Dragon Ball PBF - Another Universe ~KAI~
ZAMKNIĘTE

Join the forum, it's quick and easy

Dragon Ball PBF - Another Universe ~KAI~
ZAMKNIĘTE

Go down
Shade
Shade
Liczba postów : 8
Join date : 04/08/2021

Shade, Pół Sayanin, pół Demon, wręcz abominacja!  Empty Shade, Pół Sayanin, pół Demon, wręcz abominacja!

Sro Sie 04, 2021 9:37 pm
Imię: Shade Xanthos
Wiek: 16, wiek urodzenia: 721
Rasa: Half[Sayianin plus Shinjin]
Klasa:Wojownik

Wygląd: Każdy wie, jak wygląda normalny, przeciętny Sayanin czystej klasy. Czarne włosy i oczy, małpi ogon, generalnie jak barbarzyńca o surowej twarzy. Jednakże w porównaniu z nimi, Xanthos jako połówka, jest niczym czysta abominacja w porównaniu do nich, istne splunięcie w twarz dumnej rasie o warzywnych imionach. Więcej cech wyglądu oczywiście odziedziczył po DNA swej matki, Makaioshinki. Jego twarz zdobi kilka dość ciekawych i nietuzinkowych cech, które określić można by jako oryginalnymi kombinacjami. Włosy szarawo-białe z niebieskimi kosmykami układają się w styl ostrza od trajzegi. Niektórzy mogliby podejrzewać, że chłopak po prostu troszkę pociągnął pędzlem z niebieską farbą po części włosów, ale nie nie, wszystko naturalne. Posiada czoło normalnej wielkości, naznaczone dwiema, identycznymi bliznami, które są skośnymi szramami po ostrym narzędziu. Białe brwi, co nie powinno nikogo dziwić, skoro pigment w jego ciele zafarbował mu część fryzury na biel. Oczy dwukolorowe, niebiesko-czerwone z czarnym białkiem i kropką tej samej barwy wewnątrz okręgu innej barwy. Szyję ma mocną, gołym okiem da się dostrzec potężne żyły głosowe i ścięgna, dzięki którym jego głos jest mocny i głęboki niczym huragan. Na szyi dynda mu krzyżyk z niebieskim rubinem, przywiązany do rzemienia. Za górną część stroju służy mu koszula stworzona z bardzo elastycznego materiału, czarna, z nielicznymi liniami o niebieskiej i białej barwie. Jest dopasowana do jego sylwetki, pozwalając mu na swobodne ruchy rękoma i ramionami. Nieco niżej, pomiędzy spodniami a koszulką widnieją jego dwa pasy, zawiązane w sposób krzyżowy. Dolna część ubrań noszonych przez Shade składa się z bufiastych, czarnych spodni i białych butach z niebieskimi błyskawicami po odpowiednio lewej i prawej stronie. Jego dłonie i przedramiona skrywają rękawiczki z małymi, niebieskimi i kunsztownie wystylizowanymi symbolami mogących skojarzyć się z płonącym drzewem. Nieco wyżej, na prawym przedramieniu z jego strony, znajduje się trofeum myśliwskie, róg oderwany razem z kawałkiem zbroi pewnego kosmity, który padł z ręki młodego wojownika. Jest wysokim, mierzącym dokładnie sto osiemdziesiąt osiem centymetrów wzrostu młodzieńcem, o wadze wynoszącej około osiemdziesięciu kilogramów. Każdy obserwator na pierwszy rzut oka pomyślałby, że ma do czynienia nie z młodym  nastolatkiem, któremu tylko alkohol i cipki w głowie, ale z żołnierzem. Karnym, o poważnym, stalowym spojrzeniu, przynależącym do kogoś, kto widział pola bitwy z pierwszej linii, tam, gdzie było najgoręcej. Jego ciało jest dobrze wyważone i rozwinięte, mięśnie prawdziwe i wyćwiczone, nie podczas sesji przyjaznego sparingu czy siłki z prochami, ale podczas brutalnej walki o przetrwanie. To właśnie podczas takich bojów uzyskał pokaźną ilość blizn na łydkach, udach, torsie i plecach. Jego skóra jest szorstka, wielbiciele miękkości nie znaleźliby tutaj nic przyjemnego do. Palce długie i zwinne, pozwalające mu na precyzyjne chwyty i uderzenia. Jeśli chodzi z kolei o uzębienie, jego ząbki są krystalicznie białe i dobrze utrzymane, każdy dentysta w galaktyce byłby dumny z takiej dbałości. Mimo tego przypominają one bardziej wilczy zestaw niż typowo Sayiański czy ludzki. Uśmiech, który czasem pokazuje, jest... niespodziewanie czarujący i przyjazny, jak na osobę o tak nietuzinkowym wyglądzie. Język czerwony i dość długi, pozwalający mu na swobodne lizanie własnych warg. Sayiański, biały ogon towarzyszy mu  ukryty pod ubraniem i obwiązany wokół pasa. W gruncie rzeczy całkiem przystojny z niego facet... Jeśli ktoś preferuje taki rodzaj piękna.

We wczesnych latach dziecięcych wyglądał jednak nieco bardziej jak ojciec, z czarnymi włosami i ogonem, ale dalej z niebiesko-czerwonymi oczami. Ubierał się także nieco inaczej, gdyż w szaty po matce, odpowiednio przycięte i pomniejszone.


Charakter: Jaki charakter mogłaby posiadać osoba, którą nie wychowano, a wyhodowano na broń? Czy taka istota byłaby bezrozumnym narzędziem w rękach swoich twórców? Czy nie miałaby wykształconych żadnych emocji? Być może by tak było, ale nie w tym przypadku. Cień zasymilował i wykształcił szeroką gamę różnych cech i zachowań w toku swojego szkolenia i spotkań z przedstawicielami innych ludów. Przede wszystkim nauczono go samokontroli, żelaznej, niewzruszonej odporności na czynniki emocjonalne i fizyczne. Bez względu na sytuację i rany, zawsze zachowuję stan lodowatej furii. Nie spożytkowuje wściekłości w sposób typowo Sayiański, jak choćby poprzez krzyki typu GHAAAAAAAAA!. Shade jest niczym chirurg wojskowy, na którego, podczas operowania umierającego pacjenta, spadają bomby i ostrzał wroga. Nienawidzi przeciwnika, jest wściekły... Ale nigdy nie straci nad sobą kontroli i z cichą precyzją wykona zadanie. Generalnie, patrząc ogólnie na każdy aspekt ''jestestwa'' Xanthosa, jest on zaskakująco... oczytanym i elokwentnym erudytą, który czas poza misjami i pomiędzy rygorystycznymi treningami spędza... w świetle srebrnego księżyca makaioshińskiego królestwa, czytając poezje. Jeśli Porównamy agresywnych, zawsze krzykliwych i męczących swoją obecnością Sayian z Vegety do Shade, byłby on tygrysem polującym w potężnej zamieci. Cichy, bardzo cierpliwy, mogący wręcz czekać w ukryciu i bezruchu przez godziny, a nawet całe dnie na najdogodniejszą okazję, pomimo złych warunków i niebezpieczeństw. Nie odczuwa żadnego współczucia czy żalu po pokonaniu i zabiciu oponenta, ponieważ nikt nie nauczył go tego, że zabijanie jest czymś okropnym i złym. Wręcz przeciwnie, wpojono mu, że nigdy nie może okazać nawet odrobiny słabości i zawahania na widok kulącego się adwersarza. Do walki podchodzi pragmatycznie, wprawdzie rozumie takie pojęcie jak honor, uczciwość i inne, górnolotne słowa, ale nie wie, czemu miałby się do nich stosować w momencie starcia mogącego zakończyć się jego śmiercią. Oznacza to, że nie zawaha się oślepić swoją ofiarę piaskiem, uderzyć ją w czuły punkt czy wykorzystać do tego inne środki. Z powodu swojej matki jest brutalnie szczery, nie owija w bawełnę... Zazwyczaj. W przeciwieństwie do czystokrwistych nie jest maniakiem bitewnym, który będzie się tłukł, ile wlezie i przy każdej okazji, bo taką ma naturę. Zamiast tego, walczy tylko, gdy wymaga tego sytuacja i tylko wtedy, gdy musi. Z racji swojego samotnego ''wychowania'' bez rówieśników, bez przyjaciół, jest on osobą głęboko samotną, choć nie zdającą sobie z tego sprawy. Absolutnie lojalny wobec swojej matuli i zawsze robi bez gadania to, czego ona sobie życzy. Błędem byłoby jednak powiedzenie, że nie posiada on własnych myśli czy opinii. Posiada je, jednakże zazwyczaj zachowuje je dla siebie, uważając, że słowa jego twórców mają większe znaczenie. Pomimo że nie potrafi nazwać wielu uczuć, jakie w nim krążą, nie oznacza to, że ich nie posiada. O dziwo jest niezwykle przyjazny i łagodny wobec zwierząt niebojowych i dzieci, choć na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać inaczej. Przychodzi jednak taki moment, w którym każdy, prędzej czy później zaczyna się zastanawiać. Myśleć, na różne tematy... Czy tego właśnie chce? Czy to jest moja droga? Dokąd mnie zaprowadzi ta ścieżka? Shade także znalazł się na takim gruncie, jednakże jak jego matka mogłaby mu pozwolić na zbliżenie się do czegoś zbliżonego do ''człowieczeństwa''. Nauczyła go Autohipnozy, sztuczki, która miała mu pomóc z wszelkimi problemami. Poprzez nadgryziecie dolnej wargi do krwi, a następnie jej liźnięcie, Xanthos przechodzi zmianę. Staje się dziką, niepowstrzymaną, niekontrolowaną bestią. Jego zazwyczaj chłodny, wręcz martwy wyraz twarzy zostaje zastąpiony szerokim uśmiechem, informującym, że żarty się skończyły. Dotychczas kontrolowana żądza krwi wyrywa się, jak jej właściciel, z klatki, można to wyczuć gołym okiem, po prostu na niego patrząc. Co ciekawe, z powodu kontaktu z ojcem wyrobił w sobie lekko zboczoną naturę, gdyż kobiece atuty potrafią przyciągnąć jego uwagę.

Nie oznacza to jednak, że jest ograniczony wyłącznie do powyższych zachowań i emocji, gdyż w wyniku zaimplementowanych przez starą wspomnień i porad, nauczył się jak skutecznie udawać emocję bądź kogoś innego. Innymi słowy, nawet jeśli sam nie rozumie dokładnie co powinna czuć osoba o udawanym przez niego charakterze, to dzięki pomocy ze strony literatury i matki, nadal świetnie to zagra. Jeśli chodzi natomiast o trenowanie i generalnie pracowanie nad sobą, Halfa w żaden sposób nie można nazwać leniem. Jego treningi mogłyby śmiało podpadać pod kategorie morderczych, zabijających bądź wręcz tyranicznych tortur, ale ostatecznie wszystko się opłaca. Z powodu wpływu taty jest także zainteresowany planetą, z której pochodzą Sayianie czyli Vegetą. Chociaż nigdy otwarcie tego nie powiedział, prawdopodobnie nawet nie pomyślał, gdzieś tam w odmętach duszy chciałby kiedyś ją odwiedzić i poznać innych Sayian, a także ich życie. od jakiegoś czasu ponadto zastanawia się nad tym, jak bardzo jest podobny do rasy swego ojca, bądź czy istnieją inni podobni jemu, którzy pochodzą nie z jednej, a z dwóch ras.    

Historia:
Ciemne laboratorium było miejscem pracy Cereali, Makaioshinki, która niedawno powróciła do swego wymiaru ze zdobyczami bitewnymi w postaci DNA, krwi i kilku innych rzeczy. Zdobyła te próbki podczas walki z jednym z najbardziej krwiożerczych i agresywnych Sayian, jacy kiedykolwiek chodzili po wszechświecie. Nazywał się Escar i był jednym z najgroźniejszych, nie, nie najsilniejszych, ale najgroźniejszych wojowników Sayiańskich. Po śmierci stał się łakomym kąskiem dla kobiety badaczki, której celem było stworzenie wyjątkowej broni, która będzie służyć sprawom Makaioshińskim. Osaczyła ona go w piekle i zaatakowała, a po ciężkiej walce uciekła z fragmentami jego ciała. W tym właśnie momencie krzątała się po swym miejscu pracy wręcz tanecznym krokiem, gdy spoglądała na znajdujący się przed nią, wielki jak dąb, pojemnik, w którym... Coś się znajdowało. Shinjinka wykorzystując swoją miedzę na temat inżynierii biologicznej i zdolnościom magicznym wzmacniała zdolności fizyczne i odporność stworzonej przez nią istoty. Wszczepiała mu także odpowiednią wiedzę, jak mówić, pisać, czytać, jej poglądy, wyeliminowała nerwy i enzymy odpowiadające za tworzenie niektórych emocji jak miłość. Po pięciu latach, gdy jej twórczość, którą nazwała Shade rozwinęła się w małego chłopca... Wydarzył się wypadek, który o mało nie zakończył się zniweczeniem wszystkich jej planów. Kobieta mianowicie źle obliczyła poziom kompatybilności pewnych substancji, których używała do utrzymywania dziecka przy życiu podczas jej zmian genetycznych. Ekrany jej monitorów zaczęły pokazywać ostrzeżenia i czerwone wykrzykniki, podczas gdy głośniki buczały, zwiastując nadchodzącą katastrofę. W końcu... Nadszedł wybuch, który rzucił dziewoją o ścianę i pozbawił jej przytomności, podobnie jak laboratorium, które wyleciało w powietrze. Kiedy kobieta obudziła się... Wtedy go ujrzała! Shade Xanthos spoglądał na nią tymi swoimi niebiesko-czerwonymi oczami martwym wyrazem twarzy. Chociaż jego inteligencja znacząco przewyższała typowego pięciolatka, milczał, gdyż co z tego, że posiadał wiedzę i poglądy, skoro tak naprawdę jego dusza była niczym pusta skorupa, bez emocji i własnych przemyśleń. Cereila jednym machnięciem dłoni przywróciła cały jej budynek z powrotem, dostrzegając, że jej syn nie wzdrygnął się nawet o odrobinkę, pomimo ujrzenia nieznanego. Pochwaliła siebie za jego dobre ukształtowanie i zaczęła sprawdzać, czy nie wpłynęły na niego jakoś skutki wybuchu. Kazała mu mówić, czytać i pisać, potem nauczyła go latać i walczyć.

Początkowe szkolenie potrwało cały rok, jednakże był to dopiero początek kształtowania jej dzieła. Nadszedł czas na pierwszy test, który polegał na wysłaniu go na dżunglową planetę, gdzie miał przeżyć przez rok w towarzystwie dzikich, zabójczych i mięsożernych zwierząt. Według niej, jeśli nie mógł poradzić sobie w takiej ''łatwej'' sytuacji, to i tak nie byłoby z niego pożytku. Teleportowała go tam po wyjaśnieniu mu co ma robić i zostawiła go na pastwę losu.  Cień, czy to za sprawą naturalnych instynktów, czy za pomocą wchłoniętej nienaturalnie wiedzy nie spanikował ani nic po zostaniu samym. Znalazł sobie drzewko porośnięte jabłkami i wspiął się na jego szczyt, zbierając trochę zapasów do spożycia podczas badania okolicy. Stanął niczym król świata, z rękoma na bokach brzucha i zapamiętywał co widzi. Na tej planecie był to dopiero poranek, coś koło szóstej rano, a jego żołądek burczał aż miło. Jabłuszka były soczyste i smaczne, jednakże... Łaknął mięsa! Jakby za dotknięciem czarodziejskiem różdżki, do jego uszu dotarł dźwięk ryknięcia i szamotaniny. Wyskoczył ze swojej kryjówki i lecąc ponad wysokością drzew dotarł na miejsce, z pierwszego rzędu oglądając walkę pomiędzy dwoma tygrysami szablozębnymi. Half przycupnął sobie na gałęzi i z powagą przyglądał się przedstawieniu, które polegało na drapaniu pazurami, próbom ugryzienia przeciwnika i tak dalej. W końcu... Zwycięzca został wyłoniony, jednakże dosłownie w tej samej sekundzie, nadszedł skrytobójczy atak z zaskoczenia. jak na pięciolatka, bohater tej opowieści posiadał niesamowitą wręcz krzepę w dłoniach. Gdy jego piąstka uderzyła w twardą czaszkę bestii, można było usłyszeć dźwięk pękania, gdyż kości nie mogły przeciwstawić się takiej sile rażenia. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta, dosłownie tak widzowie mogliby opisać ten pojedynek. Nadszedł czas na jedzenie, jednakże, jak ono wyglądało? czy maluch wykorzystując swój intelekt zaczął oprawiać zwierzynę narzędziami natury? Skądże znowu, gdyż przystosował się do warunków życia na tej planecie. Gryzł, odgryzał i łykał części ciała w całości, nie zastanawiając się nad tym, czy zjedzone futra mogą mieć jakiś wpływ na jego układ pokarmowy. Miało, gdyż po jakimś czasie poczuł solidny ból brzucha, który postanowił uśmierzyć poprzez ignorowanie podczas zanurzania się w życie dzikusa. Żył jak pierwotny człowiek, łażąc od jaskini do jaskini, śpiąc pod gołym niebem, jedząc co mu w rączki wpadło, zabijając potwory i zwierzęta rękoma, wystruganymi maczugami i innymi takimi, idealnie wpasowując się w zacofany, dziki świat. Kiedy jego matka wróciła po niego, zastała swoje dzieło pośród stada wilków, którym komenderował, chodząc na czworaka, wyjąc i sikając jak one, poprzez podniesienie nogi. Na jej widok jednakże... Jego zachowania istoty myślącej powróciły i wkrótce znów był tym samym, cichym i martwym dzieckiem, które jednak potrafiło zdziczeć w losowych momentach. Makaioshinka dostrzegła wysoki stopień adaptywności u swojego dzieciaka, toteż w ramach drugiego testu wysłała go na planetę zamieszkałą przez barbarzyńskie plemiona kosmiczne. To właśnie tam miał nauczyć się zabijania ''ludzi'' bez zawahania, jak przystało na broń w rękach królestwa demonów. Tym razem jednak, Cereila towarzyszyła mu jako przewodnik i dowódca. jej rola jednak sprowadzała się wyłącznie do krótkich poleceń, typu... Zabij! Zdobądź to! upoluj to i tak dalej. Była niczym jego łańcuch, który po kilku słowach uwalniał go, kierując nim prosto w sam środek rzezi. Kolejny test został zaliczony... Kolejne szkody w młodym umyśle zaczynały się ujawniać.

Trzeci test... Przełomowy wręcz, gdyż w przeciwieństwie do dwóch poprzednich był niemożliwy do osiągnięcia, przynajmniej nie na początku. Pewnego dnia do ośmioletniego już Xanthiosa, który odpoczywał sobie po niezwykle męczącym treningu z demonicznymi pomocnikami jej matuli przyszła matka. Wykorzystując swoje uzdolnienia magiczne, stworzyła istny plac ''gimnastyczny'', który miał przekształcić jego ciało nie tylko w jeszcze silniejsze, ale i akrobatycznie zwinne. Było ono ogromne, naszpikowane pułapkami i niebezpieczeństwami, a także otoczone aurą blokującą latanie. Zmęczony chłopak w końcu zawiódł, co jednakże zgadzało się z zamiarem opiekunki, która chciała dokonać ostatecznego odcięcia emocjonalnego jej syna. Było to spowodowane tym, że dostrzegła ona wyjątkowo silną więź między cieniem a różnymi, niegroźnymi zwierzętami jakie napotykał podczas ''obozu treningowego''. Ptaki, króliki, lisy, koty i tak dalej, był niegroźny wobec każdego takiego zwierzęcia i potrafił się z nimi porozumiewać. Tak więc, kiedy nie powiodło mu się... Matka sprowadziła jedno z zwierząt, z którymi się zaprzyjaźnił i... zabiła je na jego oczach, brutalnie i z sadystyczną przyjemnością. A potem następne... i następne... i kolejne. I tak przez długi czas, aż wszyscy jego zwierzęcy koledzy zostali zamordowani, podczas gdy on nie mógł nic zrobić. Potem za każde niepowodzenie nadchodziła kara fizyczna, a konkretniej rażenie prądem. Po trzech latach tortur... W końcu mu się udało, ku jej zadowoleniu. Jego rany psychiczne zasklepiła poprzez nauczenie go autohipnozy, która miała rozwiązać wszystkie problemy, skutecznie odcinając jego mordercze, dzikie instynkty.

Przed czwartym testem, trwającym trzy lata, Shade zaadaptował kilka cech swojej matki, jak choćby jej zamiłowanie do literatury i wierszy, a także elokwentny sposób mówienia. Coraz bardziej widać było także jego podobieństwo do niej z punktu fizjologi i wyglądu, gdyż tak jak ona miał biało-szarawe-niebieskie włosy i identyczne oczy. Na czym polegał następny sprawdzian, jaki dla niego przygotowała? Otóż ziemscy mistrzowie sztuk walki kultywujący dziedzinę karate, posiadali coś takiego jak Test 100 kumite. Był to test w karate kyokushin wprowadzony przez niejakiego Masutatsu Ōyamę, mający spełniać zadanie "prawdziwego sprawdzianu zdolności bojowych karateki". Test ten polegał na odbyciu 100 walk bez przerw, trwających od półtorej do 2 minut każda. Jednakże Shade nie był człowiekie, a hybrydą Sayiańsko-Makaioshińską, naostrzoną, twardą bronią... Toteż jego ''test'' polegał na tym, że matka nasyłała na niego potwory i demony z piekła czy ich wymiaru. Dziesięciu przeciwników, dziesięć tysięcy walk bez przerwy, a potem powtórka. Właśnie w ten sposób nastolatek nabył niezwykły instynkt bojowy i znajomość zabójczych sztuk walki. W końcu, nadszedł ostatni test, celem czternastoletniego Xanthiosa było wytropienie pewnego wojownika z czeluści piekieł i wymazanie go. Tak wymazanie, gdyż zabicie już zabitego ktosia w zaświatach powodwało jego wykasowanie.

Wytropił go, a jakże i przystąpił do ataku. Zaatakowany był Sayianinem, raczej takim typowym z wyglądu, czarne włosy, oczy i ogon, głód walki i szybkość opanowywania nowych techink. Różnił się jednak nieco od swych pobratymców wyjątkową agresją. Był to oczywiście... Jego ojciec, ten sam, od którego jego matka pobrała DNA. I chociaż był on silniejszy od swego syna, to właśnie potomek wygrałby to starcie, skutecznie pozbywając się staruszka z wszechświata, gdy w pewnym momencie... Obaj się zatrzymali. Ich ogony, czarny i biały zaczęły merdać na boki niczym u psów, warknięcia bojowe cichnąć, oczy wracać do nieco bardziej cywilizowanego jestestwa. Nagle padli w swoje ramiona! Zaczęli poklepywać się po plecach i śmiać! Nie wiadomo co takiego się wydarzyło, że rozpoznali się. Może to męska intuicja, może krew płynąca w ich żyłach, może przypadek. W każdym razie obaj rozsiedli się na ziemii, przy ognisku i rozmawiali ze sobą. Ojciec opowiedział mu o planecie Vegecie, na której mieszkał, o tym jak wykonywał misje dla jakiegoś króla Vegety i inne swoje doświadczenia bitewne. W pewnym momencie zaczął się zastanawiać nad tym, kim może być matka Xanthiosa, który opisał mu kobietę, która go wychowała. Escar wpadł w furię, dodając dwa do dwóch i dochodząc do prawdy. W końcu nie był idiotą, pomimo barbarzyńskiego wychowania i roboty podbijacza planet.

- Ta kobieta jest zła, wyczułem to gdy walczyliśmy przeciwko sobie. Jak taka sukowata księżniczka, która chce aby wszystko toczyło się tak jak ona i jej ziomki chcą, podczas gdy resztę pieprzyć, brudnych prostaków. aż mi krew wrze gdy sobie ją przypominam... Chociaż z drugiej strony, niezła była z niej dupeczka.... ahhh, te cycuszki i dupcia.... MRRRAUUUU Sprzedałbym klapsiura-

-Jesteś... Dziwny tato. Nikt kogo spotkałem tak się nie zachowywał-

-Młody, z tego co mi opowiedziałeś, w twoim życiu nie było kobiet! idziemy! Tatuś załatwi ci jakąś zdrową kobitkę do pośmigania w pierzynie... Chociaż nie. Poczekaj chwilę... Tak tak, już wszystko wiem... Przerwa, idę srać-

Podczas gdy tata Shade poszedł na stronę, on sam rozejrzał się dokładniej po okolicy. Znajdował się na żółtej pustyni pośrodku niczego, to takie wypizdowo, że psy tutaj dupami szczekają normalnie, ale co miał zrobić. Przynajmniej była tutaj cisza i spokój, tak jak lubił. W końcu obaj Sayianie udali się do miejsca, które pośród populacji piekielnej nazywano ''Obozem zawodowym''. Było to takie miejsce, w którym można było się albo ponapierdalać, albo pociupciać, nie mniej, nie więcej. Wystarczyło zaledwie kilka sekund, żeby plan ''rozprawiczenia'' syna zamienił się w festiwal ''hej, poprawię relację z synem podczas walk''. Escar szybko załatwił sprawę i wprowadził potomka na arenę, gdzie naprzeciw nich miało stanąć dwóch Oni, jeden niebieski a drugi czerwony, wielkie, napakowane byki mierzące po około dwa metry i dziesięć centymetrów.  Gong zabrzmiał, komentator obejmowany przez dwie soczyste panienki, nazywające go Hitla-sama! zaczął gadać i rozbawiać publiczność. Po chwili doszło do starcia fizycznego z bliskiej odległości, Cień mógł wyczuć smród wydobywający się z paszczy mocującego się z nim demona, toteż poczęstował go szybkim ciosem z knykci w gardziołko, potem w jajca, a gdy ten zaharczał poprawił soczystym, pięknym podbródkowym. Tatuś zaprezentował za to piękne chwyty zapaśnicze, konkretniej mówiąc nauczył syna choćby anakondowego imadła! Armbara czy niedźwiedziego uścisku. Więzi między rodzicem a dzieckiem rozwijały się wręcz fantastycznie, jednakże czas mijał, a deadline sprawdzianu powoli mijał. Shade jednak nie mógł wykończyć jedynego znanemu mu krewnego poza matką, czuł jakąś taką więź z nim. Postanowił zawieść w zadaniu i przetrwać zadaną mu karę, którą jak się potem okazało było rozbijanie żelaznych płytek kolanami. W tym momencie jednak, w zakątku piekła rozległo się klaśnięcie dwóch dłoni, gdy stary i młody zbili piątkę

- Dziwne uczucie- Powiedział nagle jego ojciec -Normalnie my, Sayianie mamy wywalone a swoje dzieciaki, gdyż obchodzi ich tylko walka. Ja jednak szczerze się cieszę, że cię spotkałem. Jakie byłoby teraz życie w armii, wiedząc, że mam syna, o którego sukcesach mówiłoby się na całej Vegecie... Jakoś tak... zatęskniłem za życiem-

Shade opuścił staruszka i wrócił do wymiaru Makaioshinów, jednakże od czasu do czasu, pomiędzy innymi zadaniami i treningami wspominał słowa swego starego... Dwa lata minęły, a Cień został szesnastoletnim wojownikiem na służbach Makaioshinów, złodupców... Co będzie dalej?

Ciekawostki:
- Jest dalekim krewnym Hariccoto
- Jego ulubionym napojem jest CocaCola tworzona wyłącznie na ziemii. Otrzymywał butelkę za wyjątkowo dobre wyniki podczas treningów, co tylko zachęcało go do większego starania
- Gustuje raczej w wysokich, hojnie wyposażonych przez naturę kobietach
- Ulubione jedzenie? Fast foody z Ziemii, Pizza, kebab, zapiekanki, a także spaghetti czy schabowe, mógłby je jeść godzinami i bez limitów
- Nauczył się kilku fajnych znaków od demonów w piekle, jak choćby Dab, środkowy palec, rock&roll
- posiada istną bibliotekę wypełnioną książkami pisanymi prozą bądź wierszem
-



Techniki startowe:
-Flight [Bukujutsu][
-Ki Attack [Kiai]
Umiejka: Sztuki walki poziom 1
Planeta/Miejsce zamieszkania:
Królestwo Makaioshinów
@Beerus
@Beerus
Liczba postów : 63
Join date : 17/07/2021
Age : 33

Shade, Pół Sayanin, pół Demon, wręcz abominacja!  Empty Re: Shade, Pół Sayanin, pół Demon, wręcz abominacja!

Pon Sie 09, 2021 5:54 pm
Shade, Pół Sayanin, pół Demon, wręcz abominacja!  Akceptacjadb
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach