Dragon Ball PBF - Another Universe ~KAI~
ZAMKNIĘTE

Join the forum, it's quick and easy

Dragon Ball PBF - Another Universe ~KAI~
ZAMKNIĘTE

Go down
Akai
Akai
Liczba postów : 6
Join date : 15/08/2021

Not so long time ago~~ Empty Not so long time ago~~

Nie Sie 15, 2021 11:04 pm
Not so long time ago~~ Images?q=tbn:ANd9GcRVf3z7lyazAQE5m6bnwhpE3sy8SaCV2amtXLB0L9bHmqRPD7KKgszi-lOZEaPDhk8MMZM&usqp=CAU
Koniec prawie zawsze jest początkiem~~
Akai
Akai
Liczba postów : 6
Join date : 15/08/2021

Not so long time ago~~ Empty Re: Not so long time ago~~

Pon Sie 30, 2021 4:08 pm
Hard start…

Unosiła się w przestrzeni, dryfowała w niej. Otaczała ją ciemność i niczym niezmącona cisza. Jak długo tu była? Gdzie właściwie było to „tu”? Co się z nią stało? To nie wyglądało na sen chociaż… czy sen wyglądałby jak sen? Nigdy się nad tym nie zastanawiała. Nigdy też właściwie nie miewała snów, choć chyba trafniejszym określeniem byłoby – nie pamiętała ich. Zasypiała, a potem się budziła, ot tak. Kiedyś być może śniła, jednak lata spędzone w Armii zmuszały ją do ciągłej czujności. Nigdy nie wiadomo, kiedy i z której strony nadejdzie zagrożenie, prawda? Właśnie dlatego jej sen był płytki, więc każdy szmer w okolicy potrafił wzbudzić jej czujność.
Teraz jednak było inaczej. Nie czuła, by leżała na czymkolwiek, po prostu się unosiła. W dodatku nie mogła otworzyć oczu. A może mogła, tylko niczego wokół nie widziała? Jakby dookoła nie było nic poza mrokiem… i ciszą. Normalnie słyszałaby choćby ćwierkanie ptaków czy inne naturalne odgłosy otoczenia, a teraz – nic. A jednak ciężko jej było skupić się na tak prostej rzeczy jak niepokój. Przynajmniej do chwili, gdy wszystko uległo zmianie. Zalała ją jasność.
Poczuła chłód, wiatr uderzający w jej ciało i nieważkość. Już nie unosiła się w przestrzeni, a spadała. Uchyliła lekko powieki, dostrzegając czerwień i pomarańcz mieszające się ze sobą na nieboskłonie. Zachód słońca – przemknęło jej przez myśl, ale też zastanowiła się chwilę. Co robiła, że znalazła się o tej porze poza swoją kwaterą? Pamiętała przecież, że siedziała nad jakimiś dokumentami czy tam raportami z misji.
”– Radzę ci przemyśleć ofertę, bo lepszej nie dostaniesz, a wiele możesz stracić.”
Echo znajomych słów rozbrzmiało gdzieś w głębi jej umysłu. Znała ten głos, to było pewne, w tej chwili jednak nie potrafiła przypisać go do konkretnej osoby. Mimo wszystko na samo brzmienie tych słów poczuła dziwne i nieprzyjemne ukłucie gdzieś w środku.
”– Zawdzięczasz nam całe swoje życie, od tego nie uciekniesz.”
Kolejne słowa wzburzyły falę irytacji. Niby komu miała zawdzięczać życie? Do wszystkiego dochodziła sama, własnoręcznie zdobyła władzę, opanowała całą planetę, wprowadziła ład i porządek. Nikt postronny nie miał prawa przypisywać sobie udziału w jej dokonaniach! A jednak był ktoś taki… Przed oczami mignęło jej oblicze białowłosej czarownicy, która wręcz śmiała jej się w twarz. Akai zgrzytnęła zębami…
…a moment później z łoskotem wbiła się plecami w ziemię. Wyjątkowo mocno i boleśnie zresztą. Z jej gardła wyrwał się krótki okrzyk, który szybko stłamsiła. Okrzyk za to przerodził się w warknięcie.
- Wypatroszę – syknęła, podnosząc się… a właściwie próbując. Z jakiejś dziwnej przyczyny nie była w stanie choćby drgnąć. Poderwała się – ciało ledwo drgnęło. Dlaczego? Bo coś usilnie przyciskało ją do ziemi. Z tym że nie czuła żadnych więzów wokół siebie, a raczej… jakby jej ciało było sflaczałe, osłabione. Znów zgrzytnęła zębami.
- Przeklęta wiedźmo, niech cię tylko dorwę w swoje ręce, a pożałujesz, że w ogóle się narodziłaś! – warknęła rozeźlona, uwalniając moc, zamiast jednak złotej aury pojawiła się zwykła, biała. Akai rozszerzyła w szoku oczy. Jakim cudem?! Przecież stadium „super” nie ma przed nią tajemnic! A raczej… nie miało. W jakiś niewytłumaczalny sposób czarownica pozbawiła ją tej mocy. Tym razem płomiennowłosa nie hamowała krzyku wściekłości, a słychać go było zapewne z daleka. Wciąż próbowała chociażby unieść się do siadu, ostatecznie jednak zdołała zaledwie obrócić się na brzuch. Była wykończona, sfrustrowana i pałała zemstą na głupiej wiedźmie i jej poplecznikach, mimo wszystko chwilowo była zbyt słaba.
Gdy jej powieki zaczynały już opadać, zwiastując utratę przytomności, dostrzegła w dali zarys jakiejś postaci, nie była jednak w stanie wyostrzyć obrazu. To i tak nie miało znaczenia – odleciała.


Ognisko skwierczało wyraźnie, gdy ogień pochłaniał szczapy drewna swoim żarem. Słyszała je wyraźnie, jeszcze zanim na dobre otworzyła oczy. Zdawała sobie też sprawę, że nie jest tu sama, gdziekolwiek było aktualne „tu”. Bo raczej nikt nie zrobił ogniska w miejscu jej niefortunnego lądowania, prawda?
Uchyliła lekko powieki, dostrzegając kamienny sufit i orientując się, że znajduje się w jakiejś jaskini. Przekręciła lekko głowę, dostrzegając nieopodal starszego wyglądem mężczyznę, który akurat się posilał. Siedział zwrócony do niej bokiem i chyba jeszcze się nie zorientował, że się ocknęła, wykorzystała zatem ten czas na rozeznanie w terenie i sytuacji jako takiej. Fakt pierwszy – przywlókł ją tu tak, jak padła. Wciąż miała na sobie własne ciuchy, nienaruszone choć brudne, do tego głowę ułożoną miała na czymś miękkim. Fakt drugi – jaskinia była dość dobrze oświetlona przez pochodnie, a także jako tako wyposażona, o czym świadczyły skrzynie z jakimś sprzętem czy innymi cudami. Fakt trzeci – facet było podejrzany. Widać było tę wielką szramę na łbie, do tego dziwne ciuchy ciut przypominające jej strój tamtego saiyanina, którego zabiła kilka tygodni wcześniej. Sama gęba też nie robiła pozytywnego wrażenia, ale nie zamierzała tak od razu oceniać. Z doświadczenia wiedziała, że pierwsze wrażenie może znacznie odbiegać od rzeczywistości. Poza tym… przyciągnął ją tu i chyba nic specjalnego jej nie zrobił.
- Zamiast mi się przyglądać, usiadłabyś i coś zjadła – odezwał się nagle, co wywołało lekkie spięcie mięśni u dziewczyny. Zauważyła jednak, że wbrew pozorom była ciut bardziej mobilna niż w momencie lądowania. Czyżby wracały jej siły?
Podniosła się z lekkim trudem na łokciu, a następnie usiadła, wciąż spoglądając na mężczyznę. On za to dalej jadł, nawet na nią nie patrząc. Ciekawiło ją to dziwne urządzenie ze szkiełkiem, które miał na oku, nie chciała jednak pytać. A przynajmniej nie w tej chwili.
- Długo byłam nieprzytomna? – spytała za to trochę niepewnie.
- Z godzinę? – odparł lakonicznie, jakby nie przykładał w ogóle uwagi do takich szczegółów. – Ranna nie jesteś, w sumie nawet nie poobijana. Lepiej zjedz i się wzmocnij. W Armii nie tolerują słabeuszy.
Zgrzytnęła lekko zębami, marszcząc groźnie brwi. Miała ochotę zarzucić mu, że to ona stoi na szczycie tej Armii i wcale nie jest słaba, powstrzymała się jednak. Mogłaby go za to skrócić o głowę. Mimo wszystko pomógł jej, właściwie bezinteresownie jak dotąd, mogła więc wyjątkowo okazać mu łaskę. Mężczyzna nawet nie zwrócił uwagi na jej reakcję, jakby myślami był gdzie indziej, po prostu podał jej talerz z kawałkiem mięsa i tyle. Mimo że wciąż czuła się osłabiona, było z nią o wiele lepiej niż przed tą godziną, czy jak dawno zderzyła się z ziemią. Wtedy ledwo potrafiła przewrócić się z pleców na brzuch, teraz przynajmniej mogła o własnych siłach usiąść, choć wciąż czuła się dziwnie ociężała. Chwyciła za talerz i bez słowa zabrała za jedzenie. Nawet nie miała pojęcia, jak bardzo jest głodna. Mięso było trochę żylaste, ale soczyste, nie narzekała więc. Brakowało jej tu dobrego sosu pieczeniowego, jednak jak na warunki jaskiniowe obecna forma musiała wystarczyć.
W pewnej chwili mężczyzna wstał, odstawiając na bok pusty już talerz, dołożył do ogniska świeże polano, a potem skierował się do wyjścia, nie uraczywszy jej choćby słowem. Nie żeby się jakkolwiek przejęła tym faktem. Dokończyła na spokojnie posiłek, nawet poczęstowała się wodą postawioną w pobliżu, a potem zebrała się i wstała. Znaczy… w sumie podniosła się i zaraz znów padła dość ciężko na glebę.
- Wypatroszę przeklętą wiedźmę za to, co mi zrobiła… cokolwiek zrobiła… - syknęła cicho, unosząc się z trudem na ramionach. Ziemia wręcz ciągnęła ją ku sobie, co było cholernie irytujące. Mimo wszystko postanowiła walczyć z tą siłą stopniowo. Czym to zaowocowało? Cóż, swego rodzaju serią pompek? W sumie nawet nie liczyła, po prostu unosiła się i po chwili lekko opadała, starając się przeciwdziałać wzmożonej grawitacji. Po kilku chwilach takiego wysiłku odczuła pierwsze efekty – grunt oddziaływał na nią w mniejszym stopniu, a może po prostu przywykła do tego nałożonego na nią utrudnienia? W każdym razie było lepiej. Wzmocniła ramiona, zaraz potem przeszła do ćwiczeń wzmacniających nogi, choć tu było już trudniej. Miała wrażenie, jakby ważyła z dziesięć razy tyle, co normalnie. Gdy w końcu była już w stanie ustać w jako takim pionie (z podporą w postaci ściany, ale też się liczy), przeszła powoli w stronę skrzyń, chcąc sprawdzić, co tak właściwie się w nich kryje. A nie kryło się chyba nic ciekawego, ot zapasy jedzenia i wody, plus jakieś dziwne ciuchy i chyba notatnik. Chyba, bo za cholerę nie umiała rozczytać tego bazgrolenia na poszczególnych stronach. Staruch miał cholernie nieczytelne pismo, jakby urwał się z jakiegoś średniowiecza. No nic, skoro nic pożytecznego i tak tu nie znajdzie, może się stąd zawinąć i wrócić do siebie. A przynajmniej taki miała plan.
Powolnym dość krokiem ruszyła w stronę wyjścia z jaskini, wciąż jeszcze podpierając się ściany. Przywitała ją tam jasność. Czyżby spędziła tu całą noc? Ale przecież facet mówił, że straciła przytomność jakąś godzinę wcześniej, a przecież zmierzchało. Nic z tego nie rozumiała.
- Śmierdzisz, idź się wykąp – usłyszała gdzieś z boku głos starca, który siedział na jakiejś półce skalnej z zamkniętymi oczami. – Rzeka jest na lewo. Zmyj ze łba tę czerwień, zanim wrócisz do miasta. Ta dzisiejsza młodzież to ma dziwaczne pomysły… - mruknął jeszcze pod nosem.
Akai miała ochotę mu przywalić, serio. Sam był właściwie łysy, a przeszkadzały mu jej płomienne włosy? Toż to zniewaga! Mimo wszystko wiedziała, że aktualnie nie jest w odpowiedniej formie na potyczki, a gość mimo wszystko wyglądał na takiego z dobrą kondycją. Prychnęła zatem tylko pod nosem i skierowała się na lewo, w stronę rzeki. Znalazła ją dość szybko, a upewniwszy się, że nikt w okolicy nie grasuje – zrzuciła z siebie ciuchy i wsunęła się do chłodnej wody. Przepłukała w niej także koszulkę, spodnie i resztę zostawiając do późniejszej przepierki. Jeszcze tego brakowało, by wracała w kompletnie mokrych ciuchach. A tak to będzie miała przynajmniej coś na sobie, plus przesuszy koszulkę w drodze na jakimś badylu. Spłukała zatem względnie pot z ciała, po czym wyszła na brzeg, nieco się osuszyć. Słońce dziś grzało, więc raz-dwa na jej skórze nie została nawet kropla wody. Ubrała spodnie, buty, kamizelkę, którą przewiązała pasem, a potem poszukała jakiejś gałęzi, rozkładając na niej mokrą koszulkę.
- No, no, ciałko to jednak masz niczego sobie – usłyszała gdzieś za sobą, odruchowo zamachując się prowizoryczną suszarką w tamtą stronę. Mężczyzna tylko się zaśmiał, po chwili jednak spoważniał. A może tylko udawał poważnego? – Lepiej wracaj do koszar, zanim ktoś potrąci ci z żołdu za obijanie się.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, nie zamierzała jednak tego komentować. Mimo wszystko nie wiedziała, gdzie dokładnie się znajduje, a ten zboczony staruch najwyraźniej był obeznany w terenie.
- Którędy do miasta? – spytała po prostu.
Mężczyzna uśmiechnął się tylko półgębkiem i wskazał kierunek, a potem… ruszył w stronę swojej jaskini.
- Pamiętaj, nigdy nie wiesz, kiedy wezwą cię na służbę! – rzucił jeszcze na odchodne i tyle go było widać.
Odczekała jeszcze chwilę, by upewnić się, że na pewno zniknął, dopiero potem opuściła gałąź z koszulką, która do tej pory służyła jej za prowizoryczną broń. Nie żeby w starciu cokolwiek dała, posłużyłaby raczej do utrzymania dystansu, ale cóż. Bez ociągania się ruszyła we wskazanym kierunku – w stronę miasta. W mieście załatwi sobie transport do bazy głównej, a po porządnej regeneracji urządzi sobie małe polowanie na czarownice. Nie miała w zamiarze odpuszczać wiedźmie tego numeru, co to, to nie. Gdyby tylko od razu wiedziała…
Przeszedłszy sporą trasę leśnymi ostępami, w końcu wydostała się na otwartą przestrzeń. Moment później zaś zamarła, gdyż widok tego, co miała przed sobą, kompletnie ją zaskoczył. Po lewej w dolinie dostrzegła zrujnowane miasto, nie to jednak przykuło jej uwagę, a wiszące na nieboskłonie księżyce… dwa księżyce. Z pewnością żadne z nich nie było słońcem, co do tego nie miała wątpliwości. Mimo wszystko Ziemia miała tylko jeden księżyc, jakim więc cudem..? Olśnienie przyszło po chwili, wraz z nim zaś pojawił się lęk. Bo jeśli ma przed sobą dwie naturalne satelity, z pewnością jest w obcym miejscu, a jej podróż do domu znacznie się wydłuży.
Gdziekolwiek była – nie była na Ziemi.
To Be Continued...
@Beerus
@Beerus
Liczba postów : 63
Join date : 17/07/2021
Age : 32

Not so long time ago~~ Empty Re: Not so long time ago~~

Sob Wrz 04, 2021 8:53 pm
Not so long time ago~~ Akceptacjadb


Sponsored content

Not so long time ago~~ Empty Re: Not so long time ago~~

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach