Dragon Ball PBF - Another Universe ~KAI~
ZAMKNIĘTE

Join the forum, it's quick and easy

Dragon Ball PBF - Another Universe ~KAI~
ZAMKNIĘTE

Go down
Raa'Na
Raa'Na
Liczba postów : 10
Join date : 14/08/2021

Perypetie Raa'Ny Empty Perypetie Raa'Ny

Sob Wrz 04, 2021 12:02 am
Słońce już dawno zaszło za horyzontem, lecz Raa’Nie to nie przeszkadzało. W przeciwieństwie do czegoś innego. Ponownie zaczynała odczuwać narastającą pustkę, a to ewidentnie oznaczało, że powinna się posilić. Jednak jak na złość, od dłuższego czasu nie mogła natrafić na żadną osadę, miasteczko, czy choćby pojedynczą, ludzką siedzibę. I choć cały czas parła przed siebie, to sytuacja w ogóle nie ulegała zmianie. Jak okiem sięgnąć wszędzie były drzewa, a jedynymi dźwiękami, jakie do niej aktualnie dochodziły, był szelest liści i sporadyczne odgłosy nocnych zwierząt. A to zawył jakiś wilk, gdzie indziej zahuczała sowa, a to znów jakiś wielki stwór zaryczał, jakby chciał oznajmić światu, że jest właśnie w tym miejscu i jest gotów na przyjęcie każdego, kto odważyłby się rzucić mu wyzwanie.
Jej jednak nie interesowały jakieś dzikie zwierzęta, gdyż w tym momencie jedynie jakaś świadoma istota byłaby w stanie zaspokoić jej głód.
Nie zwalniając tempa, gnała przed siebie, cicho przemykając pomiędzy wszelką leśną roślinnością, aż drzewa nie urwały się niespodziewanie, pozostawiając pustkę.
Zatrzymawszy się z lekkim poślizgiem, usta majinki wykrzywiły się w nieprzyjemnym grymasie, podczaspodczas gdy ona rozejrzała się, po skąpanej w jasnym blasku księżyca w pełni okolicy. Stała na skraju kilkunastometrowego klifu, a z rozciągającego się w dole morza drzew wyrastał kilka, zarówno większych jak i mniejszych stromych wzniesień, o płaskich szczytach w całości porośniętych drzewami. Nie byłoby w tym widoczku nic godnego jej uwagi, gdyby nie jeden drobny szczegół, który sprawił, że usta Raa’Ny bezwiednie z grymasu niezadowolenia i frustracji, rozciągnęły się w uśmiech. Nie był to jednak uśmiech, który mogłoby wywołać u kogokolwiek jakiekolwiek przyjemne odczucia. Raczej grymas zwiastujący najgorszy możliwy koszmar.
Pomiędzy koronami drzew u podnóża najbliższego wzniesienia, dało się dostrzec pomarańczową łunę. I choć z tej odległości nie widać było żadnego dymu, to niewątpliwie musiał to być blask ogniska. Ogniska, które ktoś rozpalił, chcąc spędzić noc w lesie. A to oznaczało jedno.
Posiłek.
Nie tracąc więcej czasu, różowoskóra przykucnęła i zaczęła przyglądać się ścianie urwiska. Było za wysokie, by mogła bezpiecznie z niego zeskoczyć, jak i zbyt strome, by próbować po nim zejść. Pozostawała więc jedna opcja.
Wyskoczyła w pustkę przed sobą. Już spadając, Raa’Na obróciła się w stronę zbocza i wziąwszy zamach, wystrzeliła prawą rękę, a ta rozciągnęła się tak, że pomimo odległości udało jej się chwycić wystający korzeń.
Zaczepiona w ten sposób, pozostałymi kończynami zamortyzowała uderzenie o skalną ścianę, po czym krok po kroku, zaczęła schodzić w dół zbocza. Sama podróż nie stanowiła większego wyzwania, choć po dotarciu do gruntu, ręka była trochę za długo rozciągnięta. A przynajmniej na taką długość.
Nie był to jednak czas na zajmowanie się czymś takim. W końcu to, czego tak bardzo teraz pragnęła, było tak blisko. Przywracając kończynę, do jej normalnej formy, majinka ponownie ruszyła pomiędzy drzewami, choć znacznie wolniej, niż dotychczas, by przypadkiem nie zaalarmować przyszłych ofiar.
Przez pewien czas kluczyła pomiędzy drzewami i krzewami, aż dotarłszy na miejsce, przystanęła poza zasięgiem poświaty ogniska i skryła wśród zarośli. Oczy rozbłysły jej na krótką chwilę jasnym blaskiem, gdy z cienia zaczęła przypatrywać się skromnemu obozowisku, składającego się aktualnie z ogniska oraz paru rzuconych na jedną stertę tobołków.
— Plan zakładał pełen kufel w cieplutkiej gospodzie… — westchnął jeden z dwóch znajdujących się na polanie mężczyzn, siadając na kamieniu przy ognisku. Ubrany był w kraciastą koszulę i spięte skórzanym paskiem spodnie, a to jak się na nim ów ubiór układał, nie wskazywał, by miał za mało, lub za dużo ciała. Do tego krótkie czarne włosy i okalający usta zarost. Ot kolejny przedstawiciel jej głównego źródła pokarmu.
— Trzeba było mnie słuchać Ichiro, a nie udawać większego znawcę, niż jesteś faktycznie — odparł jego rozmówca, jakimś cudem nie gubiąc przy tym papierosa z ust. Ubrany był podobnie do Ichiro z tą różnicą, że na jego rękach gościła para rękawiczek. Wypuszczając obłok dymu z ust powrócił do próby rozbicia namiot. Wyglądało jednak na to, że albo sprzęt nie zamierzał mu tego ułatwić, albo mężczyzna zwyczajnie nie miał większego pojęcia jak się za to zabrać.
— Ale przynajmniej nie upierałem się, by nie zabierać żadnego radia, czy telefonu — prychnął brodaty. Następnie zniżył głos i zaczął mówić, nieudolnie naśladując głos rozmówcy: — No nie bądź taki… To tylko kilka dni na łonie natury... Odetnijmy się od cywilizacji... Naładujemy baterie…
— Beznadziejnie ci to wychodzi.
— Na pewno nie gorzej, niż tobie z tym namiotem Satoru — stwierdził Ichiro, patrząc z uśmieszkiem, jak namiot po raz kolejny zapada się sam w sobie.
W tym momencie, czując jak siedząca w niej pustka pochłania kolejny fragment jej wnętrza Raa’Na stwierdziła, że już dość się naoglądała. W końcu co ta dwójka mogła jej zrobić, skoro nawet nie zdawali sobie sprawy w jakiej sytuacji właśnie się znaleźli?
Wyprostowała się i powoli, bezszelestnie niczym duch, ruszyła w stronę obozowiska. Nie było sensu bawić się w scenki, ani czasu na zrobienie odpowiedniej atmosfery.
Była niemal na krawędzi polany, gdy stanęła na gałązkę, która złamała się z trzaskiem. To było niczym znak, na który zareagowali zarówno ona jak i oni. Zostawiając po sobie powidok, Raa’Na wystrzeliła przed siebie, momentalnie doskakując do brodatego. Ten nawet się nie zorientował, jak złapała go za szyję i uniosła do góry. I choć był od niej wyższy, to w tym momencie jego stopy dyndały w powietrzu, kilka centymetrów nad ziemią, podczas, gdy on sam próbował usilnie próbował złapać oddech przez ściśnięte gardło.
— Widziałeś to co ja… — spytał Satoru, nie zdając sobie z niczego sprawy, dalej spoglądał w miejsce, gdzie jeszcze przed momentem można było zobaczyć podobiznę majinki. Nie słysząc jednak żadnej odpowiedzi, odwrócił się, a gdy zobaczyła co się dzieje z jego gardła wyrwał się okrzyk strachu. Mało się również nie potknął o własne nogi, próbując jak najszybciej dotrzeć do leżących kawałek dalej tobołków.
Ona tymczasem dalej zaciskała palce na szyi mężczyzny, który usilnie próbował się uwolnić z jej chwytu. Nic to jednak nie dawało i po chwili oczy biedaka powędrowały do góry, a ciało zwiotczało, gdy ostatecznie stracił przytomność.
— Po ciebie też przyjdziemy… — rzuciła do nieprzytomnego mężczyzny, po czym rzuciła nim o najbliższe drzewo i w akompaniamencie głuchego uderzenia, odwróciła się w stronę Satoru. W końcu nie mogła stracić połowy posiłku.
W tym momencie nocną ciszę przerwał odgłos wystrzału, a wyciągniętą w stronę mężczyzny dłoń przeszył ból. Zerkając szybko na swoją kończynę, przekonała się, że w jej zgrabnej łapce świeciła przechodząca na wylot dziura.
Już miała zignorować ból i rzucić się na uzbrojonego w pistolet mężczyznę, lecz ten zaczął raz za razem naciskać na spust, posyłając w zaskoczoną Raa’Nę kolejne pociski w akompaniamencie kolejnych okrzyków bólu z jej strony. Strzelał i strzelał, aż zamiast kolejnego wystrzału, jedyne co było słychać, to puste kliknięcie.
— A więc lubisz na ostro… — z trudem wysyczała różowoskóra przez zaciśnięte zęby i gardło, powoli podnosząc się na równe nogi. Poza przestrzeloną dłonią miała w tym momencie jeszcze odstrzelony kawałek ramienia, oraz cztery nowe otwory na brzuchu i klatce piersiowej. Najgorsze było jednak to, że jeden z pocisków trafił ją w oko, przy okazji niemal odrywając połowę policzka.
— A… a.. ale… — zaczął, nie wierząc własnym oczom. Widząc jednak jak rusza w jego kierunku, odwrócił się w stronę drzew, chcąc po prostu uciec przed stojącym przed nim potworem.
W tym jednak momencie Raa’Na pojawiła się tuż przed nim, chwytając w żelaznym uściski, jego dłoń wciąż zaciśniętą na bezużytecznej już broni.
— Teraz nasza kolej — oznajmiła, gdy mało na nią nie wpadł, po czym mrużąc kocie oczy, zaczęła powoli zaciskać dłoń na jego ręce. W pierwszej chwili próbował jakoś wydostać rękę z jej uścisku, lecz ona nie ustępowała, wciąż coraz mocniej zaciskając palce.
W końcu padł pod jej chwytem na kolana, choć zaciskając zęby z bólu usilnie walczył. Wtem dało się słyszeć trzask, po którym nadeszło kilka kolejnych, a Saturo zaczął krzyczeć z bólu.
Majinka nie słyszała, krzyku agonii wywołanej strzaskaniem połowy kości w dłoni. Dla niej była przeszywająca na skroś symfonia. Każde kolejne złamanie było częścią najwspanialszego na świecie utworu i choć był on pisany w tym właśnie momencie, to całe jej ciało wiedziała, że każdy dźwięk był na swoim miejscu. Był doskonale dopasowanym fragmentem układanki. Układanki będące sensem jej bytu.
Wiedziała to. Widziała to w jego pełnych bólu oczach, które z przerażeniem obserwowały jak rany na jej ciele zasklepiają się, a ona stopniowo odzyskuje ostrość widzenia.
— Tylko nie kończ za szybko, bo bardzo tego nie lubimy — ostrzegła Saturo, po czym pękła kolejna kość, a po lesie rozszedł się pełen bólu krzyk.

Gdy poranne słońce zaczęło oświetlać polanę, Raa’Ny już nie było. Ognisko dawno się wypaliło, a namiot i plecaki leżały nietknięte w tym samych miejscach, co w chwili zajścia. W powietrzu dało się wyczuć delikatna woń spalonego mięsa, którego źródłem było poczerniałe ciało, leżące pod jednym z drzew. Jego stan nie pozwalał ustalić, czy był to Ichiro, czy Saturo, bowiem znajdujące kilka metrów dalej drugie zwłoki, choć nie nosiło na sobie śladów ognia było w stanie świadczącym, że różowa majinka poznała ów człowieka dokładnie i na wylot.
@Vados
@Vados
Liczba postów : 86
Join date : 17/07/2021

Perypetie Raa'Ny Empty Re: Perypetie Raa'Ny

Nie Wrz 12, 2021 12:04 am
Perypetie Raa'Ny Akceptacjadb
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach