronę nastolatki. Nastolatki, która sekundę później zniknęła w portalu. – Cóż, zobaczymy, jak sobie poradzisz bez mocy~~
Techniki/umiejętności startowe:
- Bukujutsu
- Kiko
- Sztuki Walki – poziom 1
Planeta/Miejsce zamieszkania: Vegeta
Wiek: 18 lat
Rasa: Half-Saiya-jin
Klasa: Wojownik
Wygląd:
Młoda, mierząca 172cm wzrostu dziewczyna o sięgających pasa, gęstych włosach barwy krwistej czerwieni, a także zimnym niczym lód spojrzeniu stalowoszarych oczu. Jest dobrze zbudowana, ma niemal atletyczną figurę, nie można jej zarzucić słabej kondycji. Ma nakreślone kobiece kształty, dość szerokie biodra, średniej wielkości biust, który zazwyczaj podkreśla ściśle dopasowanym strojem. Wąskie usta, zazwyczaj lekko przymrużone oczy okolone gęsto ciemnymi rzęsami, zgrabny nos – ogólnie dość urodziwa jak na młodą kobietę. Do jej normalnych ubrań można zaliczyć przylegające do ciała koszulki lub bezrękawniki w dość ciemnych odcieniach (od zieleni po czerń), a także nieco przetarte spodnie i mocne, skórzane buty z metalowymi okuciami na podeszwach. Nie zwraca zbyt dużej uwagi na to, jak jej wygląd odbierają inni. Zazwyczaj jej oblicze pozostaje obojętne, a uśmiech pojawia się na nim wyjątkowo rzadko, żeby nie powiedzieć – niemal wcale. Chyba że wyjątkowo coś sprawi jej przyjemność, wtedy jej twarz przyozdobi dość charakterystyczny, przyprawiający o dreszcze uśmieszek.
Charakter:
W latach wczesnej młodości była niesfornym dzieckiem, które lubiło wszystko sprawdzać, dlatego też często robiła rodzicielce kłopoty. Po jej stracie, gdy trafiła w ręce Armii i zaczęły się testy – musiała się przystosować. Nauczyła się trzymać własne emocje wewnątrz siebie i rzadko kiedy wybuchała gniewem. Szybko nauczyła się walczyć, gdyż od tego zależało jej przetrwanie, a późniejsze żołnierskie szkolenie wyrobiło w niej przekonanie, że przetrwać mogą tylko najsilniejsi. Zazwyczaj jest chłodno usposobiona, gdy jednak coś idzie nie po jej myśli (a jako perfekcjonistka zawsze stara się przewidzieć wszystkie opcje i dostosować do nich własne działania tak, by wyszło na jej) potrafi się zirytować, a wtedy najlepiej omijać ją szerokim łukiem, albo w ogóle nie pojawiać się w obrębie jej pola widzenia. Wręcz uwielbia patrzeć na cierpienie innych i samo zadawanie bólu, choć w jej przypadku ta brutalność ma pewien wyrafinowany wydźwięk. Nie będzie mordować wszystkich, jak leci, a raczej będzie czerpała przyjemność z każdej łamanej kości, każdego jęku swojej ofiary, z lęku i trwogi jakie wywoływać mogą jej działania. Żołnierskie wychowanie w ciężkich warunkach już od najmłodszych lat ukształtowało w niej pewien pociąg do wyrafinowanego sadyzmu, więc każdą zadawaną jej rękoma śmierć traktuje jak małe arcydzieło, które należy podziwiać. Nie należy jej również przerywać tegoż kontemplowania, jeśli nie chce się stracić życia. Ma bardzo elastyczny kompas moralny i przeważnie dostosowuje go do swojego aktualnego nastroju. Dla niej tradycyjnie pojmowana moralność to tylko mrzonka głupców i słabeuszy, nie uznaje bezinteresownej pomocy, a wręcz nią gardzi. Ze wszystkiego najbardziej kocha wyzwania, wręcz łaknąc niebezpieczeństw i chwil, w których jej życie jest zagrożone choć w najmniejszym stopniu, dlatego nikomu nie pozwala odebrać sobie przyjemności walki z silnymi przeciwnikami. Nie posiada praktycznie żadnych autorytetów i z wielkim oporem podporządkowuje się komukolwiek, o ile w ogóle to robi. Mimo wszystko w krytycznych momentach najważniejsze jest dla niej przetrwanie i osiągnięcie zamierzonego celu – jakikolwiek by on w danej chwili był.
Historia:
Urodziła się w 745 roku jako jedyna córka Kuroyuki Kitsune. Z matką spędziła pierwsze 5 lat swojego życia, aż pewnego dnia w wyniku nalotu żołnierzy RR kobieta zginęła, próbując uchronić małą. Dziewczynka uciekła na jej polecenie, gdy jednak wróciła do płonącego już domu, została złapana i przetransportowana do jednej z siedzib Armii. Zainteresowanie wzbudził jej ogon, więc została przydzielona do laboratorium, gdzie zaczęły się badania. Początkowo były to tylko testy manualne sprawdzające różnice między zwykłym człowiekiem a ogoniastą, szybko jednak zauważono, że jest ona bardziej przystosowana kondycyjnie, bardziej odporna na obrażenia, szybciej się regeneruje. Badania wchodziły na coraz to nowsze poziomy, doprowadzając dziewczynę niemal na skraj śmierci, mimo wszystko przetrwała całe pięć lat bycia królikiem doświadczalnym. W ciągu tych pięciu lat ciągłej katorgi, walki o przetrwanie, stopniowo zanikała u niej świadomość własnej tożsamości. Żołnierzom nigdy nie zdradziła własnego imienia, z czasem więc zatarło się ono zupełnie zastąpione czymś, co można nazwać kryptonimem. W kartotekach RR nie widniała jako córka Kuroyuki Kitsune, lecz jako Akai, tak też zwracano się do niej i o niej mówiono.
Po pięciu latach badań nad zdolnościami dziewczyny zapadła decyzja: ma ona zostać wcielona do Armii. Był jednak jeden mały, tyci problemik, a stanowił go fakt, iż to właśnie żołnierze RR zabili jej matkę i uwięzili, z czego doskonale zdawała sobie sprawę. Dowództwo wiedziało, że Akai dobrowolnie nie stanie się tym, czego nienawidzi, ale i na to znalazłyby się sposoby.
Do pomieszczenia wszedł niski jegomość z opaską na oku, zaciągając się cygarem. Rozejrzał się dookoła, ostatecznie skupiając wzrok na największym z ekranów ustawionych pod jedną ze ścian.
- Jak się sprawy mają? – zapytał krótko.
- Zaraz zaczynamy, marszałku. Generał Trzynasty właśnie ją przygotowuje – odpowiedział mu facet w białym kitlu, raz po raz wertując własne notatki.
Wokół rozszedł się dźwięk łamanego drewna i krótki jęk. Czerwona czupryna mignęła na ekranie, przelatując z jednego końca pomieszczenia na drugi, ostatecznie zatrzymując się na ścianie i lądując na podłodze poniżej. Dziewczyna podniosła się chwiejnie i otarła cienką stróżkę krwi z rozciętej wargi wierzchem dłoni. Nadal lekko pochylona spojrzała z wyraźną nienawiścią na stojącego w oddali postawnego mężczyznę, który szczerzył się do niej, poprawiając zawinięte rękawy koszuli.
- No dalej, mała – mruknął zachęcająco. – Przecież stać cię na więcej. Chcesz skończyć jak mamusia?
Ostatnia kwestia podziałała niczym płachta na byka. Źrenice dziewczyny rozszerzyły się gwałtownie, gdy zacisnęła pięści, z wściekłością szarżując na Trzynastego. Zalała go gradem ciosów i kopnięć, on jednak nic sobie z tego nie robił, unikając i blokując każdy jej atak. Z jej gardła raz po raz wydobywał się dziki ryk, a po skórze zaczęły przeskakiwać iskry. Nieustannie atakowała, mając przed oczami zmasakrowane ciało matki, którą jej odebrano.
- Trzynasty, kończ zabawę, nie mam całego dnia – rozległ się z głośników głos, którego dziewczyna nie rozpoznała, jej oprawca jednak już tak. Widziała, jak uśmiech na jego twarzy poszerza się niebezpiecznie, a on sam zgrabnie unika jej kolejnego ciosu, uchylając się pod ramieniem. W następnej chwili poczuła pięść wbijającą się pod żebra. Powietrze zostało gwałtownie wyrwane z jej płuc, a ona sama poleciała w tył, ułamek sekundy później wbijając się z łoskotem w ścianę. Krew spłynęła gęsto z jej ust po brodzie, wsiąkając w przybrudzoną już i przetartą w niektórych miejscach koszulkę. Zamglonym nieco wzrokiem patrzyła, jak mężczyzna zbliża się do niej z tym sadystycznym wyrazem twarzy i już wiedziała, że żarty się skończyły.
- Słyszałaś marszałka – rzucił od niechcenia, chwytając ją za gardło. – Koniec zabawy, słonko.
Kolejne uderzenie w brzuch odbierające resztki oddechu, a potem szarpnięcie i bezwładność. Przynajmniej do momentu zderzenia z podłogą. Przeturlała się, zatrzymując pod przeciwległą ścianą, odkaszlnęła kilka razy, zraszając podłoże czerwienią, wiedziała jednak, że teraz może być tylko gorzej.
Schemat stale się powtarzał: przychodzili po nią, umieszczali w tym pokoju, a potem wkraczał on. Kazał jej się bronić i zaczynał zabawę, prowokując do walki. Nie miała z nim szans, ale nie pozostawało jej nic innego, jak próbować i liczyć na łut szczęścia. Za każdym razem w jakiś sposób wspominał jej matkę, a tego nie mogła znieść. A kiedy już myślała, że dała mu satysfakcję, a on skończy tę udrękę, przechodził dalej. Już się nie bawił i z czystą przyjemnością zadawał jej kolejne porcje bólu, sprawiając, że błagała o litość. Nigdy nie pamiętała końca, budziła się cała obolała w swojej małej celi, ale przynajmniej dostawała posiłek. Takie były zasady: jeśli się starała, dawali jej jeść, gdy jednak jej oprawca był niezadowolony, gdy odmawiała walki – nie dostawała nic poza bólem.
- Nie… proszę… - jęknęła, widząc, że znów się zbliża. Próbowała się odczołgać, schować, tu jednak nie było żadnych kryjówek, nie było drogi ucieczki. – Nie… mamo… NIE!
Chwycił ją za włosy i uderzył jej głową o podłogę, potem jeszcze raz, a ona nie potrafiła pohamować krzyku przerażenia. Starała się osłaniać przed kolejnymi ciosami, czuła jednak każde uderzenie wyciskające z oczu łzy, zadawany z premedytacją ból. Była bezradna i jedyne, co jej pozostawało, to jękliwe błagania, by przestał, i nawoływanie matki.
W pomieszczeniu obserwacyjnym nie słychać było nic oprócz kolejnych uderzeń, dziewczyna ucichła chwilę wcześniej. Trzynasty wykonał jeszcze jeden cios dla pewności, po czym wypuścił z dłoni czerwone kosmyki włosów, a ich właścicielka padła głucho na ziemię, zakrwawiona, posiniaczona, pozbawiona przytomności. Doktor przerzucił kartkę notatnika, sprawdzając dane na jednym z ekranów, po czym uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Tak jak sądziłem, za każdym razem jej energia wzrasta – oznajmił, wskazując jakiś wykres. – W ciągu ostatnich kilku dni zarejestrowaliśmy też efekt wyładowań na skórze przy skoku mocy po prowokacji. Aż nie mogę się doczekać efektów.
- Czyli twierdzisz, że im mocniej oberwie, tym silniejsza się staje? – dopytał marszałek, strzepując popiół na podłogę, i znów wsadził cygaro w usta. – Chcę ją mieć w swoich szeregach w przeciągu tygodnia.
- Oczywiście – zapewnił i włączył mikrofon. – Generale, przechodzimy do fazy drugiej. Przenieś obiekt Akai do sali zabiegowej.
- Jasne, doktorku – rzucił w odpowiedzi mężczyzna, zarzucając sobie nieprzytomną płomiennowłosą na ramię, i wyszedł.
- Z takim żołnierzem nawet ta zbieranina rebeliantów nie będzie miała szans – mruknął konus iście zadowolonym tonem. – I wreszcie cały glob będzie w mojej władzy…
Ból, obrazy przemykające przed oczami, kolejne porcje bólu i nieustanny krzyk. Nie wiedziała, który to już raz i co tak właściwie jej robili. Nie pozwalali jej zamknąć oczu, raz po raz pokazywali jej tę samą scenę. Patrzyła, jak jej rodzinny dom płonie, a matka walczy o życie. Widziała jej śmierć już chyba milion razy, że aż wszystko wokół zaczynało się zlewać w jedną plamę ognia i czerwieni. Krzyczała, błagała, by przestali, by nie zmuszali jej do biernego przyglądania się tej tragedii. Wielokrotnie wołała matkę, na nic się to jednak nie zdawało. Za każdym razem kończyło się tak samo – ludzie w czerni zabijali jej rodzicielkę, rozszarpywali jej ciało, palili. A potem do ognia wrzucali czerwoną flagę, krzycząc: „Precz ze sługusami Armii! Niech żyje Rebelia!”.
Kolejna sesja, powtórka z rozrywki. Słyszała strzały przeszywające Kitsune, z krzykiem na ustach patrzyła, jak pada ona na kolana, a oprawcy dokonują dzieła, przebijając ostrzem jej serce. Próbowała się wyrwać, szarpała na wszystkie strony, więzy ją krępujące były jednak silne i niełatwo było je zerwać. Każda kolejna wizja śmierci i ognia wzbudzała w niej coraz większy gniew i nienawiść do ludzi w czerni, którzy zabrali jej wszystko. Nienawiść do tych, którzy stali po stronie rebelii.
Jej ciało przeszyła kolejna fala bólu, gdy po raz kolejny traciła matkę, tym razem jednak było inaczej. Po jej skórze tańczyły coraz częstsze iskry, włosy zaczęły migotać dziwnym złotem, by znów wrócić do czerwieni, a wskaźniki energii gwałtownie podskoczyły. Moment później cała aparatura znajdująca się w pomieszczeniu eksplodowała, podobnie jak fotel, na którym siedziała dziewczyna. Ona sama zaś unosiła się nad ziemią otoczona złotawo-zielonkawą aurą, która naruszała podłoże i ściany. Jej krzyk rozchodził się echem po sąsiednich korytarzach, złociste włosy nastroszyły, a emanująca z niej energia szalała. Potem było tylko delikatne ukłucie w okolicy karku, po którym jej ciało zdrętwiało, a rozszalała aura zaczęła zanikać. Włosy wróciły do swego naturalnego koloru, a ona opadła wprost w czyjeś ramiona, tego jednak jej umysł już nie zarejestrował.
- Faza druga zakończona – zachichotał doktorek, gdy generał Trzynasty wynosił dziewczynę ze zrujnowanego pomieszczenia. – Akai już jest nasza…
Stała na wzgórzu, wpatrując się w płonącą wioskę poniżej. Nie robiła nic, tylko stała i patrzyła, jak w dole rozszerza się ogień, a ludzie dookoła próbują ratować cokolwiek, włącznie z własnym życiem. A życie tych istot było tak kruche, tak łatwe do odebrania. Wystarczyłby przecież tylko jeden ruch nadgarstka, jedna iskra…
- Pani generał, oddział jest gotowy do wymarszu – usłyszała za plecami głos, nie ruszyła się jednak. Blask płomieni odbijał się w jej zimnych oczach. – Pani generał? Musimy ru…
Promień energii przeszył klatkę piersiową zaskoczonego żołnierza, który patrzył z niedowierzaniem na wyciągniętą w jego stronę rękę nastolatki. Krew spłynęła z powstałej dziury, a moment później ciało uderzyło o ziemię. Dziewczyna obrzuciła truchło przeciągłym, zimnym spojrzeniem, po czym prychnęła i przeszła obok.
- Zabierzcie stąd tego robaka – mruknęła tylko do jakiegoś młokosa z przepaską RR na ramieniu. – A potem jazda do bazy, skończyliśmy tu. Nie będę na was czekać.
Jakby na potwierdzenie ostatniej kwestii uniosła się w powietrzu, by moment później wręcz wystrzelić niczym z procy. A chłodny wiatr rozwiewał jej krwiste włosy…
- Hej, Akai! Podobno przedziurawiłaś kolejnego rekruta – zaśmiała się szatynka w kitlu idąca od drugiej strony korytarza. – Który to już w tym tygodniu?
- Przeszkadzał mi, pani doktor – mruknęła z lekkim przekąsem w odpowiedzi. – Mówiłam im, żeby mi nie przeszkadzali. Skoro nawet takiego prostego polecenia nie potrafią zrozumieć, to nie nadają się na żołnierzy. A kto się nie nadaje, jest zbędny.
- Och, mogłabyś się czasem rozchmurzyć i dać swoim ludziom nieco swobody – rzuciła kobieta, zrównując się z nią. – Nie trzeba od razu skracać życia za jeden błąd.
- Moi ludzie nie popełniają błędów. Uczą się na błędach innych.
Przyspieszyła kroku, chcąc jak najszybciej zniknąć jej z oczu i uniknąć dalszej dyskusji. Nie lubiła tego typu rozmów, pouczania jej. Była w końcu generałem, zapracowała na to, miała zatem pełne prawo wprowadzić własne zasady w swoim oddziale. Dlaczego więc ktoś miałby się o ich respektowanie czepiać?
- Marszałek Czerwony chce cię widzieć u siebie – usłyszała jeszcze jej głos i przystanęła, obracając się przez ramię. – Nie patrz tak na mnie, ja tylko przekazuję informacje. I lepiej się pospiesz, bo chyba jest w kiepskim humorze.
Szatynka machnęła ręką na pożegnanie i zniknęła za zakrętem, Akai zaś udała się prosto do siedziby Czerwonego.
Stała na baczność, wpatrując się w jakiś bliżej nieokreślony punkt przed sobą. Marszałek dreptał po gabinecie w tę i z powrotem, robiąc jej jakiś wykład, większość słów jednak gdzieś jej umykało. Tak jak przypuszczała, nie podobało mu się, że znów z jej ręki zginął jakiś marny żołnierzyk, a przecież sam powtarzał, że to silni będą władać Ziemią. Armia była silną organizacją, nikt nie mógł się z nią mierzyć, jednak w jej szeregach było mnóstwo słabych jednostek. Tak właściwie to nawet sam dowódca był słaby, dlaczego więc miała go słuchać? Słabe przywództwo osłabia Armię, a słabą armię może zniszczyć byle rebelia.
- …i żeby mi to było ostatni raz – ciągnął niski mężczyzna, stając tuż przed nią. – Żadnego zabijania rekrutów. Zrozumiałaś?
Przymknęła na moment powieki, a gdy je otworzyła, patrzyła z góry na rozmówcę tym swoim zimnym spojrzeniem. Jej twarz nie wyrażała właściwie żadnych emocji i tylko stal w jej oczach błyskała niebezpiecznie.
- Mówiłeś, że najsilniejsi przejmą władzę na ziemi – przypomniała.
- I tak jest. Czerwona Wstęga nie ma sobie równych. To jednak nie znaczy, że masz zabijać naszych żołnierzy.
- Armia jako ugrupowanie może i jest silna, ale pełno w niej słabych jednostek. Trzeba wyplenić z niej tę słabość.
- O czym ty znowu bre… - chwyt na gardle uniemożliwił mu dokończenie zdania. Patrzył zszokowany i coraz bardziej przerażony w jej zimne niczym lód oczy, nie mogąc złapać tchu. Przyglądała się przez chwilę, jak twarz marszałka czerwienieje z każdą kolejną sekundą, a potem się uśmiechnęła. Uśmiech ten jednak nie wróżył nic dobrego.
- Jesteś taki słaby… - szepnęła z nutą pieszczoty w głosie, przejeżdżając palcem po pulchnym policzku. – Słaby przywódca osłabia Armię. Ona potrzebuje teraz silnego lidera i ja jej go dam…
Alarm wył, żołnierze biegali po całym placu, zmierzając do znanych sobie punktów zbornych. Atak na bazę główną Armii Czerwonej Wstęgi nie był czymś codziennym, mimo wszystko każdy wiedział, co ma robić i gdzie się udać. Odbierali wyposażenie, broń i przegrupowywali się, jedni wydawali rozkazy, inni je wykonywali.
Grupa żołnierzy biegła uzbrojona po zęby głównym korytarzem, zatrzymując się na rozkaz dowódcy dopiero dwadzieścia metrów przed wielkimi drzwiami prowadzącymi do gabinetu Marszałka Czerwonego. To stamtąd pochodzi źródło alarmu, a przynajmniej tak wynikało z danych dostarczonych przez informatyków. Strzelcy rozstawili się po obu stronach korytarza, sprawdzając ekwipunek i odbezpieczając broń. Byli gotowi do strzału w każdym momencie, wystarczył sygnał dowódcy. Wszyscy zastygli w oczekiwaniu, wokół rozlała się cisza przerywana tylko krótkimi oddechami. Stojący na czele komandor stał z bronią w jednym ręku, drugą mając zwiniętą w pięść i wystawioną w górę tak, by wszyscy widzieli. Czekać – tak brzmiał przekaz.
Wielkie wrota zaskrzypiały lekko, gdy zamek został zwolniony, w następnej zaś chwili oba skrzydła otworzyły się gładko, odsłaniając postać płomiennowłosej. Dziewczyna opuściła ręce, którymi pchnęła drzwi, a następnie przeszła kilka kroków do przodu. Znali ją, była w końcu jednym z generałów Armii, wiedzieli też, do czego może być zdolna, a także – jakie ma zasady. Czerwona Wstęga była jej domem, nigdy nie uchylała się od wydanych rozkazów, choć nader często w ich realizacji wykorzystywała własne metody. Jedno jednak było pewne i niezaprzeczalne – kto wchodził jej w drogę, miał przechlapane. O ile miał na tyle szczęścia, by przeżyć. Co jednak czerwona generał robiła w gabinecie marszałka dowódcy w czasie ataku? Czyżby sama zażegnała kryzys? To było możliwe, wszak uwielbiała ryzyko. Nawet krew na jej rękach wskazywała, iż właśnie pozbawiła kogoś życia. Był jednak jeden mały, drobniutki szczegół, który przeczył tej teorii – leżąca na dywanie za jej plecami głowa oderwana od ciała. Głowa marszałka.
- Dobrzy żołnierze szybko reagują, gdy zostanie wykryte zagrożenie – rzuciła w eter Akai, unosząc do tej pory lekko opuszczoną głowę. Spojrzenie jak zwykle miała zimne, a na ustach lekki półuśmiech. – Dobrze się spisaliście.
- Zdrajca! – padło gdzieś wśród żołnierzy, gdy jeden z nich wstał z bronią skierowaną na dziewczynę. – Zabiłaś marszałka!
Dowódca brygady nie zdążył zareagować. Oskarżyciel rzucił granatem i zaczął strzelać. Nastąpił wybuch, który przesłonił widok pozostałym, a kule świstały w powietrzu, wydostając się z lufy karabinu maszynowego kolejną serią.
- Wstrzymać ogień! – warknął komandor, ale na niewiele się to zdało. Oszalały z wściekłości strzelec wciąż naciskał spust, posyłając przed siebie grad pocisków. – Kurwa mać, wstrzymaj ogień, żołnierzu!
Kule mknęły przed siebie, niknąc w chmurze dymu, atak skończył się jednak wraz z brakiem naboi dostarczanych do magazynku. Mimo wszystko mężczyzna próbował przeładować, został jednak powstrzymany przez stojących obok kolegów. Ci wykazali się odrobiną rozsądku, dostosowując się do rozkazu dowódcy, a wściekły strzelec zaczął się wyrywać. Wtedy jednak zdało się słyszeć brzęk metalu o posadzkę. Najpierw pojedynczy, z każdą jednak chwilą narastał. Dym zaczął się rozwiewać, ukazując wyciągnięte ramię i dłoń otwartą ku dołowi. Tuż pod nią brzęczały wypuszczone zeń pociski, każdy zdeformowany.
- Niesubordynacja – rozległo się w powstałej nagle ciszy, ułamek sekundy później zaś przed strzelającym żołnierzem stała ona z jego gardłem w uścisku – karana jest śmiercią.
Trzask. Mężczyzna nie zdążył nawet złapać oddechu, a jego tchawica, kręgi szyjne, cała szyja właściwie – zostały zmiażdżone. Uścisk poluzował się, a świeżo upieczony trup padł głucho na ziemię pozbawiony już życia. Twarz morderczyni była nad wyraz poważna, w spojrzeniu błyskały niebezpieczne iskierki, co zadziałało na do tej pory trzymających kolegę strzelców bardzo wyraźnie. Obaj padli w trwodze na tyłki, mocząc własne portki, Akai jednak nie zwróciła na nich większej uwagi. Po prostu obróciła się na pięcie i spojrzała prosto w oczy podenerwowanego komandora.
- Dobrze oceniłeś sytuację, nakazując wstrzymanie ognia, to się ceni – rzuciła krótko. – W mojej Armii rozważny dowódca daleko zajdzie. Przekaż reszcie, że Czerwona Wstęga ma nowego przywódcę, a jeśli ktokolwiek ma coś przeciwko, zapraszam do swojej nowej siedziby. Tylko pozbędę się tego ścierwa z progu.
Żołnierze stali osłupiali, gdy stawiała kolejne kroki w stronę pomieszczenia, z którego ledwie trzy minuty wcześniej wyszła. Tylko komandor w chwili, gdy go mijała, jakby oprzytomniał i stanął na baczność.
- Tak jest, pani marszałek! – zakrzyknął, salutując sprężyście. Pozostali poszli w jego ślady i nim przekroczyła próg gabinetu, słyszała za sobą równiutkie stuknięcie trzydziestu kilku par obcasów. Uśmiechnęła się pod nosem, własnym obcasem miażdżąc upstrzoną rudą czupryną głowę słabego karła. Armia należała do niej, a to był dopiero początek jej rządów.
W ciągu kilku miesięcy siła Armii wzrosła, a pod przywództwem nowego Marszałka Czerwonego niemal całkowicie wytępiła członków Ruchu Oporu. Nieliczne grupy ostatnich rebeliantów kryły się w przyczółkach, szukając szansy na odwrócenie koła fortuny, wszystko jednak wskazywało na to, że przegrają tę wojnę. I nie chodziło tu o liczbę żołnierzy, z którymi musieli się ścierać, a o nowe rządy, wedle których każdy pochwycony „zdrajca” trafiał przed JEJ oblicze. Na całym globie krążyły o niej legendy, choć nikt nigdy jej nie widział, a przynajmniej nie żył na tyle długo, by cokolwiek zdradzić. Dla jednych była potworem zdolnym machnięciem dłoni niszczyć całe miasta, dla innych wiedźmą składającą ofiary z tych, których wyłapywali żołnierze, jej wyznawcy. Żadna opowieść nie miała jednak wpływu na ostateczny wynik starć. Czerwona Wstęga objęła władzę absolutną na Ziemi i nawet podkomendni nie odważyli się sprzeciwić rozkazom przywódczyni. Bali się jej tak bardzo, że nawet nie próbowali spisków czy obalania jej rządów. Każdy z generałów wiedział, czym może się to skończyć, a cenili swe życia na tyle, by nie narażać ich w przegranej sprawie.
Mimo beznadziejności sytuacji i braku możliwości przeciwdziałania tyranii Armii wciąż istnieli tacy, którzy stawiali czynny opór. Ostatnie wybitne jednostki walczące w obronie wolności. Wśród samych żołnierzy wiele się słyszało o ich niezwykłych umiejętnościach i sile, a i do samej Czerwonej docierały pogłoski. Wbrew opinii publicznej nie pragnęła ona śmierci tych wybrańców, wręcz przeciwnie. Im częściej o nich słyszała, tym bardziej rozpalało to jej wojownicze serce. Tym bardziej chciała się z nimi zmierzyć i samej zobaczyć, czy rzeczywiście są tak potężni, jak mówią ludzie. A niedługo miała pojawić się ku temu okazja…
- Raport!
- Etto… - zająknął się zwiadowca, stojąc przed nią sztywno, niepewnie. – Nasze oddziały napotkały opór na północnej granicy ziemi Korin…
- To moja ziemia – warknęła lekko, wertując jakieś dokumenty, które zaraz cisnęła za siebie. – Każ wysłać tam Siódemkę, a te śmieci postawić przede mną. Czemu jeszcze nikt tego nie zrobił?!
- Jakby to… - kolejne jąknięcie, nerwowe przełknięcie śliny. Żołnierz wyraźnie się denerwował przed kolejnymi słowami. – Siódemka już tam jest… był…
Dziewczyna zatrzymała się w pół kroku, patrząc uważnie na zdenerwowanego gońca. Widziała wyraźnie każdą kropelkę potu spływającą po jego skroni i czole zalewającą oczy i brodę. Bał się jej reakcji, to było oczywiste. Tylko co miało znaczyć „był”?
- Zdezerterował? Androidy nie dezerterują! Poślij po Gero, niech sprawdzi oprogramowanie Siódemki i da mi znać, co z tym durnym blaszakiem.
Mężczyzna stał jeszcze w bezruchu, na przemian otwierając i zamykając usta, jakby chciał coś dodać, powiedzieć, ale wahał się. Przywódczyni była dziś w wyjątkowo kiepskim nastroju, a w takich chwilach żaden żołnierz nie chciałby wchodzić jej w zasięg wzroku. On jednak nie miał wyjścia, składanie tego typu raportów należało wszak do jego obowiązków. Mimo wszystko bał się utraty głowy w razie większego niezadowolenia nastolatki.
- Pani wybaczy, pani marszałek… - zaczął z wyraźnym strachem, chcąc nie chcąc, zwracając na siebie jej uwagę. Obrzuciła go zimnym, przeciągłym spojrzeniem, dała mu jednak dojść do głosu. – Siódemka nie zdezerterował… on… został zniszczony…
Zmiana, jaka nastąpiła na jej obliczu, zmroziła mu krew w żyłach. Nigdy, przenigdy, gdy wpierw się gniewając, zaczynała się uśmiechać, nie wróżyło to nic dobrego. Miał jednak obowiązek sprecyzować swoje słowa, ona sama w końcu milczała.
- Z ostatnich donosów wynika, że Siódemka starł się z jakimś młodym mężczyzną i kobietą w podobnym wieku. Oboje ciemnowłosi i w strojach do walki, dziewczyna zaś miała… - zaciął się na moment, wzrok utkwiwszy na wysokości pasa przełożonej. Wokół jej talii owinięte było czerwone, futrzaste coś, na temat czego krążyły różne pogłoski. Wielu twierdziło nawet, że Akai nie jest człowiekiem.
- Miała co? – padło suche ponaglenie, na które żołnierz stanął wyprostowany jak nigdy dotąd.
- Ogon, pani marszałek! – zakrzyknął strwożony. – Brunetka miała ogon!
- Ogon… - powtórzyła wyjątkowo cicho, a futerkowy twór na jej pasie drgnął, jakby był żywy. Goniec przyglądał się przez chwilę jej zamyślonej twarzy i nawet przeszła mu przez głowę myśl, że ta dziewczyna jest bardziej ludzka, niż wszyscy sądzą. Przez ten krótki moment widział w tych zazwyczaj zimnych oczach samotność i tęsknotę za czymś lub kimś, potem jednak nastolatka przymknęła powieki, a gdy znów je otworzyła, na powrót stała się budzącym postrach przywódcą.
- Sama się nimi zajmę, przekaż Czarnemu, by zajął się dokumentami – poleciła i wyszła z namiotu dowodzenia. Mężczyzna zasalutował sprężyście, tego już jednak nie zauważyła. Gdy wyszedł w ślad za nią, już jej nie było, za to na niebie widoczna była biała smuga skierowana ku północy.
Leciała ponad lasem, wypatrując tego, czego szukała, po dłuższej chwili jednak zaczęła obniżać lot, aż w końcu znalazła się między drzewami. Wyjęła z kieszeni nadajnik i kliknęła parę razy w przyciski na nim się znajdujące, łapiąc sygnał androida. Gdy była już blisko, wylądowała, chowając urządzenie, i resztę drogi przebyła pieszo. Szybko znalazła źródło sygnału, wychodząc na niewielką polankę otoczoną drzewami i krzewami. Truchło blaszaka leżało niemal na środku, po drugiej zaś stronie zauważyła dwójkę rozmawiających ze sobą ludzi, chłopaka w białym stroju i dziewczynę w pomarańczowym. Uśmiechnęła się pod nosem.
- …ktoś na pewno się zorientuje, a wtedy przyślą kolejnego – mówił zaaferowany brunet, nie dostrzegając jeszcze skrytej w cieniu postaci.
- Przesadzasz – odpowiedziała mu koleżanka. – A nawet jeśli przyślą, rozgromimy i tego.
- Wy załatwiliście tego tutaj? – padło zza ich pleców, na co momentalnie się odwrócili, przyjmując pozycje do walki. Zauważyli zwykłą nastolatkę, która właśnie przykucnęła przy zniszczonym robocie i zaczęła oglądać oderwaną od reszty rękę ze wszystkich stron. – A podobno są niezniszczalne.
- Uważaj! Może mieć jakiś ładunek wybuchowy w sobie – ostrzegł ją chłopak, zupełnie zapominając, że powinien zachować ostrożność. – Jeśli go uruchomisz, może stać ci się krzywda.
- Głupi! – skarciła go brunetka. – Ona może być tym kolejnym, kretynie!
Płomiennowłosa spojrzała na nich z ukosa, a moment później zaczęła się śmiać. Śmiech ten nie był ani przerażający, ani nawet szaleńczy, zdradzał najzwyklejsze rozbawienie. Dziewczyna wstała, ocierając łezkę spod oka.
- Dawno nie słyszałam lepszego dowcipu, serio – zaśmiała się i wzięła głębszy oddech, chcąc się nieco uspokoić. Z cholewki buta wyciągnęła niewielki nóż, co wzmogło czujność pozostałej dwójki. – Widzicie, nie mogę być androidem, bo one nie krwawią. Są robotami, prawda? – przejechała ostrzem po skórze na przedramieniu, a z powstałej rany zaczęła wypływać czerwień. – Chyba że się mylę. W sumie nigdy się nie zastanawiałam, z czego one są w zasadzie zrobione. No ale mniejsza.
Nożyk poleciał gdzieś w bok, wyrzucony niedbale, płomiennowłosa zaś minęła martwego robota i przeszła kilka kroków w stronę wojowników. Wprawne oko dostrzegłoby falujący za jej plecami pokryty czerwonym futrem twór. Taki sam jak ten u drugiej dziewczyny, choć oba różniły się barwą.
- Ty i ja jesteśmy podobne – rzuciła z lekkim uśmiechem, kierując swe słowa do brunetki. – Obie wyróżniamy się z tłumu przez coś, z czym się urodziłyśmy. Ciebie też mają za potwora?
Zadając pytanie, machnęła ogonem dosyć wyraźnie, by oboje go dostrzegli. Była ciekawa ich reakcji, zwłaszcza reakcji drugiej ogoniastej.
- Jesteś halfem – stwierdziła ciemnowłosa bez ogródek, na co Akai zmarszczyła nieco brwi.
- Połówką? Połówką czego?
- Mieszańcem krwi ludzkiej i saiyańskiej rasy wojowników. Jak ja. Nie wiedziałaś?
Stalowooka patrzyła na rozmówczynię jeszcze przez chwilę, jakby chciała przetrawić nowe informacje, zaraz potem spojrzała na własne dłonie, które na przemian zaciskała w pięści i rozluźniała. Uśmiechnęła się pod nosem.
- To wszystko wyjaśnia… moje zdolności i chęć walki… ten zew krwi… - szepnęła do siebie, zaciskając pięść, po czym uniosła wzrok na ogoniastą. W jej oczach płonął dziwny żar. – Walcz ze mną!
Natarła właściwie bez uprzedzenia, nie czekając na reakcję. Chłopak nie zdążył zareagować, odepchnięty krótkim machnięciem dłoni, w której dziewczyna skoncentrowała ki, nie on jednak był celem. Brunetka była szybsza niż jej kolega, skrzyżowała przed sobą ramiona, przyjmując nadchodzący cios na siebie. Zderzenie wywołało silny podmuch wiatru, zaatakowana zaś przesunęła się dobre dwa metry w tył, ryjąc butami w ziemi. Usta stalowookiej przyozdobił szaleńczy wręcz uśmiech, gdy znów natarła, zalewając przeciwniczkę gradem ciosów. Ta była w stanie tylko blokować lub zbijać niektóre ataki.
- No dalej! Walcz! Pokaż mi swój zew walki! – wołała, wciąż nacierając. – No co jest? Za szybko?
Akai prześlizgnęła się płynnie pod gardą przeciwniczki, wpakowując jej pięść prosto w brzuch z taką siłą, że ta aż została odrzucona na skraj polany, lądując z plecami na jednym z drzew.
- Tensa! – zawołał chłopak, podrywając się z miejsca, nim jednak zdążył ruszyć z odsieczą, coś małego uderzyło w ziemię tuż pod jego nogami, wypalając trawę. A nieznajoma miała palec wskazujący wyciągnięty w jego kierunku, którym zaraz pomachała na boki.
- A, a, a. Nie wtrącaj się – mruknęła tylko, a jej twarz przyozdobił nieco szerszy uśmiech. – To pojedynek między nami. Nie przeszkadzaj.
- W porządku, Ryu, dam sobie radę – wtrąciła brunetka, podnosząc się powoli. Splunęła śliną przemieszaną z krwią, otarła usta i przyjęła pozycję bojową. Widząc to, płomiennowłosa wykonała zamaszysty ukłon, wciąż się uśmiechając, a następnie stanęła w lekkim rozkroku, stawiając gardę. Krótkim ruchem dłoni zachęciła oponentkę do ataku.
Tensa natarła, wymierzając kolejne ciosy, te jednak za każdym razem były, zdawałoby się, z łatwością unikane lub blokowane. Z ust płomiennowłosej nie schodził ten dziwny uśmiech pełen ekscytacji i czegoś jeszcze, co trudno było nazwać. Widać po niej było, że jest szybka i zwinna, może nawet ciut szybsza od rywalki, w pewnej jednak chwili jakby zwolniła, co pozwoliło brunetce sięgnąć pięścią jej twarzy. Ten atak posłał przeciwniczkę w tył, dziewczyna w pomarańczowym stroju jednak nie spoczęła na laurach i poszła za ciosem, atakując ze zdwojoną siłą. Pięści zderzały się z ciałem płomiennowłosej, podobnie zresztą jak kopnięcia, a jedno z ostatnich posłało dziewczynę między pobliskie drzewa.
- Świetna robota! Pokonałaś ją! – zawołał chłopak, już chcąc podlecieć do kompanki, ta jednak zastopowała go ruchem ręki, znów stawiając gardę.
- Zamknij się i odsuń, to nie koniec – stwierdziła, dodając cicho: - Ona mnie sprawdza.
Jakby na zawołanie powalona dziewczyna wygramoliła się z krzaków, ocierając wierzchem dłoni delikatną strużkę krwi cieknącej z jej wargi. Uśmiechała się przy tym diabelnie, po chwili spluwając czerwoną śliną gdzieś w bok.
- Nieźle, naprawdę nieźle. Dawno nikt mi tak nie przyłożył – rzuciła przestępując kilka kroków do przodu, jakby wychodząc przeciwniczce naprzeciw. – Musimy to kiedyś powtórzyć. Więcej niż raz. Zacznijmy jednak od początku.
Stanęła tuż przed dwójką obrońców Ziemi, a jej uśmiech jakby… złagodniał? Brunetka zmarszczyła brwi, ale nie opuściła gardy. Przeczuwała, że na coś się zanosi, nie wiedziała jednak dokładnie – na co. Jej towarzysz również stanął w pozycji bojowej, choć nie wiedział do końca, czy cokolwiek by wskórał na wypadek kolejnej potyczki. Ta dziewczyna była cholernie szybka. Popatrywał zatem na nią podejrzliwie, zerkając co chwilę na kompankę, i szykował się na… na cokolwiek, co miało nastąpić.
- Jesteście Tensa i Ryu, czy tak? – spytała nagle i wyciągnęła w ich stronę otwartą dłoń. – Mnie zwą Akai. A raczej nazywali. Aktualnie mam kilka innych przydomków, ale większość to tylko wyolbrzymienia.
Stała tak z wyciągniętą ręką, gdy jednak po dłuższej chwili żadne z nich nie pokwapiło się o jej uściśnięcie, westchnęła tylko i opuściła ramię wzdłuż ciała. Cóż, starała się, prawda? Odstąpiła o krok czy dwa i przyjęła pozycję do walki.
- Kontynuujemy? – spytała retorycznie, bo zaraz i tak natarła. Po raz kolejny zepchnęła chłopaka na bok, skupiając się na dziewczynie. Ta tylko zasłoniła się ramionami, odruchowo odskakując, płomiennowłosa jednak była szybsza, z łatwością zatem do niej doskoczyła, zalewając gradem silnych ciosów. Brunetka starała się bronić, lawirowała między drzewami, mimo wszystko przeciwniczka cały czas była o krok za nią. Cios za ciosem, pięść za pięścią, spychała ją coraz mocniej, nie dając praktycznie żadnej szansy na kontrę. Nagle od boku nadleciała błękitna fala energii. Akai tylko zerknęła w tamtą stronę, na moment zaprzestając natarcia, i zablokowała ramionami technikę, która mimo wszystko zepchnęła ją ostro w tył, rozrywając rękawy w kilku miejscach.
- Nieprzepisowe zagranie… - mruknęła, przekierowując falę w stronę nieba. Już się nie uśmiechała, za to była wkurzona. Ten idiota w bieli śmiał przerwać jej pojedynek! Śmiał się wtrącić! Niedopuszczalne…
- Tensa, wstawaj! Musimy się zwijać, zanim-
Chłopak nie dokończył zdania, bo ruda właśnie z całym impetem wbiła mu się kolanem w brzuch. Zdążył tylko wypluć trochę śliny przemieszanej z krwią, a potem poleciał w tył, wyhamowując dopiero na którymś z drzew. Na tym się jednak nie skończyło. Nim opadł na ziemię, dziewczyna była już przy nim, chwytając go za gardło i miażdżąc wściekłym spojrzeniem. Po jej ciele raz po raz przeskakiwały iskry, a powietrze wokół wręcz elektryzowało się od zagęszczenia mocy.
- Powiedziałam, żebyś się nie wtrącał – syknęła w jego stronę, a potem raz jeszcze uderzyła w brzuch, tym razem pięścią. Strużka krwi pociekła z ust bruneta. – Nienawidzę, gdy ktoś mi przerywa zabawę…
- Zostaw go! – usłyszała za plecami głos przeciwniczki i obróciła się przez ramię. Dziewczyna ledwo trzymała się na nogach, mimo wszystko Akai zauważyła tę wibrację powietrza wokół niej. Uśmiechnęła się.
- Musisz chwileczkę zaczekać, ktoś wymaga kary za łamanie zasad – stwierdziła tylko, wracając spojrzeniem do ledwo przytomnego z braku powietrza wojownika, któremu po raz kolejny zasadziła pięść pod żebra. O ile jeszcze chwilę wcześniej bezskutecznie starał się poluzować uścisk na własnym gardle, o tyle teraz jego ramiona opadły bezwładnie wzdłuż ciała, a powieki zamknęły. Stracił przytomność. – No i po problemie.
- Ty… zapłacisz mi za to… - warknęła nagle Tensa i zaraz wyskoczyła do przodu z okrzykiem bojowym. Nie to jednak przykuło uwagę stalowookiej, a zmieniające swą barwę na blond włosy dziewczyny i otaczająca ją złotawa aura. Zdążyła się jeszcze uśmiechnąć, nim dosięgnął ją pierwszy cios rozjuszonej blondynki.
Przekroczyła próg bramy głównej odprowadzana rzędem stojących na baczność i salutujących żołnierzy. Żaden z nich nie pytał, gdzie była, po co, ani kim jest dziewczyna na jej ramieniu, czy też chłopak ciągnięty drugą ręką. Wyglądała na zadowoloną, a to znaczyło, że i oni mogli być spokojni.
- Ramirez, przygotuj cele. Te ze specjalnymi zabezpieczeniami – poleciła jednemu z wyżej odznaczonych wojaków, który natychmiast zasalutował.
- Czy zaplanować również datę egzekucji zdrajców, pani marszałek? – dopytał, co spotkało się z cichym parsknięciem.
- Skądże, nie mam zamiaru zabijać tej dwójki – oznajmiła z lekkim rozbawieniem. – Znaczy… on w sumie zasłużył, ale co mi tam. Troszkę się z nim pobawię. Załóżcie mu kajdanki energetyczne póki co. Nie wiem, jak szybko się regeneruje. Jedna para też dla niej, a potem zabierz ją do pani doktor, żeby opatrzyła większe rany.
- Tak jest!
Mężczyzna odebrał od niej nieprzytomną dwójkę, wydając kolejne polecenia żołnierzom, a ona poszła dalej, rozmasowując tylko kark. To był naprawdę udany wypad~~
Siedziała przy biurku, przeglądając dokumenty. Niby miała ludzi od takich rzeczy, nauczyła się jednak, że ci potrafią o pewnych niuansach nie wspominać. Jak na przykład o tych brakujących kilku tysiącach, które po kawałeczku znikały z głównego skarbca, lądując na kontach kilku pomniejszych urzędasów. Oczywiście już się tym zdążyła zająć, mimo wszystko nużyły ją te marne próby czegoś na kształt buntu. Ziemia była zjednoczona pod jej komendą, wszyscy żyli w dostatku, mieli co włożyć do garnka, w co ubrać dzieci, a także za co je wyedukować. Dlaczego więc taki stan rzeczy im się nie podobał?
- Wciąż uważają cię za potwora, który zdominował ich świat – usłyszała damski głos gdzieś z drugiej strony pomieszczenia i westchnęła przeciągle.
- Nie mówiłam ci ostatnio, wiedźmo, że nie potrzebuję twojej pomocy? – rzuciła z nutą irytacji w głosie, choć nie zamierzała nawet się podnosić. W odpowiedzi usłyszała delikatny śmiech.
- Wybacz mój brak taktu, pomyślałam po prostu, że zainteresuje cię jeden mały fakt, o którym żaden z twoich pachołków nie doniesie – odpowiedziała kobieta, podchodząc nieco bliżej.
- Jakiż to fakt miałby nie dotrzeć do moich uszu, wiedźmo? – spytała, obracając się przodem ku zakapturzonej postaci. Nie podobało jej się, że ta czarownica tak bez oporu narusza strefę jej prywatnych komnat. Jeszcze jeden taki numer i chyba jednak urwie jej ten przeklęty łeb.
- Och, odradzałabym, chociaż próbować zawsze możesz – wyszczerzyła się kobieta, zaraz jednak przeszła do konkretów. – Twoja pozycja przywódczyni tej planety jest zagrożona. W tej chwili zmierza tu kapsuła kosmiczna z pasażerem z Vegety.
- I? Co mnie obchodzi jakiś vegetarianin, czy jak go zwać?
- Nie vegetarianin. To saiya-jin.
Akai spięła się na samą wzmiankę. Wiedziała już, że sama jest mieszańcem saiyańskiej krwi, w końcu za informatora w tej kwestii służyła jej Tensa, ale jeśli jakiś pełnokrwisty zmierzał w tę stronę…
- Nie pozwolę nikomu najeżdżać mojej planety, a tym bardziej nie jakiejś brudnej, kosmicznej małpie – syknęła, odkładając dokumenty na biurko. – Nikomu nie oddam Ziemi.
- Och, to zrozumiałe. Właśnie dlatego cię ostrzegłam. Mówiłam ci już, jesteśmy tu, żeby cię wesprzeć w każdej sprawie.
- A ja wyraziłam się jasno, że nie potrzebuję członkostwa jakiejś międzyczasowej organizacji, by radzić sobie z problemami – przypomniała oschle.
- Cóż, ziemskie problemy nie stanowią dla ciebie wyzwania, on – może. Jest wojownikiem, szkolił się w o wiele trudniejszych warunkach niż tutejsze. Możesz temu nie podołać.
- Twierdzisz, że przegram?! – aż poderwała się z miejsca, w ułamku sekundy chwytając za płaszcz kobiety i przyciągając ją gwałtownie ku sobie. Kaptur zsunął się, odsłaniając bladoniebieskie oblicze okolone niemal białymi włosami. Krwiste oczy kobiety wpatrywały się w te stalowe nastolatki. Wciąż jeszcze była nastolatką.
- Twierdzę tylko, że może być problemem większym, niż sądzisz – odparła spokojnie. Akai zgrzytnęła lekko zębami, mimo wszystko puściła ją wolno.
- Wskaż mi miejsce i czas – nakazała. – Udowodnię, że jestem niekwestionowaną i niepokonaną władczynią tej planety. I nikt mi tego nie odbierze.
Wiedźma tylko uśmiechnęła się szerzej. Plan póki co działał bez zarzutu…
Dwójka postaci unosiła się w sporej odległości nad ziemią i obserwowała masakrę rozgrywającą się poniżej. Jakiś czas temu w lesie wylądowała kosmiczna kapsuła, jej pasażer zaś był właśnie rozgramiany przez rozwścieczoną nastolatkę.
- Myślisz, bracie, że jest już gotowa? – spytała w którymś momencie kobieta, przechylając lekko głowę w bok.
- Nawet bardziej niż gotowa, trzeba ją tylko przekonać do współpracy – odpowiedział jej towarzysz, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. – Biorąc pod uwagę jej charakter i upór, nie będzie to łatwe, ale to my ją stworzyliśmy. Całe jej życie, wszystkie te lata cierpienia i walki przygotowywały ją do wypełnienia przeznaczonego jej celu. Do tego po prawdzie jeszcze wciąż daleka droga, mimo wszystko narodziła się właśnie po to, by służyć naszej sprawie. Z Akai u boku nic nas nie powstrzyma.
- Masz rację, od chwili poczęcia należy do nas – przyznała kobieta. – Czas w końcu upomnieć się o swoje, prawda?
Uśmiechnęła się chytrze, a to był dopiero początek…
- Nie – padło suche stwierdzenie z ust płomiennowłosej. Stojąca przed nią kobieta nie wyglądała jednak na zaskoczoną.
- Radzę ci przemyśleć ofertę, bo lepszej nie dostaniesz, a wiele możesz stracić.
Dziewczyna wstała niespiesznie zza biurka, odkładając plik dokumentów, które przeglądała tuż przed pojawieniem się tej wiedźmy. Wkurzała ją i to bardzo. Irytowało ją, że bez żadnego oporu pojawia się w jej prywatnej kwaterze, omijając wszelkie zabezpieczenia. Tym bardziej irytowało ją, że znów próbuje jej wmówić, iż potrzebuje wsparcia tej ich durnej czasoprzestrzennej organizacji. A na cholerę jej ich pomoc?! Bo co? Bo raz ją łaskawie ostrzegli przed w sumie i tak miernym zagrożeniem i teraz myślą, że mają na nią haka? No to się przeliczą.
Stanęła twarzą w twarz z białowłosą wiedźmą, spoglądając na nią spod lekko przymrużonych powiek. Głowę miała wysoko, patrzyła hardo, nie zamierzała jej ulegać. Ani jej, ani żadnemu z nich.
- Powiedziałam to już i powtarzam, ilekroć pojawiasz się tu bez zapowiedzi – nie potrzebuję waszej pomocy i nie jestem wam niczego winna. Nie możecie po prostu zniknąć z mojego życia?
- Gdybyśmy się nie pojawili, w ogóle byś się nie narodziła – odparła kobieta, uśmiechając się delikatnie. – Zawdzięczasz nam całe swoje życie, od tego nie uciekniesz.
Akai westchnęła przeciągle. Naprawdę miała już dość tej wiedźmy i jej popleczników. Przekonanie, że potrzebuje ich pomocy z jakiegoś irracjonalnego powodu, jeszcze mogła zrozumieć, ale próba wmówienia jej, że stoją za jej narodzinami? Za każdym aspektem jej życia? Nie, to było przegięcie.
- Wynoś się – stwierdziła sucho, patrząc na jasnowłosą wzrokiem przepełnionym lodem. – Nie chcę więcej widzieć ani ciebie, ani żadnych twoich posłańców. Wmawiaj sobie, co chcesz, ale moje życie nie ma z wami żadnego związku. Na wszystko, co zdobyłam, zapracowałam, więc nie próbuj odkręcać kota ogonem, twierdząc, że w czymkolwiek maczaliście swoje brudne paluchy. A teraz zejdź mi z oczu, póki jeszcze nie straciłaś głowy.
Odwróciła się na pięcie, chcąc wrócić do przeglądanych uprzednio dokumentów. Nie musiała widzieć, kiedy kobieta zniknie, bo zawsze pojawiała się i znikała ot tak, po prostu, jakby nie wiedziała, do czego służą drzwi. Mimo wszystko zdążyła zrobić ledwie dwa kroki, nim stanęła w miejscu, nie mogąc się nawet ruszyć. Zauważyła tylko, że całe jej ciało spowija dziwna, mroczna energia.
- Spodziewałam się takiej odpowiedzi – rzuciła lekko wiedźma, a w jej głosie dało się wyczuć nutkę rozbawienia. – Skoro jednak odmawiasz współpracy, nie pozostawiasz mi wyboru.
- Puść mnie – wysyczała przez zęby dziewczyna, na jej ciele zaś pojawiły się wyładowania elektryczne. Ku jej zaskoczeniu jednak otaczająca ją energia z zastraszającą łatwością pochłonęła te zalążki błyskawic. Zresztą nie tylko one zostały pochłonięte. – Co… ty… robisz…? Puść… mn-
Nie dokończyła zdania. Wzrok przesnuła jej czarna mgła, a po chwili unosiła się w tej mrocznej sferze, niestety już bez przytomności.
- Mówiłam ci, odmowa będzie cię wiele kosztować – odparła jeszcze wiedźma z demonicznym wręcz uśmiechem na ustach i machnęła dłonią w stronę nastolatki. Nastolatki, która sekundę później zniknęła w portalu. – Cóż, zobaczymy, jak sobie poradzisz bez mocy~~
Techniki/umiejętności startowe:
- Bukujutsu
- Kiko
- Sztuki Walki – poziom 1
Planeta/Miejsce zamieszkania: Vegeta
- @DaishinkanAdmin
- Liczba postów : 232
Join date : 02/07/2021
Re: The Ruler who has fallen deep down~~
Nie Sie 15, 2021 7:17 pm
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach